George Michael nigdy nie pogodził się ze śmiercią partnera? Zaskakujące doniesienia
Twórcy dokumentu "Autopsy: The Last Hours of George Michael" są przekonani, że wpływ na śmierć legendarnego wokalisty mogła mieć tzw. przedłużona reakcja żałoby.
George Michael zmarł 25 grudnia 2016 roku w swej posiadłości, w miejscowości Goring. Miał 53 lata. Ciało wokalisty znalazł jego partner Fadi Fawaz.
Dokładne wyniki sekcji zwłok ujawniono dopiero 7 marca 2017 roku, ponad dwa miesiące po śmierci gwiazdora. Jako oficjalną przyczynę jego śmierci uznano choroby wątroby i serca (w pierwszym komunikacie, krótko po zgonie Michaela, również wskazywano na niewydolność serca).
"Śledztwo zostało zakończone. Ponieważ jest to naturalna śmierć, która spowodowana była kardiomiopatią rozstrzeniową z zapaleniem mięśnia sercowego oraz otłuszczeniem wątroby, dochodzenie nie będzie kontynuowane i nie ma powodu, aby przeprowadzać kolejne śledztwa lub zadawać nowe pytania" - oświadczył koroner Darren Salter.
Teraz nowe światło na sprawę śmierci wokalisty rzucono w serialu dokumentalnym - "Autopsy: The Last Hours of...", w którym twórcy badają przypadki tragicznych, kontrowersyjnych i nagłych przypadków śmierci gwiazd show-biznesu. W przeszłości widzowie mogli obejrzeć odcinki dotyczące m.in. Johnny’ego Casha, Milesa Davisa i Davida Bowiego.
Tym razem epizod dotyczył George'a Michaela. Wypowiadający się na temat wokalisty psycholodzy zauważyli u niego tzw. przedłużoną reakcję żałoby. Lekarze stanem tym nazywają żałobę po bliskiej osobie, która staje się patologicznie wydłużona lub kiedy przekształca się ona w zaburzenia depresyjne.
Brytyjski gwiazdor miał nigdy nie pogodzić się ze śmiercią swojego partnera, brazylijskiego projektanta mody Anselmo Feleppy, który zmarł w 1993 roku w wyniku udaru mózgu. To właśnie jemu Michael zadedykował utwór "Jesus To a Child".
"Bałem się, że go stracę. Był moim wybawcą. Znalezienie towarzystwa w tamtym czasie zmieniło moje życie" - wspominał Michael. "Następnie, gdy moja matka zachorowała na raka, poczułem się boleśnie wybrany przez Boga. Przyjąłem to bardzo, bardzo źle. Nigdy nie czułem tego typu przygnębienia" - opowiadał.
To właśnie opłakiwanie swojego ukochanego miało sprawić, że Michael uzależnił się od leków i narkotyków. Co więcej, Michael Hunter zasugerował, że wieloletnia samotność gwiazdora spotęgowała u niego poziom stresu, a w związku z tym jego organizm wytwarzał zbyt duże ilości kortyzolu, które negatywnie wpłynęły na pracę narządów wewnętrznych piosenkarza.