Andrzej Zieliński (Skaldowie) wciąż odczuwa skutki fatalnego wypadku. "Do dziś mam problem"
Oprac.: Michał Boroń
Lider grupy Skaldowie, Andrzej Zieliński, wciąż odczuwa skutki poważnego wypadku samochodowego, do którego doszło w 2016 r. Muzyk przyznał, że zmarły na początku maja jego brat - wokalista Jacek Zieliński - bardzo pomagał mu w śpiewaniu na scenie.
W czerwcu 2016 r. na autostradzie A1 na trasie Kowal - Kutno doszło do poważnego wypadku busa, którym podróżowali muzycy grupy Skaldowie (sprawdź!). Auto wpadło w poślizg i dachowało. Najpoważniejsze obrażenia odniósł muzyczny lider - grający na instrumentach klawiszowych Andrzej Zieliński.
Muzyk miał m.in. połamane żebra, łopatkę, przesunięty kręg. "Widziałem przerażenie w oczach sanitariuszy. Powiedzieli mi, że z aut w takim stanie zwykle wyciąga się zwłoki. Cud, że żyjemy" - opowiadał wtedy Jacek Zieliński, wokalista zespołu i młodszy brat Andrzeja.
Andrzej Zieliński (Skaldowie) o swoim stanie zdrowia
Po latach Andrzej Zieliński przyznaje, że wciąż odczuwa skutki tamtego wypadku.
"Miałem wszystkie żebra połamane, dlatego do dziś mam problem z oddechem. Trudno mi się mówi dłuższe teksty. Śpiewa mi się dużo lepiej, niż mówi, bo są krótsze frazy..." - tłumaczy muzyk, który 5 października skończy 80 lat.
W rozmowie z "Super Expressem" Andrzej Zieliński ujawnił, że na scenie bardzo pomagał mu Jacek Zieliński, który zmarł 6 maja w wieku 77 lat.
"Gdy miałem brata obok siebie, to bardzo mi pomagał śpiewać. Razem korespondowaliśmy przez prawie 60 lat" - mówi.
Po śmierci Jacka Zielińskiego jego brat zapowiedział, że Skaldowie nadal będą działać.