Stanisław Grzesiuk zmarł 60 lat temu. "Nie masz cwaniaka nad warszawiaka"
60 lat temu - 21 stycznia 1963 roku - zmarł Stanisław Grzesiuk, pisarz, pieśniarz, piewca obyczajów dawnej Warszawy. Z wykształcenia elektromechanik, w czasie II wojny światowej więzień KL Dachau i KL Mauthausen-Gusen. W niemieckich obozach koncentracyjnych spędził 5 lat.
Stanisław Grzesiuk urodził się 6 maja 1918 r. w Małkowie koło Hrubieszowa. Obok Stefana Wiecheckiego (Wiecha), Jaremy Stępowskiego i Stanisława Wielanka - należał do najbardziej znanych twórców popularyzujących język i kulturę warszawskiej ulicy. Był autorem tylko trzech książek - żadna nie przeszła jednak bez echa.
Wydane po raz pierwszy w 1972 roku "Pięć lat kacetu" było zapisem obozowych wspomnień i doświadczeń. Grzesiuk otwarcie i szczerze opowiadał, jak dzięki swemu życiowemu sprytowi i twardemu charakterowi udało mu się przeżyć w trybach niemieckiej machiny eksterminacyjnej. "Podstawą życia w obozie było, w moim pojęciu, maksymalne miganie się od pracy oraz organizowanie jedzenia, a w zasadzie można to ująć w jedno zdanie - postępować przeciw wszystkim zarządzeniom władz obozowych, bo wszystkie zarządzenia miały na celu jak najszybsze wykończenie więźniów" - pisał. Wartka, akcja, poczucie humoru i brak fałszywej martyrologii zyskały książce czytelniczy sukces.
Wydane w 1959 r. "Boso ale w ostrogach" - prezentowane jako wspomnienia z dzieciństwa i młodości na warszawskim Czerniakowie - Grzesiuk napisał z prawdziwym talentem, barwnie i przekonująco - przy okazji w czarnych barwach nakreślając obraz Polski międzywojennej. "Wkrótce okazało się, że oddaliśmy nie tylko guzik, ale i cały naród w niewolę. Że ci od rządzenia byli owszem: 'silni' - w gębie, 'zwarci' - przy pijaństwie i 'gotowi' - do ucieczki za granicę" - oceniał.
Siostra Grzesiuka, Krystyna Zaborska, twierdziła, że napisał tę "zohydzającą Polskę sanacyjną" książkę, "bo innej by mu nie wydrukowali". "Tłumaczył, że chce zabezpieczyć dzieci. 'Żeby nie musiały przychodzić do was na zupkę'" - tak mówił. Naprawdę bardzo je kochał. Mówił też, że już się ciężko w życiu napracował - w obozie" - mówiła "Rzeczpospolitej" w styczniu 1988 r.
Publikacja sprawiła, że starszy brat Stanisława Grzesiuka, Wacław, przestał się do niego odzywać. A premierę sceniczną adaptacji "Boso ale w ostrogach" w stołecznym teatrze Komedia (w 1971 r.) miał przypłacić zawałem serca. Rodzeństwo najbardziej miał zaboleć literacki i - później - sceniczny portret ojca Franciszka Grzesiuka.
Zaborska z oburzeniem wspominała jak aktor (Andrzej Stockinger - PAP) odtwarzający rolę ojca, "zataczając się po scenie, ryczał: matka!!!. A 'matka' biegała w jakiejś długiej kiecce do samej ziemi". "U nas w domu nikt nie wołał matka, mówiło się: mamusiu i tatusiu, a ojciec do mamy Anny zwracał się: Andziu. Ubierała się normalnie" - wyjaśniła siostra Grzesiuka. Według niej Grzesiukowie byli normalną, niczym nieróżniącą się od innych rodziną.
"Nasz ojciec nie był pijakiem, pracował w państwowej fabryce parowozów na Kolejowej, był działaczem PPS. W domu nam niczego nie brakowało. To bzdura, że gasił Stasiowi światło, żeby nie mógł czytać. Przeciwnie, to Stasia trzeba było gonić do nauki, bo był dzieckiem żywym i stwarzał czasem problemy" - powiedziała. "Dopóki ojciec żył, Stasiek nie mógł wrócić do domu później niż o dziesiątej wieczorem. A ja musiałam być zawsze o zmierzchu" - mówiła. Dzieci Grzesiuków uczyły się gry na modnej wówczas mandolinie. "Staś przed wojną śpiewał piosenki znane z filmów: 'Ach jak przyjemnie kołysać się wśród fal', 'Ada, to nie wypada'. Żadne z nas nie znało takich łobuzerskich piosenek, jak te na jego płycie" - podkreślała.
Sam Grzesiuk, pisząc o tych samych czasach, wspominał: "Choćbym chciał być grzeczny i układny, to ludzie mi nie dadzą. Zawsze znajdzie się jakiś typ, który będzie się prosił, żeby go stuknąć w ryja, i nie sposób takiemu odmówić". Barwny, przekonujący opis czerniakowskiego półświatka - złodziejstwa, bójek, honorowych rozpraw nożowych - sprawił, że w latach 70. XX w. książka "Boso, ale w ostrogach" stała się kultową lekturą "git-ludzi" - przedstawicieli więziennej podkultury. W rzekomej "autobiografii lumpenproletariackiego dziecka" rodzina nie ma imion. Grzesiuk pisze: "matka, ojciec, siostra, brat". Nie tłumaczy też, jak przy przytłaczającym bezrobociu i braku perspektyw dostał pracę w państwowej fabryce.
"To ojciec załatwił mu pracę w Państwowych Zakładach Teleradiotechnicznych na Grochowskiej i szkołę u Wawelberga, na którą zresztą dawał mu pieniądze" - wyjaśniała Krystyna Zaborska.
Poza wyrazistym i plastycznym opisem ulicy Tatrzańskiej, przy której pod numerem 10 w czteropiętrowej kamienicy mieszkała przed wojną rodzina Grzesiuków, wszystkie inne realia w "Boso, ale w ostrogach" są nieco zamglone.
"Sielce, a nie Czerniaków, bo Tatrzańska to są Sielce, były normalną, typową, warszawską dzielnicą" - powiedział "Rzeczpospolitej" w 1988 r. Jerzy Kasprzycki, dziennikarz varsavianista, który, pisząc Warszawskie Pożegnania w "Życiu Warszawy", przez 30 lat współpracował z innym "chłopakiem z Tatrzańskiej", grafikiem Marianem Stępniem. "W języku tamtych okolic nie było wulgarnych, knajackich naleciałości, a raczej nawet pewien wykwint. Nie mówiło się na przykład o zmarłym, że 'wyciągnął kopyta', tylko 'zaśmiał się aż do sufitu' albo 'uśmiechnął się do Pana Jezusa'. Kasprzycki przypomniał, że o kilkadziesiąt metrów zaledwie od Tatrzańskiej, przy Tureckiej, mieszkał wówczas generał Władysław Sikorski.
Stanisław Grzesiuk: Kamienna twarz wywoływała huragany śmiechu
Publikacja "Pięciu lat kacetu" i "Boso, ale w ostrogach" zapewniła Grzesiukowi sporą popularność. By urozmaicić liczne spotkania autorskie, zaczął śpiewać piosenki - uliczne ballady z Czerniakowa, Powiśla, Woli i Pragi. Miał w swoim repertuarze m.in.: "Czarną Mańkę", "Bujaj się Fela", "Bal na Gnojnej", "Balladę o Okrzei", "Komu dzwonią, temu dzwonią", "Balladę o Felku Zdankiewiczu" oraz "Nie masz cwaniaka nad warszawiaka" - którą również skomponował. Akompaniował sobie na bandżoli. Piosenki wykonywał z niepowtarzalnym wdziękiem i aktorskim talentem. "Mordę miał jak Buster Keaton. Kamienna twarz wywoływała huragany śmiechu u widzów" - powiedział "Rzeczpospolitej" w 1988 r. aktor i piosenkarz Jarema Stępowski.
Pierwsze nagrania piosenek Grzesiuka pochodzą z 1959 r. z audycji radiowych z cyklu "Na warszawskiej fali". Występował również na żywo w telewizji m.in. w programie "Warszawa da się lubić" (1960 r.) reżyserowanym przez Konrada Swinarskiego, a także w popularnym radiowym "Podwieczorku przy mikrofonie".
W 1963 r. ukazała się pierwsza płyta z jego piosenkami zatytułowana "Nie masz cwaniaka nad warszawiaka", a w 1967 r. druga - "Piosenki warszawskiej ulicy".
W wydanych w 1985 r. "Szpetnych czterdziestoletnich" Agnieszka Osiecka wspominała: "Kiedy go poznałam w czerniakowskiej 'Sielance', był już poważnie chory, skarżył się, że głos mu nie brzmi. To prawda, w późniejszych swoich latach Grzesiuk bardziej recytował, niż śpiewał, ale było w tym, niczym w bluesowych recytacjach starzejącego się Armstronga, to, co najważniejsze: wsłuchanie się w duszę ludzi".
Wychowany przez ojca, aktywnego działacza PPS, Stanisław Grzesiuk - od najmłodszych lat życia zadeklarowany ateista - wkrótce po powrocie z niemieckiego obozu koncentracyjnego wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej. Jednak Jarema Stępowski nie uważał go za koniunkturalistę ani komunistę. "Był socjalistą. Ruskich nienawidził tak samo jak Niemców" - oceniał.
Pracował jako dyrektor administracyjny kilku warszawskich placówek służby zdrowia, był społecznikiem, został warszawskim radnym.
Konsekwencją obozów koncentracyjnych była wykryta w 1947 r. gruźlica płuc - sprawiła, iż coraz więcej czasu Grzesiuk spędzał w szpitalach i sanatoriach. Te doświadczenia zawarł w trzeciej swojej książce pt. "Na marginesie życia". Na stan jego zdrowia miała też wpływ choroba alkoholowa.
Zmarł 21 stycznia 1963 r., został pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.
Inspirację z piosenek wykonywanych przez Stanisława Grzesiuka czerpała m.in. grupa Szwagierkolaska - projekt dowodzony przez Muńka Staszczyka (T.Love) i Andrzeja Zeńczewskiego (Daab). Za album "Luksus" otrzymali m.in. Fryderyka 1995.