Reklama

Wilko Johnson wyrusza w pożegnalną trasę koncertową

Angielski piosenkarz Wilko Johnson ogłosił, że w marcu wyruszy w pożegnalną trasę koncertową. U 65-letniego muzyka rozpoznano zaawansowaną chorobę nowotworową; Johnson zrezygnował z podjęcia leczenia.

"Nieuleczalna choroba sprawiła, że czuję się naprawdę żywy" - powiedział Wilko Johnson w styczniu w rozmowie z BBC Radio 4. Jak wyznał były gitarzysta grupy Dr. Feelgood, diagnoza sprawiła, że wzniósł się ponad depresję, na którą cierpiał przez ostatnie lata.

"W gabinecie lekarskim usłyszałem, że to rak, niczego nie da się zrobić i że dają mi do 10 miesięcy życia. Nagle poczułem niezwykłe uniesienie. Chodziłem po ulicach, przyglądałem się niebu i drzewom, i przepełniało mnie zdumienie i zachwyt" - powiedział Johnson. "Z natury jestem pesymistą i lubię narzekać, ale to już przeszłość" - wyjawił.

Reklama

Zastrzegł jednak, że nie będzie występować publicznie, jeśli stan jego zdrowia zacznie odbijać się na jego sprawności muzycznej. "Nie zamierzam pokazywać się na scenie, wyglądając na chorego. Nie chcę wprawiać nikogo w zły nastrój" - tłumaczył. Johnson ogłosił już, że w marcu odbędzie krótką, pożegnalną trasę koncertową. Muzyk da jedynie cztery koncerty.

W latach 70. Johnson współtworzył rhythm-and-bluesową grupę Dr. Feelgood, której działalność przyczyniła się do rozwoju w Wielkiej Brytanii pub-rocka, nawiązującego do estetyki wczesnych lat 60., twórczości The Rolling Stones i The Yardbirds. Zespół zadebiutował w 1975 r. albumem "Down By the Jetty". Po nagraniu kolejnych dwóch płyt, w 1977 r. Johnson opuścił grupę na skutek nieporozumień między muzykami i rozpoczął karierę solową. Tworzył w zespołach Solid Senders, Blockheads i The Wilko Johnson Band. Jego ostatnia praca to album "Solid Senders" z 2006 r.

Johnson nie jest jedynym artystą, który zdecydował się na kontynuowanie pracy mimo zdiagnozowanej choroby. Amerykański piosenkarz folkowy Warren Zevon, gdy w 2002 r. dowiedział się o swojej chorobie, odmówił leczenia, uznając je za bezcelowe i przystąpił do pracy nad swoją pożegnalną płytą - na albumie "The Wind" (2003 r.) gościnnie wystąpili Bruce Springsteen i Tom Petty. Wystąpił także w filmie dokumentalnym na swój temat, produkcji telewizji VH1 oraz w programie "The Late Show" Davida Lettermana, w całości poświęconym jego twórczości. Zevon przyznał, że marzy, by przed śmiercią zobaczyć nowy film na temat przygód agenta Jamesa Bonda. Muzyk dożył premiery filmu "Śmierć nadejdzie jutro".

Amerykański reżyser John Huston, autor takich obrazów jak "Sokół maltański" (1941 r.), "Asfaltowa dżungla" (1950 r.) i "Pod wulkanem" (1984 r.), cierpiący na rozedmę płuc, swoją ostatnią pracę kręcił siedząc na wózku inwalidzkim. Zmarł przed premierą filmu, który nosił tytuł "Zmarli". Słynny aktor "czarnych" filmów, Edward G. Robinson, kręcąc "Zieloną pożywkę" (1973 r.), odegrał scenę umierania, sam będąc ciężko chorym. Jedyną osobą na planie, która wiedziała o chorobie Robinsona, był aktor Charlton Heston, który zanotował: "Nigdy wcześniej nie słyszałem o aktorze, który odegrałby scenę umierania, sam będąc już na łożu śmierci. Eddie wiedział, że to jego ostatnia scena".

Pożegnalna trasa koncertowa Wilko Johnsona rozpocznie się 6 marca w Londynie. Następnie muzyk wystąpi w Bilston, Holmfirth i Glasgow.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: nie żyje | pożegnanie | Wilko Johnson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy