"To dopiero początek" Zuta: romantyczna, ale autentyczna historia miłości [RECENZJA]
Swoimi energetycznymi koncertami i porywającymi singlami Zuta postawiła poprzeczkę niezwykle wysoko i choć nie mogłam doczekać się premiery debiutanckiej płyty, obawiałam się też, że czegoś będzie brakowało. Po przesłuchaniu "To dopiero początek" wiem, że duet Zuta i Maks zawojuje polską sceną. Ten album to nie tylko powrót do kultowych brzmień lat 80. i 90., to także miłosne wyznanie pełne romantyzmu, ale i szczerości.

Muszę przyznać, że miałam ogromne oczekiwania względem debiutanckiej płyty Zuty. Duet zachwycił mnie na scenie już wiele miesięcy temu - nieokrzesana energia wokalistki i świetny kunszt gitarzysty sprawiały, że nie można było oderwać od nich wzroku. Utwory, które prezentowali, zabierały mnie w podróż do zadymionych klubów w piwnicach, gdzie w latach 80. i 90. odbywały się najlepsze koncerty rockowe. Z każdym kolejnym występem Zuty mój apetyt na ich płytowy debiut rósł. Jednocześnie zaczynały pojawiać się obawy - czy utwory, które tak doskonale potrafią porwać w wersji na żywo, obronią się także nagrane w studiu.
Jeszcze przed premierą "To dopiero początek" poznaliśmy kilka singli, które promowały nadchodzące wydawnictwo. Piosenka "Elvis" stała się fenomenem - dzięki niej sporo osób usłyszało o istnieniu Zuty i postanowiło dołączyć do wiernych miłośników ich twórczości, wyczekujących debiutu (tak, ja też znalazłam się w tym gronie). Ludzie zaczęli porównywać frontmankę zespołu do legendarnej Kory, a klimat ich twórczości do grup takich jak Wanda i Banda. Singiel był majstersztykiem - zarówno tekstowym, jak i muzycznym. Powtarzające się wersy porwały tłumy, a proste dźwięki gitary nadały wszystkiemu lekkiej atmosfery.
Album promował także singiel "Okres", który okazał się wielce kontrowersyjny dla wielu słuchaczy. W tekście wokalistka poruszyła temat nadal będący w Polsce pewnym tabu. "Lubię bardzo to, że jednak nie wszystko zostało jeszcze powiedziane, i że taki 'Okres' może sprawić, że ktoś się oburzy" - podkreślała Zuta w rozmowie z Interią. Choć utwór traktował o kobiecości, a także kompleksach czy momentach słabości, które zdarzają się w życiu każdego człowieka, niewielu zrozumiało jego przesłanie. Muzycznie był to kolejny taneczny majstersztyk, do którego wręcz chce się wyskakać wszystkie swoje smutki.
Przed wydaniem płyty ukazało się jeszcze "Zwierciadło", w którym gitarowy riff zwieńczający refreny działał jak aktywator ciarek na plecach. Słowa były łatwe do zapamiętania, a melodia chwytliwa. Za tym wszystkim stało jednak głębsze przesłanie. Poznaliśmy też numer "Kurz", wyróżniający się na tle innych swoją senną atmosferą i wręcz wyjącym głosem Zuty. Singiel "Best" z kolei okazał się jednym z najbardziej energetycznych i rockowych na całym debiucie. Ostry tekst dopełnia wizję niebezpiecznej historii, którą kreują agresywne dźwięki gitary.
Na albumie znalazły się też współprace - utwór "Nie to nie" z Jacko Brango oraz "Co za stan" z Brassers. Pierwszy z nich opiera się na rytmie perkusji oraz basu, sprawiając wrażenie niezwykle surowego. Męskości dodaje piosence niski głos Jacko, który przełamuje melancholię. Z kolei tajemnicze zaśpiewy Zuty sprawiają, że możemy znaleźć tutaj nutę delikatności. Wokaliści zabrzmieli razem świetnie. W "Co za stan" ogromną robotę robi sekcja dęta z Brassers. Tekst jest niezwykle pozytywny - traktuje o tym, jakie piosenkarka ma szczęście w życiu. Dyskotekowy klimat, radosny tekst i trąbki - czego chcieć więcej?
Choć Zuta i Maks podzielili się ze słuchaczami sporą ilością piosenek jeszcze przed premierą debiutanckiego albumu, nie oznacza to, że na "To dopiero początek" brakowało zaskoczeń. W dniu oddania w ręce fanów nowego wydawnictwa usłyszeliśmy po raz pierwszy m.in. studyjną wersję "Chcę (preludium)", które zachwyciło mnie jazzowym sznytem. Pierwsze dźwięki od razu przypomniały mi kompozycję "Herman's Habit" stworzoną przez Justina Hurwitza na potrzeby ścieżki dźwiękowej filmu "La La Land". W końcu Zuta ma w sobie coś z musicalu.
Wraz z premierą płyty pojawił się kawałek "Bez Ciebie" z pięknym, miłosnym wyznaniem w tekście oraz melodią prosto z prywatek lat 80. i 90. Jedną z moich ulubionych piosenek na krążku okazał się "Błysk i Grzmot", który buduje napięcie, aż wreszcie wybucha dźwiękami syntezatorów na refrenie. "Syreno" w nieoczywisty sposób łączy gitarę akustyczną z elektronicznymi dźwiękami, a "Spektakularna maszyna" - jedna z niewielu ballad - zaskakuje podniosłym charakterem. Z kolei "ASAP" brzmi jak wyjęte ze ścieżki dźwiękowej kinowego thrillera.
Muzycznie album ten jest powrotem do lat 80. i 90. z nutką nowoczesności i niepodrabianej energii Zuty. Nie brakuje tu surowych gitar, ale też syntezatorów, które nadają wszystkiemu iście tanecznej atmosfery. No i dęciaki oraz sekcje rytmiczne - to dzięki nim sięgamy chwilami po funkowe, soulowe i jazzowe klimaty.
Tekstowo to zbiór miłosnych wyznań, opowieści o szczęściu, ale także refleksji na temat człowieczeństwa, cielesności, kompleksów oraz trudów życia. To romantyczna, ale jednocześnie autentyczna historia Zuty i Maksa.
Debiut wyczekiwany był nie tylko przeze mnie oraz sporą liczbę fanów, lecz także przez samych autorów płyty "To dopiero początek". Jego premiera zbiegła się bowiem w czasie z przygotowaniami Zuty i Maksa do ślubu. To dwa wielkie kroki w życiu pary artystów. Do tego całą nową twórczość zamierzają promować "Trasą ślubną", spotykając się ze słuchaczami w klubach w całej Polsce, jednocześnie organizując w ten sposób kilka małych wesel. Czy to nie jest kwintesencja spełnienia w życiu kochających się muzyków, dzielących wspólną pasję? Ja właśnie to spełnienie czuję, gdy słucham "To dopiero początek". Choć stawianie oczekiwań nie zawsze wychodzi na dobre, w tym wypadku zostały one całkowicie spełnione. I cieszę się, że duet jasno podkreśla, że "to dopiero początek", bo czekam na więcej i wiem, że Zuta zawojuje polską sceną.
Zuta, "To dopiero początek" - 9/10









