John Entwistle (The Who) skończyłby 80 lat. Jego śmierć była szokiem dla wszystkich
Oprac.: Michał Boroń
Jest uznawany za jednego z najlepszych rockowych basistów wszech czasów. Bill Wyman, wówczas basista The Rolling Stones, obwołał go "najgłośniejszym człowiekiem na scenie". John Entwistle z The Who 9 października skończyłby 80 lat, jednak pewien czerwcowy wieczór w hotelu z groupie zakończył się dla niego tragicznie.
"Nie słyszałem, by ktokolwiek grał w taki sposób, w jaki ja gram w moim zespole. I jestem szczęśliwy z tego powodu" - tak mówił John Entwistle o swoim wyjątkowym stylu gry na gitarze basowej, który zapewnił mu miejsce w gronie najwybitniejszych rockowych wirtuozów tego instrumentu.
Przyszły basista The Who jako młody chłopak uczył się gry na trąbce, waltorni i fortepianie. Jak wspominał później, dzięki temu jego palce nabrały mocy i zwinności, a jego efektowny sposób gry na basie określano jako "pisanie na maszynie". Sam muzyk zyskał natomiast wszystko mówiącą ksywkę "Thunderfingers" ("Grzmiące palce"). Zresztą grał nie tylko klasycznie palcami, bo płynnie potrafił przejść do gry piórkiem czy tappingu - i to w trakcie trwania jednego utworu.
Ten cichy z The Who. Jego sekrety znało niewielu
Na scenie Entwistle był przeciwieństwem swoich kolegów z zespołu - wokalista Roger Daltrey wywijał mikrofonem, gitarzysta Pete Townshend przeszedł do historii za sprawą swoich "wiatraków", a perkusista Keith Moon to wręcz symbol rock'n'rollowego szaleństwa. By dotrzymać im kroku, nastawiał wzmacniacze na "pełny sopran, pełna moc" ("full treble, full volume"). Dzięki temu John Entwistle był - jak stwierdził basista Bill Wyman z The Rolling Stones - "najgłośniejszym człowiekiem na scenie", jednocześnie pozostając "najbardziej cichym" w relacjach prywatnych.
Jak wiadomo, "cicha woda brzegi rwie", co oznaczało, że Entwistle nie odstawał od rock'n'rollowego trybu życia. Koledzy nadali mu pseudonim "Th Ox" (Wół), ponieważ potrafił "zjeść, wypić i zrobić dużo więcej niż pozostali". Taki tytuł nosi również jeden z utworów The Who.
Jednocześnie muzyk do końca życia pozostawał tajemnicą dla najbliższych kolegów z zespołu. Pete Townshend ponoć dopiero po śmierci Entwistle'a dowiedział się, że basista przez długi okres czasu był członkiem... loży masońskiej. Ekscentryczny rockman swój dom w Londynie zapełnił różnymi niezwykłymi przedmiotami, ze zbroją na czele.
John Entwistle (The Who) zmarł w wieku 57 lat
27 czerwca 2002 r., tuż przed startem trasy The Who po Ameryce Północnej, John Entwistle nieoczekiwanie zmarł w wieku 57 lat. Muzyka w pokoju w hotelu w Las Vegas znalazła striptizerka i groupie Alycen Rowse, z którą spędził ostatnią noc w swoim życiu. Gdy jego partnerka obudziła się rano, zauważyła, że muzyk jest "zimny i nieprzytomny".
Przyczyną śmierci rockmana był atak serca, jednak badania toksykologiczne wykazały w jego organizmie umiarkowane ilości nielegalnych substancji. Biograf muzyka ujawnił, że Entwistle potrzebował pilnej operacji wszczepienia bypassów z powodu zaawansowanej miażdżycy i choroby serca.
"Co robisz, gdy umierają twoi koledzy? Nie możesz przestać żyć. Trzeba żyć dalej" - tak Pete Townshend tłumaczył podjęcie decyzji o kontynuowaniu działalności The Who (Keith Moon zmarł w 1978 r. w wieku zaledwie 32 lat). Raptem cztery dni po śmierci basisty grupa wróciła na scenę, a jego miejsce zajął Pino Palladino, który w roli koncertowego muzyka występował do 2016 r.