Lanberry: Cały czas się otwieram
Przełomowe wydarzenia w karierze, udział w talent shows, pisanie tekstów po polsku oraz niedoszła współpraca z Pezetem. To tylko kilka wątków, które poruszylismy w rozmowie z Lanberry.
Lanberry to jedna z ciekawszych artystek młodego pokolenia na polskiej scenie muzycznej. Na początku kariery publikowała swoje covery na Youtube, następnie pojawiła się w "The Voice of Poland" i "X Factorze", gdzie jednak nie przekonała do siebie jurorów. Po niepowodzeniach w talent shows jej kariera wcale nie uległa załamaniu. Co więcej, Lanberry poznała odpowiednich ludzi, z którymi rozpoczęła pracę nad debiutanckim albumem. Ten ukazał się 4 marca 2016 roku.
Daniel Kiełbasa, Interia: Nasz współpracownik uznał cię za jedno z odkryć 2016 roku. Czy sama też uważasz, że możesz podbić w tym roku polską scenę muzyczną?
Lanberry: - To jedno z moich marzeń i będę dążyć do tego, żeby grono moich odbiorców się poszerzało, i będę chciała docierać do potencjalnych słuchaczy i zarażać ich swoją muzyką, na ile się da.
Najbliższym przystankiem, gdzie będziesz mogła zdobyć fanów, będzie festiwal Spring Break. Co więc szykujesz z okazji występu na tym wydarzeniu i czym będziesz chciała zaskoczyć?
- Przygotowuję fajne aranżacje. Piosenki z płyty nabiorą nowego wymiaru koncertowego i pojawią się też takie instrumenty, których na płycie jest mało, na przykład gitara elektryczna. Jeżeli więc ktoś jest fanem solówek, to znajdzie też coś dla siebie. Będzie trochę ostrzej i z pazurem. No i mam nadzieję, że ta cała machina koncertowa zacznie się nakręcać.
W poprzednich wywiadach mówiłaś, że cały czas się uczysz i nie można jeszcze nazywać cię gwiazdą. To w takim razie czego możesz nauczyć się dzięki występowi na Spring Break. Jakie lekcje z tego wyciągniesz?
- Mam nadzieję, że poznam fajnych muzyków. Mam nadzieję na kontakt z publicznością. Ja się cały czas uczę. Występ na dużej scenie też będzie na pewno przeżyciem, ale pozytywnym. Bo na to czekałam od długiego czasu. Cały czas się otwieram. Mam nadzieję, że będzie wyjątkowo i zapadnę publice w pamięć.
Rozumiem, że będziesz też tam jako widz. Wybierasz się na jakieś koncerty?
- Zamierzam zostać na gwieździe wieczoru, czyli na Dawidzie Podsiadle, przed którym występuję. Fajnie będzie go usłyszeć na żywo.
Twoja kariera, mimo iż jest jeszcze bardzo rozwojowa, to obfitowała już w mnóstwo interesujących momentów. Jeżeli miałabyś wybrać najbardziej przełomowe wydarzenia w trakcie twojej kariery, to co by to było?
- Niezwykle ważne było spotkanie z Piotrem Siejką, który zaprosił mnie do współpracy i nasze światy muzyczne się połączyły, mimo iż jesteśmy z innych bajek. Piotrek był trochę włożony do szuflady z napisem "R&B, soul, pop", natomiast ja od jakichś pięciu lat zakochana jestem po uszy w muzyce elektronicznej, ale w takiej odmianie komercyjnej. Te dwa światy jakoś udało się połączyć, czego efektem jest moja debiutancka płyta "Lanberry", która niedawno ukazała się na rynku.
- Drugim przełomowym momentem było na pewno poznanie mojego menedżera, Jacka Jagłowskiego, który wziął mnie pod swoje skrzydła i w wyniku tego podpisałam kontrakt z Universal Music Polska. I też muszę przyznać, że czekałam na to wydarzenie, bo parę razy było blisko, żeby taki kontrakt podpisać, ale udało się dopiero teraz.
Zaczynałaś od YouTube’a. Pamiętasz, jaki pierwszy cover opublikowałaś?
- To było "Get Lucky" Daft Punku. Zawsze moim marzeniem było stworzyć jakiś kanał, gdzie oprócz swojej muzyki będę wrzucać przeróbki znanych piosenek, ale to już wyświechtany pomysł. No i poza tym, ile można robić covery? Trzeba absolutnie mieć pomysł na siebie i działać ze swoim materiałem. I ten też tworzyłam, ale nigdy nie mogłam ich opublikować. Zawsze tworzyłam z kimś i jakoś nie wychodziło. Na YouTube zdarzyło mi się, co prawda, umieścić kawałek z pewnym producentem, z nim też stworzyłam demo i singel "Delirious". Potem po drodze była też współpraca przy enigmatycznym projekcie NOD. Wydaliśmy płytę "Warsoul Experience" i zbieraliśmy dźwięki miasta. Tam pojawili się tacy goście jak Wojciech Waglewski, Marika, VNM i wyszło to naprawdę ciekawie. To też na pewno było ciekawe doświadczenie dla mnie jako twórczyni muzyki.
To skoro już sobie powiedzieliśmy o projekcie NOD i luźnej współpracy z Koka Beats, to w następnej kolejności były twoje występy w "The Voice" i "X Factor". Dlaczego zdecydowałaś się wziąć udział w tych programach?
- W każdym wywiadzie mówię, że nie chciałam słyszeć o udziale w takich programach, bo uważałam, że to nie ma sensu i nie odnajdywałam się w tej formule. Ale jak już się zdecydowałam, to pech chciał, że był to bardzo ciężki okres w moim życiu osobistym. Nie byłam wtedy w formie. Ale to, co wydarzyło się po "X Factor" przerosło moje oczekiwania. To właśnie po nim napisał do mnie Piotrek Siejka i tak się zaczęła nasza współpraca. On mnie tam wyhaczył i coś do niego przemówiło. Ta dziewczyna w bluzie z Myszką Miki, która śpiewała "Royals" przemówiła do niego z ekranu, jak sobie jadł kanapkę.
Gdy rozmawiałem z Kortezem o jego przygodzie z "Must Be The Music", stwierdził, że gdy ktoś się decyduje na pójście do talent show, to tylko po to, aby ktoś go tam zobaczył i żeby pomógł mu rozwinąć swoją karierę bez powiązania z programem. Też tak myślisz?
- Nie miałam żadnych założeń. Chciałam jedynie dotrzeć do szerszego grona odbiorców, ale to faktycznie łączy się z tym, co powiedział Kortez, bo w konsekwencji chodzi też o to, by dotrzeć do osób, które będą istotne dla rozwoju kariery. Ja bym dodała jeszcze, że każdy, kto przychodzi do takiego programu, powinien mieć już jakąś wizję siebie, nawet swoje demo, nad którym już pracował, żeby nie dać się wtłoczyć w coś, co niekoniecznie będzie po naszej myśli.
Myślisz, że teraz jurorzy "X Factor" i "The Voice" żałują, że ta dziewczyna mogła być pod naszymi skrzydłami i mogliśmy mieć wpływ na nią i jej przyszły sukces?
- Myślę, że nie (śmiech). Ale trenerów z "The Voice" wspominam bardzo miło, mimo tego niepowodzenia, bo była to fajna przygoda. To zabrzmi trochę banalnie, ale może ja potrzebowałam tego doświadczenia po to, żeby się otworzyć na siebie i świat.
A nie kusiło cię, aby wrócić do "The Voice" po tym, jak oni tak ładnie poprosili, żebyś zgłosiła się do kolejnej edycji?
- Nie. Już starczy mi tego rodzaju wrażeń.
Po spotkaniu z Piotrem Siejką i Jackiem Jagłowskim twoja kariera nabrała rozpędu. Trafiłaś pod skrzydła Universala, pojawiły się single, aż w końcu zaprezentowałaś słuchaczom swoją płytę. Na albumie wszystkie teksty napisałaś sama, prawda? Stworzenie ich było wyzwaniem?
- Próby pisania dla siebie i dla innych towarzyszą mi od paru lat. Tylko że pisałam po angielsku, ponieważ dobrze czuję ten język i dobrze się czuję, używając go. Ale płyta powstała z utworami po polsku i to właśnie zasługa Piotrka i Jacka. Oni zachęcili mnie, abym pisała po polsku i spróbowała trafić do polskiej publiczności. Moje teksty są napisane trochę w taki sposób, jak się komunikuję na co dzień. Nie ma tam czwartego czy piątego dna, ale mam nadzieję, że dzięki temu udało mi się pokazać autentyczną cząstkę siebie.
To klasyczne pytanie z tej okazji. Łatwiej pisze się po polsku czy po angielsku?
- Klasyczne pytanie, klasyczna odpowiedź. Łatwiej pisze się po angielsku, ale coraz bardziej odkrywam piękno naszego języka i chcę się w tym pisaniu rozwijać.
Było o tekstach, więc może teraz chwilę o muzyce. Obecnie jesteś zafascynowana, czy jakby to powiedzieć nieco bardziej kolokwialne, "jarasz się" electropopem. Gdy przesłuchiwałem natomiast utwór "Delirious", to słyszałem tam nawiązania do cięższych kierunków elektronicznych: dubstepu, drum’n’bassu... To bardziej melodia przyszłości, ale czy myślisz o stworzeniu nieco cięższej muzyki w przyszłości, różniącej się od muzyki na twoim debiucie?
- Na pewno jest to jedna z opcji. To cały czas jest droga, którą sobie kroczę. To zależy od danej chwili, danego wydawnictwa. Zobaczymy, co przyniosą kolejne miesiące. Nie zamykam żadnej furtki. Coś jest w tych syntezatorach i tym brzmieniu, co mnie przyciąga i odnajduję się w tym najlepiej.
A skoro już wspominaliśmy o projekcie NOD i osobach, które brały w nim udział lub miały z nim związek... Były jakieś propozycje współpracy, przykładowo - z raperami?
- Były luźna propozycja od Pezeta, ale jakoś nie doszło to do skutku. Bardzo go szanuję. Nie znam się na polskiej rap scenie i zupełnie nie wiem, co i jak, ale jaram się na maksa utworem "Co jest ze mną nie tak", który zrobił ostatnio z Czarnym HIFI.
To na koniec zapytam, czy po Spring Breaku zaatakujesz kolejne festiwale: Open’er, Orange, a może z innej strony - festiwal w Opolu?
- Na razie nie mogę zdradzić, gdzie się jeszcze pojawię, ale wiadomo, że celuję w różne klimaty i imprezy z większą rzeszą odbiorców. Moim marzeniem jest przede wszystkim to, aby koncertować i mam nadzieję, że Spring Break pomoże mi je zrealizować. Możliwość zaprezentowania na żywo z zespołem materiału, który długimi godzinami tworzyliśmy w studiu, to absolutne ukoronowanie pracy nad płytą.