Justin Townes Earle nie żyje. Muzyk miał 38 lat
38-letni muzyk Justin Townes Earle grający m.in. country i Americanę oraz syn Steve'a Earla zmarł 23 sierpnia.
"Z ogromnym smutkiem informujemy o śmierci naszego syna, męża, ojca i przyjaciela Justina. Wielu ludzi przez lata wierzyło w jego muzykę i teksty. Mamy nadzieję, że jego nadal będzie ona prowadzić was w podróżach. Będzie nam cię brakowało Justin" - czytamy w oficjalnym komunikacie w mediach społecznościowych.
Nie podano oficjalnej przyczyny śmierci autora piosenek.
Śmierć 38-latka zszokowała jego znajomych. W mediach społecznościowych artystę pożegnali: Margo Price, Stephen King i Samantha Crain.
Justin Townes Earle urodził się w 1982 roku w Nashville, a jego ojcem był słynny muzyk country Steve Earl.
W 2007 roku wydał pierwszą EP-kę pt. "Yuma", a następnie już pod skrzydłami wytwórni Bloodshot ukazała się jego debiutancka płyta "The Good Life".
Americana Music Association przyznało mu w 2009 roku nagrodę dla wschodzącej gwiazdy gatunku. Dwa lata zdobył później przyznano mu nagrodę za piosenkę roku "Harlem River Blues".
Łącznie Earle nagrał osiem płyt. Ostatnia z nich - "The Saint of Los Causes" ukazała się w 2019 roku.
Już jako nastolatek artysta miał problemy z narkotykami. Dziewięciokrotnie trafiał na odwyk w związku ze swoim uzależnieniem (pierwszy raz, gdy miał 14 lat).
"Pewnego dnia zrozumiałem, że nie ma nic fajnego w umieraniu młodo. To nawet mniej fajne niż śmierć po 30-stce" - pisał na swojej stronie, gdy miał 32 lata.
W 2013 roku Justin Townes Earle wziął ślub. W 2017 roku na świat przyszła jego córka.