Reklama

Różni artyści "De Nekst Best Mixtape Vol. 2": Rapowa orkiestra pod pewną batutą [RECENZJA]

"De Nekst Best Mixtape Vol. 2" to ambitny przekrój przez rapowe pokolenia i estetyki. VNM jest tu współprowadzącym, producentem wykonawczym i mistrzem ceremonii. I to nie plejada gwiazd okazuje się największym wydarzeniem, ale fakt, że zasłużony artysta wziął się i odzyskał dla gry.

"De Nekst Best Mixtape Vol. 2" to ambitny przekrój przez rapowe pokolenia i estetyki. VNM jest tu współprowadzącym, producentem wykonawczym i mistrzem ceremonii. I to nie plejada gwiazd okazuje się największym wydarzeniem, ale fakt, że zasłużony artysta wziął się i odzyskał dla gry.
VNM na "De Nekst Best Mixtape Vol. 2" zaprosił plejadę gości /

Kiedy bierzesz się za koordynację przedsięwzięcia łączącego ponad 40 wykonawców z rapowego świata - a właściwie różnych rapowych światów - to możesz się już tylko zastanawiać nad tym, czy czeka cię udar, czy raczej wylew. Osiwiejesz czy raczej wyłysiejesz? Nawet nie próbujcie VNM-a pytać o to, kogo w jakim numerze oryginalnie planował, jak sypiał i czy były chwile rezygnacji. Jak dopinasz coś takiego, to nie musisz płodzić dziecka, sadzić drzewa i budować domu. Po prostu wiesz, że jesteś facetem. A ta wieża Babel nie dość, że stanęła, to stoi i rozciągają się z niej niezłe widoki.

Reklama

Najprościej oskarżyć recenzowane właśnie wydawnictwo o niespójność. Tylko to trochę bez sensu - nie dość, że sama formuła mixtape'u taką nieintegralność usprawiedliwia, to jeszcze ta liczba raperów i producentów powoduje, iż oczywisty wydaje się fakt złożenia spójności na ołtarzu różnorodności. Wzięto siedem bitów klasycznych (albo chociaż klasycyzujących), siedem "nowoszkolnych" (co by to nie znaczyło) i siedem lat chudych czeka krytyka, który się w tym nie rozezna.

Czy nie przeszkadza mi Jotuze obok Vix.N'a, Deysa i Gverilli? Oczywiście tak, hamuje świetny, rwący, elektroniczny bit Faded Dollars, a lekki, rozśpiewany numer, wzorcowy earworm, dostaje na koniec spory balast za sprawą zwrotki brzmiącej jakby była cięta z płyt Grammatika. Czy Przyłu pasuje do letniego, relaksacyjnego podkładu Jajonasza? Jak gumofilce do smokingu, zamiast chwalić się tym, że rapuje obok Łony (a oprócz tego Żyta Tostera), mógł napisać zwrotkę pozbawioną niepotrzebnych wulgaryzmów i gówna (dosłownie), po czym położyć ją o wiele spokojniej. Nadekspresja Fontama psuje haj Miłemu ATZ, Dabowi i Ryfie, telepie leniwie wcześniej płynącym "Cha-Ching". Ale czasem chodziło o kontrast nie synergię, takie było w tym wypadku założenie. To, że w moim odczuciu chybione, to już wypadkowa gustu i oczekiwań.

Nie jesteśmy na boiskach Ekstraklasy, toteż nie ma tu gry na aferę, bo a nuż coś wyniknie. Może rzucenie dysponującego śladowym warsztatem, rozmytego Fukaja między słynących z popisywania się umiejętnościami, wyrazistych O.S.T.R-a i VNM-a wydaje się prowokacją, ale też bez przesady, bo szczecinianin zdradzał na swoim debiucie staroszkolne sentymenty i o ile techniki mu brak, na bicie porusza się z gracją wrotkarza na lodowisku, to jest niezłym kameleonem, umie się wtopić w otoczenie, jest jak młodszy, równie sympatyczny brat Jana-Rapowanie.

A tak poza tym? Filipek przy Biszu i Pyskatym staje się raperem lepszym o klasę, choć nie ma żadnej niespodzianki w tym, że przechwałkowa konwencja bragga jest dla freestyle'owca strefą komfortu, tak jak nie dziwi kolejna po utworze z okazji Polish Hip-Hop Music Awards kooperacja Winiego z Te-Trisem. OK, w "Sercu" jest jeszcze Zeamsone, lecz ten kto się zaskoczy młodym ujeżdżającym bazującą na feelingu, zakurzoną kompozycję (Volt jest tu prawie jak Alchemist), ten wyraźnie nie dość bacznie obserwował jego dyskografię.

Hiphopowy buldożer Berson, na pierwszy rzut ucha zaginiony członek Zip Składu, daje kolejny dowód na to, że wbrew pozorom na każdym bicie się i w każdym temacie bez trudu się odnajdzie. W traktującym o pozarapowych idolach "Stanie" towarzyszy mu m.in. Rahim, stylistycznie młodniejący z wiekiem oraz dwaj szermierze flow - gospodarz i Zeus. I to zestawienie działa. Liroy mógłby być nie tyle ojcem, co dziadkiem schaftera, zaś to, że krzyknie "flex" na końcu nie oznacza, że ma choćby gram schafterowej miękkości stylu. Nie szkodzi - zwrotka juniora widzi się z tą Dizkreta, a muzyka Waco wygładza wszystko, co sękate. Puzzle w bicie pasują do siebie tak, że zostaje się z wrażeniem, że gra cały band.

Miło, że Peja potrafi przykleić się do tak niespokojnych bębnów jak te w kawałku "YNNI", bo znajdziemy w jego dyskografii takie featuringi, gdzie był zagubiony, by nie powiedzieć bezbronny. Niemniej już od gościnnej zwrotki dla Trzeciego Wymiaru, ba, jeszcze od Świntucha, wiadomo, że to nie musi być reguła, że umie zagrać na warunkach zapraszającego. I to ta sytuacja. Dodaj swobodę zupełnie nieprzejętego dynamiką bitu Venoma, Mesa zalewającego kompozycję niskim głosem, bez potrzeby ścigania się z bębnami i jest hit.

Dzieją się na "DNBM2" rzeczy nie mniej imponujące. "Stillo" kontynuuje konwencję cypherów z płyt VNM-a i nie odbiega od nich poziomem. Wszyscy czują się jak w domu, Kabe żartuje, V i DGE zmieniają flow, a szlachetne brzmienie Kixnare'a z lat 90. tylko w tym pomaga.

"Hostel", opowieść z dreszczykiem rozpisana na cztery różne zupełnie roczniki (PIH jest z pierwszego hiphopowego pokolenia, Floral Bugs trafił w tym roku do Popkiller Młode Wilki), pokazuje, że role są dobrze napisane i dobrze obsadzone. Producencko-didżejski duet The Returners wyciąga z Weny i Onara to, co najlepsze. I kiedy wydaje się, że w tym warszawskim "jak kiedyś" nie ma co mieszać, między to mentorstwo i zmierzłość, na bit w stylu starego 600V wlatuje Opał i w "Szklanych domach" odnajduje się jak należy.

VNM wraca mi tu jak bumerang, co moment. Przetacza się przez większość akapitów. I dzieje się tak nie bez przyczyny. Spośród ekipy labelu DeNekstBest, to nie podopieczni Fontam czy Żyt Toster najbardziej potrzebowali tego mixtape'u. Fonciak sporo umie, od emulowania Abradaba po rap wyczynowy, musi jeszcze nadal szukać optymalnej dla siebie formuły. Toster jest dobry, doświadczony, ma jednak manierę na tyle silną, że i bit, i kompani na nim, to zawsze u niego sprawa drugorzędna.

A szef DNB, powód całego tego opisywanego zamieszania? Szył sobie ostatnio koncepty na nie do końca własną miarę. Sam wydawał się zakłopotany konfesyjnym charakterem utworów. Przeszacował swoje umiejętności jako wokalista, ostentacyjnie nadużywał tych rapowych. Był już w oczach wielu reliktem, symbolem minionej hiphopowej ery. Tu pokazuje, że w każdym towarzystwie mu dobrze i że jest mistrzem kondensowania stylu w małych dawkach niezależnie od tego czy to opowieść, wyznanie czy manifest warsztatowej supremacji. Powstaje niczym feniks z popiołów, w ogniu. I brawa za rap totalny, za wszystko, co tu zrobił - poza przefajnioną konferansjerką, z którą zostajemy na mixtape'ie jak Polska z deficytem budżetowym. To właśnie to odrodzenie jest największym wydarzeniem w kontekście drugiego "DeNekstBest".

Różni artyści "De Nekst Best Mixtape Vol. 2", DeNekstBest

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: VNM | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy