Taylor Momsen widziała się z Chrisem Cornellem krótko przed jego śmiercią. Co mu powiedziała?
Frontmanka The Pretty Reckless – Taylor Momsen – w radiowym wywiadzie wspomniała o jej ostatniej rozmowie z Chrisem Cornellem. Kilka godzin później muzyk zmarł w tragicznych okolicznościach.
Chris Cornell popełnił samobójstwo 18 maja 2017 r. w hotelowym pokoju w Detroit. Dzień wcześniej wraz z Soundgarden wystąpił w tym mieście na koncercie.
Badania toksykologiczne wykazały, że 52-letni wokalista wziął nie tylko przepisany Ativan. W jego organizmie znaleziono m.in.: nalokson (pochodzący z leku o nazwie Narcan), butalbital (lek psychotropowy), lorazepam (składowa wspomnianego już Ativanu), pseudoefedryna (syntetyczny zamiennik efedryny) oraz barbiturany (składowe leków nasennych, znieczulających i przeciwpadaczkowych). Wszystkie wymienione substancje pochodzą z leków na receptę.
Nagła i niespodziewana śmierć rockmana zszokowała opinię publiczną na całym świecie.
Chris Cornell (1964 - 2017)
Tragiczne wydarzenia z Detroit wstrząsnęły również zespołem The Pretty Reckless (sprawdź!), który występował wtedy na ten samej trasie co Soundgarden. Z tego powodu grupa zawiesiła swoją działalność i przestała koncertować.
Z nowym albumem - "Death By Rock And Roll" - który jest hołdem dla Cornella, zespół powróci w tym roku. Głos na temat śmierci słynnego muzyka zabrała wokalistka grupy Taylor Momsen.
Rockmanka w rozmowie z 95.5 KLOS przyznała, że była jedną z ostatnich osób, które widziały lidera Soundgarden.
"[Chris] miał zwyczaj opuszczania hali zaraz po koncercie więc czekałam na niego przy tylnym wyjściu, wiedząc, że to nasza ostatnia noc w trasie. Chciałam podziękować mu za wszystko" - mówiła.
"I udało się, złapałam go, gdy wychodził. Ucięliśmy sobie krótką pogawędkę, mocno go uścisnęłam i powiedziałam, żebyśmy jeszcze kiedyś zagrali. Potem spędziliśmy noc na tylnym parkingu z członkami Soundgarden - Mattem Cameronem i Kimem Thayliem" - wspominała.
"To było dla nas wielkie święto, bo nie mogliśmy uwierzyć, że tam jesteśmy. Trasa dobiegła końca, ale cieszyliśmy się, że byliśmy jej częścią" - opowiadała.
Następnego dnia Cornell został znaleziony martwy w swoim pokoju hotelowym. Momsen przyznała, że nie mogła w to uwierzyć. "Chyba jak cały świat, nie chciałam, aby to była prawda. Byłam przekonana, że ktoś nas okłamuje lub robi sobie podły żart" - kontynuowała.
Wokalistka przyznała, że zespół wkrótce zakończył na jakiś czas koncertowanie, gdyż nie radził sobie z traumą po śmierci swojego idola.