Reklama

Keith Richards znów rozrabia

Podczas koncertu The Rolling Stones w Helsinkach legendarny gitarzysta o mało się nie zabił...

Jak donosi brytyjski "The Sun", popularny "Keef" był tak pijany, że omal nie spadł z kilkumetrowej sceny.

Przed upadkiem i tym samym bardzo poważnymi obrażeniami ciała, uratował go Mick Jagger, który w ostatniej chwili chwycił nietrzeźwego kolegę.

Richards dał jednak "pokaz", upadając na "cztery litery" podczas wykonywania takich przebojów, jak "Honky Tonk Woman" i "She's So Cold".

Fan The Rolling Stones Paul Clark, który do Helsinek przyleciał z Wielkiej Brytanii, powiedział "The Sun":

"Mick i Ronnie [Wood] nie byli zbyt zadowolenie z jego zachowania. Jagger musiał nawet powstrzymać Keitha przed upadkiem do rowu oddzielającego scenę od publiczności".

Reklama

"Richards wyraźnie się zataczał na scenie. Techniczni często musieli mu pomagać w założeniu gitary. A jego gra pozostawiała wiele do życzenia".

"Na szczęście był Mick, który dał wspaniały show i uratował koncert" - podkreśla Clark.

Zobacz teledyski The Rolling Stones na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zabójstwo | gitarzysta | the sun | The Rolling Stones
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy