Czy brakuje Johna Frusciante? Oczywiście, że tak. Mimo tego wyprodukowany ponownie przez słynnego Ricka Rubina album "I'm With You" to więcej niż solidne i zarazem zaskakująco spokojne wydawnictwo.
Gitara zeszła na drugi plan i nie należy mieć do 31-letniego Josha Klinghoffera o to pretensji. To jego styl. Nowy członek słynnej grupy, koncertujący z nią już od dawna, nie wymyśla riffów, które wstrząsną posadami stadionów. Klinghoffer swoją grą dopowiada, tworzy dźwiękowe tło, bawi się efektami, odpowiada za kolorowe didaskalia.
To Flea wziął odpowiedzialność za muzyczne oblicze zespołu po odejściu Frusciante. I trzeba przyznać, że basista ten ciężar udźwignął. Nie przejmując się faktem, że na karku piąty krzyżyk, nauczył się grać na fortepianie, co podobno pomogło mu rozwinąć zdolności kompozytorskie. Fortepian zresztą często się na "I'm With You" pojawia (Klinghoffer również gra na tym instrumencie), świetnie sprawdza się choćby w "Happiness Loves Company".
W związku z przedefiniowaniem roli gitary w zespole - wydaje mi się, że nie bez znaczenia jest tu introwertyczna osobowość młodego muzyka - fundamentem praktycznie każdego z numerów jest sekcja rytmiczna. Bas ciągnie utwory, prowadzi za rękę wszystkie pozostałe dźwięki (Flea oczywiście popisuje się przy okazji wirtuozerią, z której słynie), natomiast Chad Smith i jego perkusja dbają o rockowy pazur, o to, by spokojniejsze niż zazwyczaj utwory nie znudziły słuchacza.
Flea opowiadał, że podczas prac nad tą płytą, zasłuchiwał się w albumach The Rolling Stones i w afrykańskiej muzyce. Jeśli te inspiracje się pojawiają (choćby w numerze "Ethiopia" czy w "Did I Let You Know"), to i tak w niewielkim stężeniu.
"I'm With You" to nadal te same Papryczki, ta sama niepowtarzalna barwa Anthony'ego Kiedisa, wciąż ta funkowa dusza się w nich tli, nawet jeśli zwalniają i grają bardziej przytulne piosenki.
Panowie pod pięćdziesiątkę (z wyłączeniem, rzecz jasna, Josha Klinghoffera) biorą oddech na swoim dziesiątym albumie, dają sobie i fanom chwilę wytchnienia, szukają nowego przepisu na siebie po tym jak - nie uciekniemy od tego - rozstali się ze swoim najlepszym gitarzystą. "I'm With You" dowodzi, że Red Hot Chili Peppers wciąż mogą funkcjonować w rockowej lidze mistrzów.
7/10
Warto posłuchać: "Factory Of Faith", "Ethiopia", "Police Station", "Even You Brutus?", "Meet Me At The Corner"