Reklama

Young Fathers "Heavy Heavy": Puls jest najważniejszy [RECENZJA]

Wielokrotnie nagradzane szkockie trio Young Fathers kazało czekać na swoją nową płytę kilka lat. Na szczęście "Heavy Heavy" to rzecz wystarczająco satysfakcjonująca, aby fan grupy był zadowolony.

Wielokrotnie nagradzane szkockie trio Young Fathers kazało czekać na swoją nową płytę kilka lat. Na szczęście "Heavy Heavy" to rzecz wystarczająco satysfakcjonująca, aby fan grupy był zadowolony.
Okładka albumu Young Fathers "Heavy Heavy" /materiały prasowe

Bez Młodych Ojców faktycznie było "ciężko ciężko". Po sukcesie, jakie szkocka grupa zaczęła osiągać wraz z wygraniem Mercury Prize za debiutanckie "Dead" w 2014 roku, wydawało się, że nic już ich nie powstrzyma. Początkowo faktycznie tak było, ale po "Cocoa Sugar" z 2018 roku o Młodych Ojcach znacznie ucichło, co powodowało pewne lęki. Dzięki swojemu eklektyzmowi i mocnemu naciskowi na etniczne rytmy, wyciągnięte z kultur afrykańskich, w których wychowywało się dwóch członków tria, pozycjonowali się oni jako grupa naprawdę wyjątkowa brzmieniowo. Na szczęście wrócili po 5 latach. Tylko czy dalej fascynują tak, jak kiedyś?  

Reklama

Oczywiście podstawowym magnesem przyciągającym do Young Fathers nadal pozostaje groove. To muzyka, która nie potrafi trzymać karku w miejscu. Sekcja rytmiczna działa wspaniale: stopy same rwą się do podskakiwania, ręce do pląsów, a kark do bujania. A to wszystko niezależnie czy atakują nas swingujące z lekka bębny w "I Saw", ogniście pędzące perkusjonalia w "Drum", czy awangardowa zabawa rytmiką wyciągnięta z warpowych eksperymentów w "Shoot Me Down".

Muzycy podporządkowują rytmice w zasadzie wszystko: utwory zatapiają się w transowych repetycjach, które słyszalne są zarówno w warstwie muzycznej, jak i w wokalach pełnych powtarzających się fraz, zabaw w stylu "call and response", entuzjastycznych krzyków oraz ekstatycznych śpiewów. Tło muzyczne to zresztą często słabo identyfikowalne dźwięki, ograniczające się do plumkania, zaledwie kilku nut lub posiadające wręcz industrialny acz nienarzucający się charakter.

Kompozycje przez to mogą jawić się jako proste w swoich fundamentach. Instrumenty poprzez sposób zagrania stanowią zaledwie funkcję wskazującą wokalistom, jak mają podejmować swoje partie. Ale nie da się przecenić tej nadbudowy, stanowiącej ostateczną deklarację punktu centralnego "Heavy Heavy", wokół którego buduje się resztę. Jest nim bowiem puls.  

Oczywiście mamy tu momenty bardzo wyraziste melodyczne: pianino w "Ululation", westernowska, pachnąca wręcz kaktusami warstwa basu w "Rice", bluesowe harmonie wybrzmiewająca w akordach w "Be Your Lady" oraz - zmierzając zupełnie innym tropem - ambientowe wręcz "Tell Somebody". Ale te elementy w końcu zatapiają się w budowanych wokół repetycjach, są powoli przykrywane innymi warstwami, które dość szybko zdejmują z nich jarzmo skupienia słuchacza.

Zapytacie więc mnie: czy to się sprawdza? Tak, dla osób niezapoznanych z twórczością tria to będzie rzecz niesamowicie świeża. Ale jednocześnie nie ukrywam, że "Heavy Heavy" pozostawia poczucie niedosytu, kiedy przypomnimy sobie, do czego zespół był zdolny. Ostatecznie brakuje tu większej wyrazistości, która jednak decydowała o przebojowości singli z poprzednich płyt Young Fathers takich jak "I Heard", "In My View" czy "Shame".

Young Fathers, "Heavy Heavy", Universal Music Polska

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Young Fathers | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama