Kłótnia z pilotem, ucieczki ze sceny i obrażanie kolegów, czyli najgorsze wybryki Morrisseya

Morrissey /Jo Hale/Redferns /Getty Images

Nikt nie pisze takich tekstów jak on i nikt tak jak on nie potrafi… zdenerwować ludzi. Mowa o Morrisseyu, wokaliście legendarnej brytyjskiej grupy The Smiths, a od lat artyście solowym. Przedstawiamy - nie, wcale nie jego najlepsze piosenki, lecz najbardziej spektakularne wybryki z udziałem Morrisseya. Bo budzenie kontrowersji wychodzi mu, niestety, równie dobrze jak pisanie.

Jeśli sądziliście, że dawno nie działo się nic "ciekawego" z udziałem Morrisseya, to bez obaw: artysta właśnie o nas wszystkich zadbał. W połowie maja muzyk leciał z Londynu do Dublina. Fatalne warunki pogodowe wymusiły czasowe zamknięcie irlandzkiego lotniska, więc maszyna została skierowana do Shannon. Samolot czekał tam prawie dwie godziny na poprawę pogody. Czekać nie chciał jednak Morrissey, który zażądał rozmowy z kapitanem i wypuszczenia go z samolotu, bo nie zamierzał "godzinami siedzieć w latającej trumnie". Załoga nie mogła pozwolić nikomu na wyjście, co mocno zdenerwowało muzyka. Za każdym razem kiedy tylko pilot ogłaszał aktualną sytuację przez głośnik i kolejny raz przepraszał za opóźnienia, Morrissey powoli klaskał i drwił z jego słów. Pilot grzecznie podziękował nawet za oklaski, ale to wcale nie uspokoiło wokalisty. Świadkowie donieśli "Daily Mail", że popularny Moz był niemiły dla załogi i nawet donoszone cały czas napoje nie zmniejszyły jego złości.

Reklama

"Meat is Murder"

Morrissey od lat zaciekle broni praw zwierząt i wręcz gardzi jedzeniem mięsa, ale w swoich postanowieniach bywa tak radykalny, że czasem szokuje. Jamie Oliver, znany brytyjski kucharz, wyjątkowo podpadł artyście, promując dietę opartą na rybach i mięsie. Moz ostro go krytykował, po czym stwierdził, że Oliver powinien serwować na talerzu swoje dzieci, skoro tak lubi mięso młodych zwierząt. Innym razem Morrissey nawiązał do masakry na wyspie Utøya w Norwegii i rzucił, że to i tak nic w porównaniu do tego, co dzieje się każdego dnia w popularnych fast foodach. Głosy oburzenia, jak zwykle zresztą, nie zrobiły na artyście większego wrażenia. 

"Nie mogłem tego znieść"

Morrissey był w 2009 roku gwiazdą festiwalu Coachella. Kto choć raz był na podobnej imprezie, doskonale wie, że w pobliżu sceny zawsze znajduje się jakaś strefa z jedzeniem. Pech chciał, że w pewnym momencie zapach grillowanych potraw dotarł również na scenę. Muzyk nie mógł tego tak zostawić. Morrissey rzucił do fanów: "Czuję smażone mięso i - na boga - mam nadzieję, że to ludzkie". Kilka minut później artysta po prostu zszedł ze sceny i kompletnie nie przeszkadzało mu to, że nie dokończył nawet piosenki. Wychodzenie z własnych koncertów nie jest dla niego niczym nowym, ale o tym za moment. Na Coachelli akurat za kulisami musiał się znaleźć ktoś rozsądny, kto namówił artystę do powrotu. Morrissey ewidentnie nie był zachwycony sytuacją, ale wyszedł do fanów i wyjaśnił: "Zapach smażonego mięsa przyprawia mnie o mdłości. Nie mogłem tego znieść", po czym wrócił do śpiewania. 

Nie ma ogrzewania, nie ma koncertu

Uczestnicy pamiętnej Coachelli i tak powinni się cieszyć, że artysta dokończył koncert. Polscy wielbiciele Morrisseya nie mieli tyle szczęścia. W 2014 roku muzyk, po kilku piosenkach, po prostu zszedł ze sceny warszawskiej Stodoły i więcej się na niej nie pojawił. Organizatorzy tłumaczyli później, że artysta poczuł się urażony okrzykami jednego z uczestników występu. Nie myślcie jednak, że takie rzeczy działy się tylko w Polsce. W 2022 roku na przykład Morrissey przerwał występ w Los Angeles, bo stwierdził, że w klubie jest strasznie zimno. Wokalista najpierw próbował ratować się zapięciem marynarki, ale kiedy to nie pomogło, po prostu opuścił scenę i w ten sposób koncert się zakończył.

Kto jest marudą, a kto doprowadza do mdłości?

"Bigmouth Strikes Again" - tytuł słynnej piosenki The Smiths idealnie pasuje do Morrisseya. Powiedzieć, że muzyk nie gryzie się w język to jakby nic nie powiedzieć. Moz nie oszczędza nawet swoich kolegów po fachu. W jednym z wywiadów wokalista przyznał, że nie przepada za ludźmi, ale niektórzy na własnej skórze przekonali się, jak bardzo. Bob Geldof "przyprawia go o mdłości". Elton John również nie trafił na listę idoli Morrisseya, podobnie zresztą jak Lady Gaga, o której muzyk powiedział, że "nie pokazuje niczego nowego, a jej styl to przeciwieństwo erotyki". Chociaż trzeba przyznać, że Moz miał okazję spotkać Gagę osobiście i odebrał ją jako "strasznie miłą osobę", stwierdził też, że może niekoniecznie powinno się oceniać ludzi na podstawie ich scenicznego wizerunku. Na taki odruch miłosierdzia ze strony Morrisseya nie wszyscy jednak mogą liczyć. Madonna to dla niego "McDonna", a Michael Buble może i jest sławny, ale "robi zupełnie nieistotne rzeczy". Na deser dorzućmy jeszcze Roberta Smitha z The Cure, który dla Moza jest po prostu "marudą". 

Muzyka dla tępych ludzi

Madonna, Robert Smith i Elton John mieliby jednak szansę znaleźć się na playliście z ulubionymi piosenkami Morrisseya. Zastawiacie się, w jaki sposób? Wystarczyłoby dać Mozowi wybór: Madonna czy reggae? Tego ostatniego gatunku artysta unika jak ognia. W 1984 roku Morrissey stwierdził w jednym z wywiadów, że reggae to "najbardziej rasistowska muzyka na świecie", bo gloryfikuje osoby o ciemniejszej skórze. Artysty nie spotkacie też na imprezie techno. Jego zdaniem muzyka taneczna to "ostoja upośledzonych umysłowo, rzecz robiona przez tępych ludzi dla innych tępych ludzi". Obrazić równocześnie twórców, fanów gatunku i osoby z niepełnosprawnością? Nie ma wątpliwości, że Morrissey na pytanie "Ilu wrogów chcesz sobie narobić?" zawsze odpowiada "Tak!".

Otyły piosenkarz w kreskówce

Serial "Simpsonowie" ma wielu fanów, ale wiadomo, kto na pewno do nich nie należy: Morrissey. Muzyk oburzył się, kiedy w jednym z odcinków produkcji pojawił się bohater o pseudonimie Quilloughby. Zupełnie "przypadkiem" postać przypominała brytyjskiego muzyka, chociaż gwiazda z kreskówki była dodatkową mięsożercą z widoczną nadwagą i równie dużą niechęcią wobec imigrantów. Mozz poczuł się głęboko urażony, a jego menedżer oskarżył twórców serialu o "krzywdzące i rasistowskie" podejście. Oni tłumaczyli, że inspiracją dla postaci był też na przykład Ian Curtis, więc nie widzą problemu. Jedno trzeba przyznać:  przynajmniej w jednej kwestii Morrissey nie mógł mieć pretensji do "Simpsonów", bo Quilloughby mówił głosem świetnego aktora - Benedicta Cumberbatcha. A nawet śpiewał, konkretnie piosenkę pod tytułem "Wszyscy są okropni, poza mną (i być może tobą)". 

"Nienawidzimy Williama i Kate"

Morrissey, na swoje nieszczęście, czasem wypowiada się na temat polityki i zwykle komuś przy tej okazji podpada. Muzyk krytykował na przykład napływ imigrantów do Wielkiej Brytanii. Chociaż zapewniał, że nie ma nic przeciwko ludziom z innych krajów, to jego zdaniem napływ przybyszów z zewnątrz prowadzi do "zanikania brytyjskiej kultury". Warto przypomnieć, że rodzice Moza sami przyjechali do Anglii z Irlandii. Ale zostawmy atakowanie zwykłych obywateli. Moz najbardziej gardzi władzą. Jego nienawiść wobec Margaret Thatcher jest powszechnie znana, tak samo jak - delikatnie mówiąc - niechęć muzyka wobec rodziny królewskiej. Artysta stwierdził, że "taką monarchią, którą ludzie naprawdę kochają, jest Prince". Gdyby jednak ktoś jeszcze miał wątpliwości, to podczas jednego z koncertów w Argentynie zespół Morrisseya paradował nawet w koszulkach z napisem "Nienawidzimy Williama i Kate". Prościej się chyba nie da.

Niełatwo być fanem Morrisseya. Artystę można kochać za muzykę i teksty, ale czasem jedyną reakcją na jego zachowanie bywa klasyczny "facepalm". Jeśli jednak trochę wam wstyd, że śmialiście się z afery samolotowej albo zejścia Moza ze sceny z powodu zimna akurat w urodziny artysty, to z czystym sumieniem możecie wrócić do wyśmiewania jutro. Bo - jak śpiewa sam Morrissey - "It’s not your birthday anymore, there’s no need to be kind to you".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Morrissey | The Smiths
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy