Run The Jewels "RTJ4": Klejnoty z koroną [RECENZJA]
Wraz z czwartym wspólnym albumem rapowy duet Run The Jewels ląduje w grupie zespołów z jedną z najmocniejszych dyskografii w historii.
Do dziś pamiętam szok, jaki towarzyszył ogłoszeniu współpracy Killer Mike'a oraz El-P przy okazji "R.A.P Music" - solowego albumu pierwszego z artystów. Trudno było bowiem wyobrazić sobie, że facet z Atlanty kojarzony głównie jako członek Dungeon Family ze zwrotką w hitowym "The Whole World" Outkastu nagra płytę wyprodukowaną przez artystę, nazywanego często królem nowojorskiego podziemia. I gdyby to królestwo El-Producto było jeszcze w miarę stabilne...
Mieliśmy do czynienia z terenem może i przepełnionym funkowym groove'em, ale hałaśliwym, pełnym dźwięków wprost z fabryk, do tego zewsząd przepełnionym dystopijnymi obrazami wyciągniętymi wprost z wizji Philipa K. Dicka. Jak to miało zagrać? I o dziwo zagrało na tyle, że po wydaniu swoich solowych projektów w 2012 roku wyruszyli we wspólną trasę, w trakcie której podjęli decyzję o założeniu duetu Run The Jewels. Nazwę natomiast zapożyczyli z jednej z piosenek LL Cool J-a.
Run The Jewels to duet wyjątkowy, bo rzadko zdarza się, by postacie tak różne od siebie, jednocześnie kipiały taką chemią między sobą. Po czwartym już wspólnym krążku wydanym pod tą nazwą, można mieć wrażenie, że współpraca w zasadzie mogła odbywać się bez słów. Panowie wyczuwają siebie wręcz intuicyjnie. Przede wszystkim słychać, jak ta współpraca pomogła im się rozwinąć na przestrzeni ostatnich lat.
Killer Mike stał się tekściarzem częściej zmuszającym do ruszenia głową, dzięki czemu do niego często należą najmocniejsze linijki na płycie. El-P natomiast porusza się na bitach o wiele zgrabniej, jest dużo przystępniejszy dla przeciętnego słuchacza i mimo swojego stałego uwielbienia do metafor oraz gier słownych, zyskał mocno na komunikatywności. A o tekstach nie wspominam bez powodu.
Duet od początku działalności stawiał na świadomość, chętnie poruszał tematykę polityczno-społeczną, ale to na RTJ4 pojawia się najwięcej tego typu treści. Obrywa się osobom, które pozorami konserwatyzmu przykrywają swoje rasistowskie i ksenofobiczne poglądy, Trumpowi, brutalności policji. Niesamowite, jak aktualne robią się te teksty, biorąc pod uwagę dzisiejszą sytuację polityczną w Stanach Zjednoczonych. Przejawia się to chociażby tym, że Killer Mike w jednym z utworów przywołuje ostatnie słowa Erica Garnera - "I can't breathe" - mężczyzny, który w 2014 roku zginął w podobny sposób jak George Floyd.
Absolutnym królem jest "Ju$t" z gościnnym udziałem Zacka De La Rochy z Rage Against the Machine oraz Pharella Williamsa. Na powolny bit z potężnym basem i niepokojącymi samplami wokalnymi kładzione są linijki na temat władców niewolników pozujących na dolarach, pedofilach sponsorujących polityków, kraju rządzonym przez właściciela kasyn, z nawiązaniami do Kurta Vonneguta przeciwstawianemu Ayn Rand oraz do Toussainta L'Ouverture'a - jednego z przywódców rewolucji haitaińskiej. Sporo, czyż nie? A to tylko jeden utwór!
Imponuje "A Few Word for the Firing Squad" nie bez powodu nazywane "A Day in the Life" na miarę XXI wieku. Refleksje na temat nierówności społecznych, nadużycia władzy, mieszają się tutaj z całkiem osobistymi wyznaniami, a wszystko to na apokaliptycznym, futurystycznym bicie El-P ze smyczkami i saksofonem w tle.
Zresztą bity jak zwykle są kolejnym bohaterem albumów Run The Jewels. El-P potrafi rzucić "Oh La La" na jazzowym samplu, którego inspiracje klasyką wschodniego wybrzeża są dodatkowo wzmocnione skreczami DJ-a Premiera oraz refrenem Grega Nice'a z nieco zapomnianego acz legendarnego składu Nice & Smooth. Ale potem częstuje industrialowo-funkowym "Walking on the Snow", które mogłoby spokojnie uchodzić za zaginiony bit z debiutu Cannibal Ox.
Albo "Holy Calamafuck", które pokazuje, jak mógłby brzmieć trap, gdyby tamtejszą scenę budowali górnicy. "The Ground Below" z tymi przesterowanymi gitarami brzmi z kolei jak tęsknota za kultową ścieżką dźwiękową do "Judgement Night".
W muzyce El-P dzieje się sporo. Niezaznajomionym utwory mogą się wydawać z początku chaotyczne, przepełnione do granic możliwości. Tylko to w prostej linii kontynuacja stylu produkcji The Bomb Squad, znanych z płyt Public Enemy: czerpiącej z funkowego groove'u muzyki, która z pozornego chaosu tworzy jedyną w swoim rodzaju harmonię.
Poprzednie albumy Run The Jewels postawiły poprzeczkę naprawdę wysoko. Już po trzeciej wspólnej pozycji duetu miałem obawy, czy ta formuła nie ulega właśnie wyczerpaniu. A tu proszę: nie dość, że wszystko jest "bardziej" i "mocniej", to jeszcze panom wciąż udało się utrzymać poczucie świeżości. Poważny kandydat do rapowej płyty roku. To nie klejnoty w koronie - to klejnoty z koroną na głowie.
Run The Jewels "RTJ4", Warner Music Poland
9/10