Enea Spring Break 2017: Dla kogo śpiewa Anita Lipnicka?
Justyna Grochal
Poznański Spring Break minął już swój półmetek. Najgorsza w programie festiwalowego piątku okazała się... pogoda. Wiatr, chłód i deszcz odbierały ochotę na koncertowe wojaże, ale mimo to kluby znów pękały w szwach od głodnej muzyki publiczności.
Tym, co oferuje poznański Spring Break, jest nie tylko bogaty program koncertowy, ale i szereg paneli i spotkań, których tematyka oscyluje wokół muzyki. W tym roku zaproszenie nie festiwal przyjął Artur Rojek. Dyrektor artystyczny katowickiego Off Festivalu w rozmowie z Łukaszem Kamińskim opowiadał o swojej karierze, ale i zdradzał kulisy pracy nad kolejnymi edycjami śląskiej imprezy.
Odnosząc się do zeszłorocznej, dość felernej - ze względu na kilka odwołanych koncertów - edycji Offa, muzyk podzielił się z uczestnikami anegdotą dotyczącą koncertu Anohni, która w Katowicach wystąpić miała w roli jednego z headlinerów. Artystka, która do Polski przyleciała już dzień przed koncertem, poprosiła o sprowadzenie lekarza z powodu ostrego bólu gardła. Ten stwierdził, że ze strunami głosowymi Anohni jest na tyle dobrze, że da radę wystąpić. Mimo to nieugięta wokalistka znów poprosiła o wizytę lekarza, tym razem... "niezależnego" specjalisty od strun głosowych, czyli foniatry. Artur Rojek uruchomił więc wszystkie swoje kontakty, dwoił się i troił, by w wakacyjny weekend znaleźć pożądanego doktora. Jakimś cudem udało się zdobyć namiary do polskiej foniatry, która na badanie do Anohni przyjechała specjalnie z urlopu w Bystrej. Jak wiemy, artystka podczas Off Festivalu nie wystąpiła, ale za to podczas spędzonych w Katowicach 10 dni zaprzyjaźniła się z polską panią doktor.
Jednym z najgłośniej zapowiadanych koncertów tegorocznej edycji Spring Breaka był występ Anity Lipnickiej, która szykuje się do wydania kolejnej solowej płyty, a materiał z niej częściowo i premierowo pokazała w Poznaniu.
Artystka swoją popularność zyskała w latach 90., kiedy znacznej części springbreak'owej publiczności nie było jeszcze na świecie. Dlatego też przyznała ze sceny, że nie wie, czy ludzie, przed którymi występuje, kojarzą i znają jej stare piosenki. To pytanie właściwie nie dziwi, bowiem nawet niezależnie od średniej wieku biorących udział w Spring Breaku, są to z założenia ludzie lubujący się nowej muzyce i eksplorujący tereny jeszcze niezbadane. Mimo to koncert Lipnickiej zgromadził pokaźny tłum, który nie tylko szczelnie wypełnił przestrzeń Sali Wielkiej w CK Zamku, ale i wraz z wokalistką wyśpiewywał jej stare numery, takie jak "Zabij mnie", "Wstyd" czy "Trzecia zima". Swój najnowszy singel "Ptasiek" wokalistka zostawiła słuchaczom na deser.
Anita Lipnicka do muzyki wraca w świetnej formie, nie tylko muzycznej. Na scenie wręcz tryskała dobrym humorem, co chwilę pozwalając sobie na rozluźniające atmosferę żarty. "Tę piosenkę dedykuję wszystkim paniom, które spędziły pół życia przy niewłaściwym facecie" - zapowiedziała "Balladę dla Śpiącej Królewny", co rozbawiło publiczność. "Czemu się śmiejecie? To nie jest śmieszne. To jest żałosne" - mówiła dalej uśmiechnięta, dodając, że niedawno wzięła ślub, więc, w związku z tym, życzenia wszystkiego dobrego pod jej adresem są jak najbardziej wskazane.
Zobacz również:
Kilka godzin wcześniej w tej samej przestrzeni CK Zamku wystąpił Hatti Vatti, czyli producent i instrumentalista, Piotr Kaliński. Tym razem gdańszczanin przywiózł do Poznania materiał ze swojej najnowszej, świetnie przyjętej, solowej płyty "Szum". Na tę okoliczność dobrał sobie do składu dwóch muzyków - Rafała Dutkiewicza grającego na perkusji i Pawła Stachowiaka obsługującego Mooga. Za ich sprawą na żywo muzyczne konstrukcje z "Szumu", w których analogowe brzmienia zestawione zostały z samplami z archiwów radiowych i filmowych, robią jeszcze większe wrażenie.
Spring Break 2017: Koncerty, dzień drugi
Świetnie swój czas na scenie wykorzystał Meek Oh, Why?. Pod tą nazwą kryje się trębacz i raper Mikołaj Kubicki, którego twórczość ulokowała się gdzieś na styku hip hopu, jazzu i elektroniki. Ze wsparciem czterech kolegów zaprezentował materiał z jego pierwszej długogrającej płyty "Miło było poznać". I właśnie te trzy ostatnie słowa cisnęły się na usta tuż po znakomitym freestyle'u, w którym raper w imponujący sposób przedstawił zespół i opowiedział o wrażeniach z pobytu w Poznaniu. Doskonałe flow, bezbłędna dykcja, niski tembr głosu i pewna rapowa erudycja Meek Oh Why’a? nie pozwalają przejść obok tej muzyki obojętnie.
Obojętnym nie można pozostać również na urok eleganckich panów z grupy Romantic Fellas, którzy wystąpili w ramach prezentacji wytwórni Kayax. "How to Be Romantic" to pierwsze wydawnictwo tej krakowskiej ekipy, ale tego wieczoru, oprócz materiału z debiutu, zespół pod dowództwem założyciela, Ignacego Matuszewskiego, sprezentował publiczności także nową piosenkę. A czym uwodzą ci "romantyczni faceci"? Chwytliwymi melodiami, scenicznym luzem i pewną muzyczną lekkością. Panowie mierzą się z materią popu, ale robią to na swój autorski sposób, pozbawiony kiczu, sztampy czy banalności.
Zobacz również:
Czy można lepiej uczcić premierę swojej debiutanckiej płyty niż koncertem? Taką sposobność otrzymali na Spring Break'u muzycy Salk, innego krakowskiego zespołu, którego album "Matronika", po miesiącach wytężonej pracy, ukazał się pod szyldem wytwórni Nextpop. Troje widocznych na scenie muzyków w bardzo przemyślany sposób dobrało utwory do koncertowej setlisty, dając publiczności wyważoną próbkę tego, co znajdziemy na ich płycie. A tam znajdziemy napisane językiem poezji historie, ubrane w przyjemne melodie i otulone dźwiękami subtelnej elektroniki. Debiutujący Salk jawi się jako twór kompletny, który pieczołowicie dobiera elementy swojej układanki, przejawiając dbałość o każdy najmniejszy szczegół. Ponadto nie sposób nie odczuć zarówno scenicznego doświadczenia członków grupy, jak i łączącej ich długoletniej przyjaźni. A Salkowi życzę, by to były dobre dobrego początki.