Gdyby żył, obchodziłby dzisiaj 90. urodziny. Elvis Presley to niekwestionowany król rock'n'rolla
Oprac.: Bartłomiej Warowny
Elvis Presley był nie tylko ikoną muzyki oraz męskiej nonszalancji, ale i prekursorem mainstreamowego rock'n'rolla, promotorem sztuki, łączącej treść z charakterystycznym stylem, którego nie da się podrobić. Muzyk i aktor ma na swoim koncie masę przebojów, dzięki którym rozkochał w sobie wiele pokoleń i, pomimo zawsze nienagannego wyglądu i miłości do mody, sprawił, że to właśnie muzyka stała na pierwszym miejscu. Dzisiaj, 8 stycznia 2025 roku, Presley świętowałby swoje 90. urodziny.
Każda dekada może się pochwalić twórcami, którzy szturmem dostali się na sam szczyt najważniejszych list przebojów. Oprócz kultowych utworów, szczególnie ważny jest impakt, jaki dany artysta wywiera na społeczeństwie. Na przestrzeni lat to właśnie między innymi Cher, Sting, Bon Jovi, ekstrawagancka Diana Ross, wystrzałowa Tina Turner, Whitney Houston, Annie Lennox, uwielbiani The Beatles czy Donna Summer sprawili, że widzimy, a raczej słyszymy dzisiaj muzykę tak, jak słyszymy i odbieramy. Do grona kultowych postaci nie można nie zapisać Elvisa Presleya, którego artystyczna spuścizna pozostanie z ludźmi na długie lata.
Elvis Presley to "król rock'n'rolla". Jedni go kochali, a drudzy nie znosili
Elvis Presley był kompletnym pakietem. Podjudził branżę muzyczną swoją wszechstronnością i chęcią okupowania wielu artystycznych stanowisk - fascynował się nie tylko tworzeniem muzyki i występowaniem, ale i tańcem, aktorstwem oraz modą, byciem zawsze "na czasie". Być może to właśnie dlatego Elvis Presley uznawany jest dzisiaj za jedną z najważniejszych ikon popkultury. W latach 70. był bożyszczem tysięcy fanek - te stale obklejały swoje pokoje plakatami gwiazdora, oczywiście przy jednoczesnym niezadowoleniu ojców.
Wielu słuchaczy już na początku jego kariery nazywało go "królem rock'n'rolla". Elvis tworzył sentymentalne utwory z gitarowym akompaniamentem, a jego występy były osadzone na odważnym i prowokacyjnym podeście, co sprawiało, że muzyk, jako globalna sensacja, był na językach wszystkich. Popularność ma to do siebie, że potrafi zmęczyć nawet rozochoconych odbiorców - jedni go kochali, drudzy nie znosili. Nie da się jednak ukryć, że dorobek muzyczny Presleya nieodwracalnie wpłynął na branżę, a początkujący artyści do dzisiaj czerpią inspirację z twórczości i charakterystycznych ruchów tanecznych Elvisa.
Zobacz również:
Te utwory sprawiły, że zapamiętamy Elvisa Presleya na zawsze. Muzyk dał koncert kilka tygodni przed śmiercią
Elvis Presley ma na swoim koncie przeboje, które już na zawsze będą określane mianem kultowych. Zaliczają się do nich między innymi "Burning Love", "Suspicious Minds", "If I Can Dream", "In the Ghetto", "Jailhouse Rock", "Love Me Tender", "Heartbreak Hotel", "An American Trilogy", "Kentucky Rain", "Mystery Train" czy chociażby jeden z najpopularniejszych utworów muzyka - "Can’t Help Falling in Love", czyli marzycielska oda do prawdziwej miłości, napisana do jego filmu "Blue Hawaii" z 1961 roku. Piosenkę chętnie coverowali różni artyści - od Boba Dylana po U2 i UB40, którzy w 1993 roku uczynili z niej wielki hit.
Warto przypomnieć, że Elvis Presley chciał grać dla swoich fanów nawet wtedy, gdy opuszczała go siła i fizyczne możliwości. Ostatni występ gwiazdora odbył się 26 czerwca 1977 roku w Market Square Arena w Indianapolis. Siedem tygodni później artysta zmarł, mając zaledwie 42 lata. To właśnie ten koncert utkwił w pamięci wiernych słuchaczy muzyka, ze względu na jego poświęcenie i widoczną miłość do sceny.
"Jego ostatnie występy nie były tymi najbardziej wartymi zapamiętania, jeśli chodzi o show i przedstawienie. Czasami nie udawało mu się zaśpiewać piosenki do końca... Po prostu trudno się to ogląda" - wyznała po latach Priscilla Presley, była żona gwiazdora, w filmie dokumentalnym.
Pomimo ograniczonych sił, Elvis Presley zaskoczył fanów znaną już charyzmą, bo podczas koncertu w Indianapolis wykonał utwory ze wszystkich etapów swojej kariery - od najwcześniejszych hitów z lat 50., przez piosenki wydane w czasie, gdy skupiał się bardziej na swojej karierze aktorskiej, aż po późniejsze kawałki, wydane po wielkim powrocie w 1968 roku. Fani usłyszeli wówczas na żywo "See See Rider", "Amen", kilka własnych klasyków, coverów, a następnie "Love Me" czy "It's Now or Never". To właśnie utwór "Can't Help Falling in Love" stał się ostatnim numerem, jaki gwiazdor wykonał przed zgromadzoną publicznością, a tym samym ostatnim, jaki wykonał przed nagłą śmiercią.