Straszna wiosna minęła: Bret Michaels wraca na scenę
Bret Michaels powtarza w tych dniach mantrę: "Każdy dzień nad ziemią to wspaniały dzień. Nawet złe dni to dobre dni".
Weteran rocka i gwiazdor reality show nie mówi bynajmniej o filozoficznych abstrakcjach. Nie tak dawno temu niewiele brakowało, a sam znalazłby się pod ziemią.
12 kwietnia, tuż przed solowym występem w San Antonio, wokalista grupy Poison - który od dziecka zmaga się z cukrzycą - został odwieziony do szpitala, gdzie w trybie natychmiastowym wycięto mu wyrostek robaczkowy. Jedenaście dni później muzyk doznał wylewu krwi do mózgu i o mały włos nie rozstał się z życiem.
Piątego maja Bret opuścił klinikę jako "jeden z tych szczęściarzy" - by zacytować opiekującego się nim lekarza, który zresztą wieścił rockmanowi całkowity powrót do zdrowia. Nie minęły jednak dwa tygodnie, a Michaels wrócił na oddział - powodem był lekki udar. Badania wykazały, że w sercu muzyka jest dziura, która wymaga operacji. Zabieg odbędzie się jeszcze tego lata.
Dla niektórych byłaby to seria wydarzeń z cyklu tych, co zmieniają życie człowieka na zawsze. Dla Michaelsa jest to - tu znów cytat - zwyczajny "wybój na drodze".
- Przepełnia mnie uczucie wdzięczności - pośpiesznie dopowiada 47-letni wokalista, który urodził się jako Bret Michael Sychak w Butler w stanie Pensylwania. - Jestem jednym z tych nielicznych szczęściarzy - mówią, że jest ich może piętnaście, może dwadzieścia procent - którzy po takich przejściach mają szansę nie tylko żyć, ale i wrócić do całkiem niezłej formy.
- Chcę tylko mieć pewność, że - jakkolwiek jest to bardzo traumatyczne doświadczenie - spuścizna, jaką po sobie zostawiam, to moja natura wojownika, a nie fakt, że miałem wylew.
W istocie od tamtych tragicznych wydarzeń Michaels niemal nie zwalnia tempa. Mimo kłopotów zdrowotnych, został wybrany przez samego Donalda Trumpa zwycięzcą tegorocznej edycji reality show "Celebrity Apprentice" [jego uczestnicy wykonują na zlecenie miliardera marketingowe projekty - przyp. tłum.]. Wystąpił również w finałowym odcinku kolejnej odsłony "American Idol". Michael - który sam ma na koncie kilka sezonów własnego reality show, "Miłość w rytmie rocka" - potwierdził, że prowadzi rozmowy na temat ewentualnego zastąpienia opuszczającego jury Simona Cowella.
A to nie wszystko. Bret wydał właśnie nowy solowy album zatytułowany "Custom Built", na którym znalazł się duet z Miley Cyrus (wybrana na singel piosenka "Nothing to Lose") i zabarwiony nutą country remake hitu Poison z 1988 roku, "Every Rose Has Its Thorn".
Zobacz koncertowe wykonanie tego utworu w duecie z Miley Cyrus:
Rockman przygotowuje się również do udziału w nowym reality show "Bret Michaels: Life as I Know It", który powinien zadebiutować na antenie VH1 jeszcze tej jesieni. Poprzedzi on ukazanie się autobiografii muzyka, zaplanowane na początek 2011 roku. Michaels ma również w planach trasę koncertową, która ma potrwać całe lato. Towarzyszyć mu w niej będą Lynyrd Skynyrd i 38 Special. Poison wyruszy zaś w trasę w przyszłym roku, z okazji 25. rocznicy wydania pierwszego albumu zespołu.
Zważywszy na to, przez co przeszedł, można byłoby oczekiwać, że Michaels wrzuci na luz. Tymczasem on sam wyznaje, że to po prostu nie w jego stylu.
- Mój sposób na terapię to muzyka, to powrót na trasę - mówi wieczny kawaler, a zarazem ojciec dwóch córek, Kristi i Raine. - Przeleżałem niemal dwa miesiące na trzech różnych OIOM-ach, prawda? Nawet, gdybym miał już nigdy nie oglądać szpitala od środka, powiem, że "nigdy" to dla mnie i tak za wcześnie. Jeśli mam jakąś szansę na pełny powrót do zdrowia, to muszę być otoczony ludźmi i rzeczami, które w moim odczuciu pomagają mi najbardziej. Muszę grać koncerty i przebywać ze swoją rodziną.
Gdy Johnny Van Zant, wokalista Lynyrd Skynyrd, zobaczył Michaelsa na scenie, stwierdził, że rockman podjął słuszną decyzję.
"Bret sobie poradzi" - powiedział w jednym z wywiadów. "Ani przez chwilę nie pomyśleliśmy, żeby postawić na nim krzyżyk. To stary wyjadacz. Trochę się o niego martwiłem, ale potem zobaczyłem, jak wychodzi na scenę i daje czadu. Byłem z niego autentycznie dumny".
Wykonanie "Sweet Home Alabama" wspólnie z Lynyrd Skynyrd było, jak mówi Bret, jedną z tych rzeczy w jego muzycznej karierze, które koniecznie chciał zrobić przed śmiercią. Stało się również symbolicznym znakiem jego powrotu do aktywności.
Bret Michaels i Lynyrd Skynyrd w "Sweet Home Alabama":
- Czuję ogromną wdzięczność, że tak wielu ludzi dobrze mi życzyło, modliło się za mnie, przesyłało pozytywne wibracje i po prostu troszczyło się o mnie - mówi. - Naprawdę bardzo mi to pomogło w walce z chorobą, w sensie psychicznym i emocjonalnym. Niewątpliwie rolę czynnika uzdrawiającego odegrała tu też muzyka. Kiedy wracałem do zdrowia po usunięciu wyrostka, poprosiłem personel szpitalny o moją gitarę akustyczną. Powiedziałem: "Nawet, jeżeli będę mógł tylko na niej pobrzdąkać czy pobawić się nią, to i tak będzie to coś wspaniałego". Słuchałem też mojego iPoda. Wszystko to było ważne dla przebiegu rekonwalescencji.
Skrzydeł dodał Bretowi również udział w "Celebrity Apprentice". Większość odcinków show została zrealizowana, zanim u muzyka wystąpiły kłopoty ze zdrowiem. Przez dwanaście tygodni Michaels - który walczył o pozyskanie funduszy dla Amerykańskiego Stowarzyszenia Diabetyków - rozkoszował się swoim statusem outsidera z bandanką, który "poprzedniego wieczoru grał koncert w Meksyku, przyjechał na plan programu, nie zmrużywszy oka, a potem pracował nieprzerwanie przez dwa dni, śpiąc dosłownie po trzy - cztery godziny na dobę. Wszedłem po prostu do tego hotelowego pokoju, rzuciłem klamoty na podłogę i powiedziałem: "Do roboty! Chcę wygrać ten program!".
- Wydaje mi się, że wszyscy oczekiwali, że będę zachowywał się jak ten popieprzony gwiazdor rocka, a tymczasem zobaczyli we mnie chęć walki - ciągnie Michaels. - Nawet moja własna drużyna, moi ludzie, chcieli wepchnąć mnie pod autobus! Zazwyczaj do takich incydentów dochodzi dopiero pod koniec programu, a ja doświadczyłem ich już na samym początku!
Trump okazał się być "całkiem fajnym gościem o dobrym sercu" - to znów cytat z Breta - a także fanem muzyki. Rockman jest jednak przekonany, że jego ostateczny werdykt był podyktowany wyłącznie względami biznesowymi.
- Wydaje mi się, że nie dostrzegł we mnie żadnej głupoty, a jednocześnie zobaczył, że ciężko pracowałem i zarywałem noce - mówi Michaels. - Może i zjawiłem się na planie nieco spóźniony, ale nadrobiłem to, harując po nocach. Widział też, że nigdy nie traktowałem źle swojej ekipy. Myślę, że po prostu mnie sobie upatrzył, i dlatego to ja zostałem "zatrudniony" ["zatrudnienie" przez Donalda Trumpa jest równoznaczne z wygraną w "Celebrity Apprentice" - przyp. tłum.].
Kiedy Michaels zachorował, prace nad jego szóstym solowym albumem, "Custom Built", już się rozpoczęły. Oryginalny plan zakładał nagranie dziesięciu nowych kompozycji, ale po usunięciu wyrostka i wylewie Bret musiał dokonać pewnych korekt. Na płytę trafiły remiksy wcześniejszych utworów, takich jak "Driven" i "Go That Far", piosenka z "Miłości w rytmie rocka", a także materiał z wydanego w 2005 roku albumu "Freedom of Sound" i ze skomponowanej przez rockmana ścieżki dźwiękowej do filmu "A Letter from Death Row", którego był współreżyserem i w którym zagrał główną rolę.
- Kocham wszystkie nowe i wszystkie stare piosenki - zapewnia Bret - i uważam, że doskonale ze sobą współbrzmią.
Największe zdumienie ze wszystkich kompozycji na płycie budzi "Nothing to Lose", czyli słynny już duet z Miley Cyrus. Jednak, jak mówi rockman, ludzie nie znają kulis powstania tego utworu. Pierwszym koncertem, jaki Miley zobaczyła w swoim życiu - wyjaśnia - był występ Poison w Nashville.
- Powiedziała mi mniej więcej coś takiego: "To wydarzenie nakręciło mnie i w pewien sposób nakierowało całe moje życie na dążenie do zostania artystką sceniczną" - wspomina Bret. - Kontynuowanie tego łańcuszka jest wspaniałym uczuciem.
Miley Cyrus skontaktowała się z Michaelsem, ponieważ chciała, aby na jej najnowszej płycie znalazła się jej własna wersja "Every Rose Has Its Thorn".
- Kiedy byliśmy w studio, zapytałem ją, czy chciałaby posłuchać moich nowych nagrań. "Z przyjemnością!" - odpowiedziała, a ja puściłem jej "Nothing to Lose". Miley zakochała się w tym kawałku i powiedziała mi, że bardzo chciałaby zaśpiewać w tym utworze. Moją pierwszą reakcją była myśl, że to będzie prawdziwy niszczyciel!
Posłuchaj Breta i Miley w "Nothing to Lose":
Brzmieniowo duet Miley i Breta ani trochę nie przypomina tego, do czego przyzwyczajeni są fani Cyrus.
- Jedną z bohaterek Miley jest Stevie Nicks - mówi Michaels. - A ponieważ współpracowałem już kiedyś ze Stevie jako producent, powiedziałem: "OK., zróbmy to tak, jak robi to Nicks, czyli na zasadzie pewnego freestyle'u. Musisz po prostu wziąć byka za rogi i śpiewać to, co chcesz". Miley posłuchała mojej rady, i w efekcie okazało się, że podczas nagrywania świetnie się bawiła.
Na "Custom Built" trafił również cover hitu Sublime z 1997 roku, "What I Got". - Od dnia, w którym się ukazał, jest to jeden z moich ulubionych kawałków wszech czasów - wyjaśnia Bret.
O remake'u "Every Rose Has Its Thorn" Michaels mówi: - To bardzo "korzenna" wersja, mocno naznaczona stylem The Allman Brothers Band, brzmieniem silnie nawiązująca do współczesnego country i południowego rocka. Po trosze przypomina to, co Lynyrd Skynyrd zrobili w 1973 roku z "Simple Man", albo niektóre starsze nagrania The Rolling Stones (...) Naprawdę świetnie się bawiłem przy tym kawałku. Fajnie było eksperymentować z takim materiałem, ale mimo to chciałem przede wszystkim oddać mu sprawiedliwość.
Jeśli chodzi o autobiografię Breta, "Roses & Thorns", której premierę przekładano już kilkakrotnie, to ostatecznie ma się ona ukazać 1 lutego - tak przynajmniej twierdzi wydawnictwo Simon & Schuster. Co zrozumiałem, wydarzenia tegorocznej wiosny wymusiły na autorze kolejną korektę treści.
- W całej historii Simon & Schuster nie było chyba jeszcze takiej książki, gdzie autorowi codziennie przytrafia się coś nowego - mówi Bret. - Moja autobiografia miała się ukazać 23 czerwca rok temu, ale na krótko przed tym przydarzył mi się ten wypadek na rozdaniu nagród Tony [podczas gali Bretowi spadł na głowę fragment scenografii - przyp. aut.] i wydawca chciał, żeby ten epizod znalazł się w książce. Potem miałem ten cały wylew i oczywiście usłyszałem: "Musisz o tym opowiedzieć!".
- To będzie "Wojna i pokój" pomnożona razy sześć - Michaels wybucha śmiechem. - To niedorzeczne!
Książki, telewizyjne show, otarcie się o śmierć - wszystko to ma drugorzędne znaczenie, mówi rockman, ponieważ w ostatecznym rozrachunku najważniejsza jest muzyka, i będzie tak jeszcze przez długi czas.
- Zależy mi, żeby ludzie wiedzieli, że tworzenie muzyki wciąż jest dla mnie pasją i źródłem emocji - kończy. - Jestem wdzięczny za wszystkie inne możliwości, które z tej pasji wyniknęły. I wierz mi, naprawdę czuję, że jeszcze się nie skończyłem.
- W najbliższym czasie nigdzie się nie wybieram. Jasne?
Gary Graff, New York Times
Tłum. Katarzyna Kasińska