Nickelback w Warszawie: Torwar wypełniony w całości
Mateusz Natali
Prawie 20 lat kariery, ponad 50 milionów sprzedanych albumów, kilka ogólnoświatowych hitów... i pierwszy koncert w Polsce. Kanadyjska formacja Nickelback zawitała wreszcie nad Wisłę, by zagrać na warszawskim Torwarze w ramach trasy nazwanej krótko i konkretnie "The Hits Tour".
Od czasu, gdy ze swoim "How You Remind Me" przejęli listy przebojów na całym świecie minęło dwanaście lat, a oni wciąż nie spuścili z tonu i trzymają się twardo. Charakterystyczny zachrypnięty i zapadający w pamięć wokal Chada Kroegera i gitarowe granie, zachowujące zarazem pazur, jak i potrafiące podbić serca szerszej widowni - oto recepta na kanadyjski sukces w okresie między Bryanem Adamsem a Drakiem. W ostatnim czasie Nickelback spotkać mógł się z lawiną hejterskich komentarzy w sieci, jednak kolejny raz potwierdziło się, że internet to jedno, a realny świat - drugie.
Torwar wypełniony był bowiem praktycznie w całości i band braci Kroegerów przyjął gorąco i entuzjastycznie. Flagi, koszulki, wielki transparent na końcu sali, wyłapany przez Chada po jednym z utworów, czy wreszcie końcowe odśpiewanie "sto lat" - nie dziwiło, że wokalista nad wyraz często używał znajomego słowa "dziękuję", podkręcanego co jakiś czas toastem "na zdrowie". Zgrabnie nawiązywał i podkręcał też kontakt z widownią, ale w końcu kilkanaście lat obycia ze sceną na muzycznym topie robi swoje. Co mogliśmy usłyszeć wczorajszego wieczora w ramach "The Hits Tour"?
A no zgodnie z tytułem trasy - sporo hitów. Myliliby się jednak ci, którzy sądzili, że jedynie te radiowe, dobrze znane wszem i wobec spokojniejsze kompozycje. Kanadyjczycy zafundowali przelot przez swój bogaty repertuar, co chwilę zmieniając klimat i na przemian szarżując i zwalniając tempo. Rozpoczęli z mocnym gitarowym pazurem, by chwilę później uspokoić atmosferę refleksyjnym "Photograph", obok którego usłyszeliśmy m.in. dwuznaczne "Something In Your Mouth". Kontrast i przekrojowość materiału były więc spore, a wrażenie to potęgowała wciąż aktywna i zmieniająca się gra oświetleniem, raz przygaszonym, a raz prezentującym na wielkich ekranach obraz ze sceny lub fragmenty klipów.
Ponad godzina występu upłynęła momentalnie i ledwo się obejrzeliśmy a nadeszło zamykające "How You Remind Me", które, jak można było przewidywać, zdecydowanie najbardziej ożywiło widownię a kończący motyw "Are we having fun yet? - Yeah" mógłby równie dobrze być dialogiem między zespołem a fanami. Potem już tylko zamykające na bisie mocno gitarowe "Burn it to the ground" i przekroju hitów stało się zadość a Torwar, choć nie został spalony zgodnie z "ostatnim życzeniem", to z pewnością będzie dobrze wspominany przez naszych kanadyjskich gości.