Reklama

Fajerwerki ze Stonesami

"Cudownie znów tu być" - po polsku powiedział Mick Jagger do publiczności zgromadzonej na warszawskim Torze Wyścigów Konnych Służewiec. Legendarny, brytyjski zespół rockowy The Rolling Stones dał w naszym kraju bardzo dobrze przyjęty koncert.

Przed północą atmosfera stała się bardzo gorąca, mimo że wieczór był chłodny. Zmarzniętą publikę rozgrzała legenda muzyki rockowej The Rolling Stones. Polacy totalnie ulegli "stonesomani" i po raz kolejny potwierdziło się, że sławny brytyjski zespół na scenie jest ucieleśnieniem tego, co powinniśmy nazywać prawdziwym rock'n'rollem.

Supporty nie do końca spełniły swą rolę. Tatiana Okupnik ma świetny głos, lecz niestety nikł on gdzieś wśród koncertowych aranżacji. Widać, że się starała, lecz dwadzieścia minut muzyki, które zaprezentowała na scenie, nie wystarczyło, by rozgrzać widzów.

Reklama

Jej występ pozostanie w pamięci głównie ze względu na obecność egzotycznych gości, których rola w tym koncercie była ciągle podkreślana przez artystkę - czasem aż za bardzo. Nie jesteśmy już społeczeństwem, które na widok ciemnoskórego obcokrajowca na scenie uważa koncert za wyjątkowy.

Tatiana zaprezentowała cztery utwory, pojawiła się także dedykacja artystki dla ofiar wszystkich wypadków drogowych.

Następnie na scenie pojawił się Steve Harley z grupą Cockney Rebel. Rozpoczęło się dynamicznie i można było odnieść wrażenie, że powoli publika się budzi. Mocny, charyzmatyczny głos wokalisty, świetne sola na skrzypcach - takie są zdecydowanie plusy tego występu.

Niestety wiele osób z publiczności nie znało twórczości Steve'a i nie ulegało jego prośbom dotyczącym wspólnego śpiewania. Sam lider próbował nawiązać kontakt poprzez dziękowanie w naszym rodzimym języku, jednakże przy wyczynach językowych Micka Jaggera, nie było to nic szczególnego. Podsumowując, rozgrzewający efekt oddziaływania supportów okazał się średni.

Poza tym koncert legendarnych Brytyjczyków z The Rolling Stones został opóźniony o jakieś dwadzieścia minut, więc nawet, jeśli kogoś rozgrzała Tatiana i Steve Harley z jego grupą Cockney Rebel, to zanim pojawiła się gwiazda wieczoru, już zdążył ostudzić swe emocje.

Tak jak zapowiadano, w trakcie imprezy, przed koncertem Stonesów, minutą ciszy uczczono pamięć ofiar tragicznego wypadku we Francji.

Po godz. 21 warszawski Tor Wyścigów Konnych był już przepełnionym publiką w różnym wieku - pojawiały się nawet całe rodziny. Muzyka The Rolling Stones zdecydowanie łączy pokolenia. Wiele osób było w koszulkach z czerwonymi ustami z prowokacyjnie wysuniętym językiem - znakiem, który kojarzy każdy fan rock'n'rolla i który wczorajszego wieczoru widać było na billboardach, naklejkach i promocyjnych smyczach.

Zanim zespół pojawił się na scenie przed widzami rozbłysły fajerwerki. Zaczęło się od wybuchu, a potem było coraz lepiej, dynamiczniej, aż do fantastycznego finału w postaci "( I Can't Get No) Satisfaction". Ludzie byli zdecydowanie usatysfakcjonowani.

Na publiczności bardzo dużo wrażenie zrobił duet wokalisty Micka Jaggera z Lisą Fischer ze swojego chórku, z którą to wykonał piosenkę "I'll Go Crazy" Jamesa Browna - artysty, który stanowi bardzo ważną inspirację dla Stonesów.

Również aprobatę widzów uzyskiwały polskie wypowiedzi wokalisty Stonesów. Nie tylko dziękował w naszym rodzimym języku, lecz nawet próbował żartować (zresztą całkiem udanie). "Cudownie znów tu być", "Wyglądacie wspaniale", czy "Chciałbym przedstawić zespół" - mówił Jagger. Nawiązał dialog z publicznością także poprzez muzykę - w tym względzie warto wspomnieć wspólne wykonanie " You Can't Always Get What You Want".

Niekwestionowaną gwiazdą środowego wieczoru był też Keith Richards - to głównie jego imię pojawiało się na tabliczkach wśród publiczności. Widzieliśmy tam życzenia urodzinowe dla Micka (w czwartek, 26 lipca, skończył 64 lata!) i właśnie miłosne wyznania w kierunku Keitha, który poza grą na gitarze, zaśpiewał dwa utwory.

Fantastycznym pomysłem było pojawienie się w trakcie koncertu ruchomej platformy z muzykami, dzięki której fani bardziej oddaleni od sceny mogli dokładniej zobaczyć swoich idoli. Warto wspomnieć o świetnej organizacji koncertu, o wizualizacjach, efektach świetlnych, które wspaniale podkreśliły pełne szaleństwa show Stonesów.

Na koniec występu na niebie rozbłysły sztuczne ognie. Ludzie zaczęli śpiewać urodzinowe "Sto lat" dla Micka Jaggera, jednakże on już schodził ze sceny i chyba nie za bardzo się zorientował, o co właściwie chodzi.

Wczorajsza reakcja widzów na show zaprezentowane przez The Rolling Stones była dla Jaggera wspaniałym urodzinowym prezentem. Trzecią wizytę tych legendarnych rockmanów w naszym kraju można uznać za bardzo udaną.

Czy pojawią się znów w Polsce? Patrząc na charyzmę i pokłady energii drzemiące w tych "dinozaurach" rocka na pewno wrócą do Europy, tylko miejmy nadzieję, że tym razem od razu zdecydują się na zagranie w naszym kraju, a nie będzie to decyzja podjęta głównie dlatego, że nie doszło do koncertu w Kijowie. Stonesi, wróćcie do nas i nie każcie czekać aż dziewięciu lat!

Zobacz teledyski The Rolling Stones na stronach INTERIA.PL.

Anna Grzegożek, Warszawa

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: fajerwerki | zespół rockowy | koncert | The Rolling Stones
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy