Odlot Zeppelina do źródeł muzyki

Zapomnijcie o mrzonkach o powrocie Led Zeppelin na scenę, cieszcie się tym, że starszym panom chciało się zagrać choć jeden koncert.

Robert Plant, Jimmy Page, Jason Bonham i John Paul Jones (Led Zeppelin) - fot. Kevin Mazur
Robert Plant, Jimmy Page, Jason Bonham i John Paul Jones (Led Zeppelin) - fot. Kevin MazurGetty Images/Flash Press Media

W Polsce zainteresowanie było tak duże, że zorganizowano pokazy w aż dwóch terminach (31 października i 7 listopada). W krakowskim Multikinie trzy sale były wypełnione niemal do ostatka, a znalezienie wolnego miejsca parkingowego graniczyło niemal z cudem. Magia Led Zeppelin działa wciąż mocno.

"Celebration Day" to ponad dwugodzinny zapis najwspanialszych chwil w historii rocka. Trzej żyjący muzycy Led Zeppelin (Robert Plant, Jimmy Page i John Paul Jones, często zamieniający gitarę basową na klawisze) wsparci przez perkusistę Jasona Bonhama (syna nieżyjącego bębniarza Zeppelinów - Johna "Bonzo" Bonhama) mieli spory zgryz, jak z imponującej dyskografii wybrać repertuar na tak wyjątkowy koncert. "Są utwory, które muszą być - oto jeden z nich" - tak Plant zapowiedział "Since I've Been Loving You". W sumie ten tekst pasował niemal do każdego wykonanego w Londynie. Wśród 16 zagranych numerów aż 13 znalazło się na składankowym albumie "Mothership" z 2007 roku. A obok klasyków w rodzaju "Stairway To Heaven", "Dazed And Confused" (Page chwycił za smyczek), "No Quarter", "Black Dog" czy zaprezentowanych na bis "Whole Lotta Love" i "Rock And Roll", fani mieli okazję również usłyszeć po raz pierwszy na żywo "Ramble On" i "For Your Life".

Zobacz fragment "Rock And Roll" z Londynu:


To znak czasów, że przy pierwszych taktach "Good Times, Bad Times" na widowni widzimy las rąk z wyciągniętymi w górę komórkami, smartfonami i innymi tego typu wynalazkami. A za sprawą Led Zeppelin przenosimy się w czasie, do bluesowych początków rocka. Choć scena imponuje rozmiarami, oszczędni w ruchach (zwróćcie uwagę na mimikę ociekającego potem Jimmy'ego Page'a) muzycy stoją od siebie raptem o krok, czasem nawet o pół kroku. Nie ma tu miejsca na ekstrawagancje, fajerwerki czy inne wodotryski. Po prostu czterej muzycy ze swoimi instrumentami, którzy przykuwają uwagę tylko tym, co z nich wydobywają. Z minuty na minutę, z utworu na utwór, widać jak się rozkręcają, czują się coraz pewniej, jak schodzi z nich towarzyszące zapewne powrotowi napięcie. Ale te klasyki sprzed trzech-czterech dekad brzmią wciąż świeżo, mocno, energicznie ("Trampled Under Foot", "Kashmir", przejmujący "Since I've Been Loving You").

"To niewiarygodne!" - zakrzyknął na początku Robert Plant, dziękując za entuzjastyczne powitanie. Tak samo trzeba powiedzieć, patrząc na imponującą formę rockmanów. Nawet mając nadzieję na nieprawdopodobny (ponoć odrzucali oferty liczone w milionach dolarów) powrót Led Zeppelin na scenę, warto docenić "Celebration Day". To świetna pamiątka dla tych, co byli w Londynie, oraz znakomity prezent dla wszystkich pozostałych.

Zobacz fragment "Black Dog":


Czytaj także:

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas