Sting: Mogę wszystko
Na dwa koncerty (15 i 16 lutego) do Warszawy powraca Sting, który tym razem zaprezentuje swoje największe przeboje w ramach trasy "Back To Bass". Muzyk promuje przekrojowe wydawnictwo "25 Years".
Swoją karierę Sting rozpoczął z grupą The Police, która w nowatorski sposób połączyła nową falę, punk rock, reggae i jazz. Już wczesne nagrania tej formacji pokazały, że brytyjski muzyk ma szerokie horyzonty muzyczne. Przez kolejne lata pełne sukcesów wielokrotnie udowadniał, że stać go na wiele.
Lutowe koncerty w Warszawie będą odpowiednio czwartym i piątym występem Brytyjczyka w naszym kraju w ciągu ostatniego półtora roku. Nic w tym dziwnego, w końcu wydawnictwa lidera The Police rozchodziły się w Polsce jak ciepłe bułeczki (minimum platyna za box "The Best of 25 Years", zimowy album "If On A Winter's Night", koncertowy "Live In Berlin" i symfoniczny "Symphonicities"). Jednak te ostatnie dokonania wystawiły cierpliwość fanów Stinga na próbę, którzy zaczęli odnosić wrażenie, że ich ulubieniec zaczyna odcinać kupony od dawnej popularności. Świętujący niedawno 60. urodziny Sting stał się nieomal symbolem eleganckiej, bo eleganckiej, ale jednak muzycznej konserwy.
- Moim pragnieniem jest zaskakiwać słuchaczy, nie pozwolić, aby po przesłuchaniu płyty powiedzieli: "Właśnie tego spodziewaliśmy się po Stingu!" Chcę ich zaskakiwać, licząc na to, że jednocześnie uda mi się ich zachwycić - mówił Sting w wywiadzie dla INTERIA.PL przy okazji płyty "If On A Winter's Night" z 2009 roku.
To wydawnictwo faktycznie było zaskoczeniem, bo muzyk zaproponował swoje wersje angielskich kolęd, kołysanek i zimowych piosenek sprzed czasem nawet kilku stuleci. Dodajmy, że na w pełni autorski album Stinga czekamy już niemal dekadę - "Sacred Love" ukazał się w 2003 roku.
- Tworzę muzykę dla siebie, ale jednocześnie zależy mi na reakcjach ludzi. Jestem artystą, który nagrywa płyty dla ludzi! Mam świadomość tego, że niektórym nie spodobają się moje dokonania - jest to wpisane w ten zawód - ale znajdą się też tacy, którym przypadną one do gustu - tłumaczył Sting.
Koncerty w Warszawie niemal zbiegły się z 35. rocznicą nagrania przez The Police pierwszego singla "Fall Out". Z tej okazji postanowiliśmy przybliżyć okoliczności debiutu słynnej grupy, po której twórczość Sting wciąż sięga (w stolicy niemal na pewno usłyszymy m.in. "Roxanne", "Message In A Bottle" czy "Every Breath You Take").
Utwór "Fall Out" został napisany przez perkusistę Stewarta Copelanda i był jednym z pierwszych nagrań, które bębniarz zaprezentował Stingowi. Singel został zarejestrowany jeszcze przed scenicznym debiutem tworzącej się właśnie grupy The Police. To zarazem jedyny singel (drugim utworem był "Nothing Achieving") nagrany z pierwszym gitarzystą zespołu - Henrym Padovanim. Budżet sesji wynosił kilkaset funtów (źródła podają kwotę od 150 do 800) pożyczonych od Paula Mulligana, starego znajomego Iana Copelanda, starszego brata perkusisty The Police.
Posłuchaj singla "Fall Out" The Police:
Co ciekawe, Padovani (który wkrótce i tak wyleciał z The Police) nagrał jedynie solówki, a pozostałe partie gitar są dziełem Stewarta Copelanda. Ukazujący punkowe korzenie tria singel "Fall Out" wydany został w maju 1977 roku. Wkrótce zespół otrzymuje za niego 200 funtów, które postanawia zainwestować w sesję nagraniową debiutanckiego albumu "Outlandos d'Amour". Na fali popularności utworu "Message In A Bottle" w listopadzie 1979 roku ukazuje się reedycja singla "Fall Out", który dociera do 47. miejsca brytyjskiej listy przebojów.
Na koniec zacytujmy raz jeszcze Stinga:
- Nie mam poczucia misji. Tworzę muzykę przede wszystkim dla swojej własnej satysfakcji, aczkolwiek lubię objaśniać swoją twórczość i doszukiwać się jej uzasadnienia. Śpiewam i piszę muzykę, bo czyni mnie to szczęśliwym.
Czytaj także: