Reklama

Anna Calvi "One Breath": Głębsze uczucie (recenzja płyty)

"One Breath" nie jest niepokojący jak poprzedni, pierwszy album Anny Calvi. Jest za to różnorodny. Pokazuje charyzmatyczną artystkę z wielu stron.

Kontrakt Annie Calvi załatwił ponoć Brian Eno - rekomendując ją potencjalnym wydawcom jako "największy talent na kobiecej scenie od czasu Patti Smith". Wsparł ją też Nick Cave, zapraszając do rozgrzewania publiczności przed koncertami swojego Grindermana. Dziennikarze nie pozostawali w tyle: piosenkarkę porównywano do PJ Harvey i Edith Piaf; serwis "NME" jej pierwszy album ("Anna Calvi", 2011 rok) ocenił na 9 w 10-stopniowej skali; "Jesteśmy zakochani w olśniewającym debiucie Anny Calvi" - zachwycał się płytą magazyn " The Guardian".

Niewątpliwie Angielka o włoskich korzeniach na wszystkie te zaszczyty zasłużyła. Za jej sukcesem nie stał tylko piękny głos, a przede wszystkim klimat, który na "Annie Calvi" osiągnęła, zestawiając hipnotyzujący wokal z oldschoolowym, gitarowym rockiem i nasyconymi erotyką tekstami.

Reklama

Dwa pierwsze utwory z nowej płyty: "Suddenly" i "Eliza", brzmią jakby trafiły na "One Breath" prosto z debiutu. Oba mają energię takich piosenek jak "Blackout" czy "Desire", oba są mroczne i jednocześnie chwytliwe ("Eliza", jako singel, promuje wydawnictwo). O kopiowaniu patentów nie ma jednak mowy. Te dwa numery to wprowadzenie, pewnego rodzaju bufor bezpieczeństwa przed tym, co przynosi dalsza cześć płyty.

A dalej Anna pokazuje, że - jak to kobieta - ma wiele twarzy.

Trzeci utwór, "Piece By Piece", otwiera kakofoniczna wprawka, która rozwija się w kierunku... onirycznego popu. Zanim jednak wybrzmi, żeby nie było wątpliwości, że za kompozycją stoi Calvi - przetną go kilkukrotnie jazgotliwe pogłosy.

Następne utwory to kolejne oblicza artystki, która: potrafi być liryczna ("Sing To Me"), pokazać, że nadal lubi psychodeliczne, gitarowe odjazdy ("Cry", "Love Of My Live"), nie ma oporów, by zrobić sobie wycieczki w rejony ambientu ("The Bridge") czy filmowych ścieżek dźwiękowych ("Cry Me Over"). Tytułowa piosenka potwierdza w sensie ścisłym porównanie, którego użył Brian Eno - Anna przypomina ekspresją Patti Smith.

Jeżeli ktoś, jak dziennikarze "Guardiana", zakochał się w debiucie śpiewającej gitarzystki o fascynującej urodzie, "One Breath" go nie rozczaruje. Więcej: zauroczenie artystką ma szansę przerodzić się w głębsze uczucie.

Anna Calvi, "One Breath", Domino / NoPaper Records

8/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Anna Calvi | recenzja | one
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama