Björk z innej planety: Moim Tinderem jest życie, to z nim umawiam się na randki
Jej ciągłe poszukiwanie innowacji, niezwykle barwny i porywający świat wizualny, który buduje wokół swojej muzyki, czyni z Björk bardziej swoiste zjawisko niż artystkę.
Nie lubi mówić o swojej muzyce, bo jak sama podkreśla nagrywa utwory nie po to, żeby o nich rozmawiać. Przyznaje, że napisanie jednej piosenki zajmuje jej miesiąc, czasem dwa. Björk przeszukuje zakamarki ludzkiej duszy, niuanse doświadczeń i przekłada je na język muzyki.
Artystka, która w czwartek (21 listopada) obchodzi 54. urodziny, przyznaje, że uwielbia swoje obsesje, niezależnie od tego, czy jest to muzyka, czy kochanek, a swoją inność, oryginalność, którą chętnie manifestuje, pielęgnowała już w dzieciństwie.
"Gdy dorastałam, zawsze miałam wrażenie, że spadłam z jakiejś innej planety. Podobnie byłam traktowana w szkole, gdzie nazywano mnie Chinką i wszyscy sądzili, że jestem inna dlatego, że nią byłam. To dało mi przestrzeń do robienia własnych rzeczy. W szkole zwykle byłam sama, w swoim własnym świecie, komponując piosenki. Zatem, jeśli dzięki temu, że inni uznają mnie za kosmitkę, elfa, Chinkę czy cokolwiek innego, mogę zyskać przestrzeń do tworzenia własnych rzeczy, to wspaniale" - przyznała w rozmowie z "ID".
Choć najczęściej przypisuje się jej określenie scenicznego i muzycznego barwnego ptaka, przyznaje, że w życiu jest bardziej konserwatywna. To właśnie muzyka jest tą przestrzenią, w którą odważnie rzuca się niczym na bungee.
W wywiadzie opublikowanym na łamach "W Magazine", który Björk przeprowadziła sama ze sobą, wskazuje, że jednym z pierwszych pytań, które by sobie zadała, jest pytanie o zdrowie i poczucie szczęścia jej najbliższych, chciałaby wiedzieć, czy pozostała odważna w muzyce. Stawia sobie również pytanie, czy boi się, że kiedyś przestanie być słuchana.
Bjork z "Biophilią"
Projekt "Biophilia" (premiera 7 października 2011 r.) sama Bjork określiła jako multimedialną kolekcję łączącą muzykę, aplikacje, internet, instalacje i występy na żywo. Płyta zapowiadana była także jako muzyczna aplikacja na iPada, bo to na tym urządzeniu powstała część materiału.
"Nie bardziej niż inni, ale moją słabością jest zdecydowanie klaustrofobia, podobnie jak hałas w dużych miastach, który bywa ciężki i przytłaczający jak beton. Ogólnie czuję ogromną wdzięczność, bo tworzę muzykę, a ludzie wciąż jej słuchają" - wyznaje.
Swoją ostatnią płytę "Utopia" wydaną w 2017 roku nazwała żartobliwie "tinderowym albumem". "Uważam, że to niesamowicie zabawne, z oczywistych powodów nigdy nie mogłabym korzystać z Tindera" - przyznaje.
Wyjaśnia równocześnie, że to określenie odnosi się do jej podejścia, w którym na randki umawia się z życiem. "Chodzi o nowe doświadczenia, nowych ludzi, tę ekscytację, niezdarność. Każdy z nas ma za sobą jakieś rozdziały. Brakowało mi bycia tym emocjonalnym odkrywcą, bardzo to lubię" - przyznaje w rozmowie z "The Guardian".
Cóż, tylko ona słuchając "Tybetańskiej Księgi Umarłych" mogła poczuć, że żyje. Aby przypieczętować ten nowy rozdział życia, z którym chętnie umawia się na kolejne randki, napisała "Body Memory". Wersy piosenki mają jej przypominać o tym, aby nie rozmyślała za długo, nie analizowała, po prostu była. "To mój sposób na to, żeby sobie pomóc, przypomina mi, że jestem kompletna, że odpowiedzi na wszystkie pytania nosisz w sobie. To mój manifest" - podkreśla Björk.