Anathema w Krakowie: Satelity we mgle (relacja)
Na to mogą pozwolić sobie tylko nieliczni z weteranów - żeby na cztery utwory zagrane na bis zaprezentować aż dwa z właśnie promowanej płyty. Tak właśnie robi Anathema na trwającej trasie "Satellites Over Europe".
Anathema w Krakowie - 26 października 2014 r.
Polscy fani cieszący się specjalnymi względami u Anathemy nieco kręcili nosami po sobotnim koncercie (25 października) w Warszawie. Zgrzytem była zapowiedź zespołu, który mocno reklamował jako wyjątkowy poniedziałkowy (27 października) występ we Wrocławiu z dłuższym setem i przypomnieniem starszych utworów z metalowych lat 90. Niektórzy poczuli się wręcz wystawieni do wiatru, bo dostali tylko "normalny" koncert.
Lepsze wrażenia ekipa z Liverpoolu zostawiła po niedzielnym (26 października) występie w Klubie Studio, choć dostaliśmy dokładnie ten sam zestaw, co w stolicy. Brytyjczycy promują wydany w czerwcu album "Distant Satellites" i to jego zawartość była głównym punktem koncertu. Do klimatycznego, atmosferycznego rocka z naleciałościami prog i post rocka (etap na dobre rozpoczęty od "We're Here Because We're Here" z 2010 r.) na tej płycie Anathema dołożyła jeszcze elementy wręcz triphopowe, pokazujące kierunek na chłodną północ (eteryczy głos Lee Douglas!), gdzie nad fiordami unosi się mgła, taka jak w niedzielny wieczór otuliła Kraków. W "Take Shelter" Daniel Cavanagh na gitarze zagrał smyczkiem, kierując me skojarzenia z Islandczykami z Sigur Rós. Za sprawą roszady - dotychczas grający na klawiszach Daniel Cardoso zasiadł za perkusją; bębniarz John Douglas obsługiwał samplery, perkusję elektroniczną i przeszkadzajki - jeszcze mocniej zabrzmiały syntetyczne bity ("The Lost Song, Part 3", "The Storm Before The Calm", "Distant Satellites"), a z tyłu głowy pojawiły mi się takie nazwy, jak choćby Archive i Depeche Mode.
Choć zespół ma na swoim koncie stylistyczne zawijasy (od mocno death/doom metalowych klimatów po obecne smutasy), Polacy wiernie przy nich stoją. Nic dziwnego zatem, że koncerty od dłuższego czasu przypominają spotkania starych znajomych. Te same twarze na scenie, te same twarze przy barierkach... Nie ma potrzeby uwodzenia publiczności, po prostu muzycy grają swoje. I to jak! "Nigdy nie zawiodę twojego zaufania / Nigdy nie zawiodę twojej wiary" - wersy z przepięknego "Untouchable, Part 1" można odnieść do relacji Anathema - polscy fani. Smutno-piękne dźwięki snuły się późno w noc.
Tradycyjnie zagrany na bis, wyskakany i wykrzyczany "Fragile Dreams" z płyty "Alternative 4", jedyny przedstawiciel dawnej, bardziej metalowej Anathemy, przy najnowszych utworach zabrzmiał jak ubogi krewny. Ale fani dawnego oblicza zespołu dostali znakomitą wiadomość - z okazji 25-lecia Anathemy w 2015 roku ma dojść do występów z udziałem dawnych muzyków: Duncana Pattersona (bas, klawisze) i Darrena White'a (wokal), współodpowiedzialnych za początki zespołu. Można w ciemno zakładać, że ze starym materiałem Brytyjczyków zobaczymy też w Polsce.
Anathemę poprzedzało austriackie power trio Mother's Cake. Młoda stażem ekipa budzi mocne skojarzenia z twórczością The Mars Volta, Red Hot Chili Peppers (funkowy groove) czy Porcupine Tree. Lekcje brali u największych, a że uczniowie z nich pojętni, to zadanie rozgrzania publiczności wyszło im lepiej, niż przyzwoicie.
Setlista koncertu Anathemy w Krakowie:
"The Lost Song, Part 1"
"The Lost Song, Part 2"
"Untouchable, Part 1"
"Untouchable, Part 2"
"Thin Air"
"Ariel"
"The Lost Song, Part 3"
"Anathema"
"The Storm Before The Calm"
"The Beginning And The End"
"Universal"
"Closer"
Bisy:
"Fireflight" (z taśmy)
"Distant Satellites"
"Take Shelter"
"A Natural Disaster"
"Fragile Dreams".
Michał Boroń, Kraków