Reklama

Recenzja Yung Lean "Stranger": SWAG i przeglądarki internetowe

Miał zaledwie 17 lat, kiedy w 2013 roku wraz ze swoją ekipą Sad Boys podbił scenę hiphopową. Jonatan Leandoer Håstad, znany szerzej jako Yung Lean, wciąż utrzymuje się na tej fali popularności, głównie dzięki ogromnemu zaufaniu fanów, otwartej na eksperymenty głowie i przede wszystkim swojemu własnemu, łatwo rozpoznawalnemu, a przez to oryginalnemu stylowi.

Miał zaledwie 17 lat, kiedy w 2013 roku wraz ze swoją ekipą Sad Boys podbił scenę hiphopową. Jonatan Leandoer Håstad, znany szerzej jako Yung Lean, wciąż utrzymuje się na tej fali popularności, głównie dzięki ogromnemu zaufaniu fanów, otwartej na eksperymenty głowie i przede wszystkim swojemu własnemu, łatwo rozpoznawalnemu, a przez to oryginalnemu stylowi.
Okładka płyty "Stranger" Yung Leana /

Yung Lean to bohater naszych czasów. Choć staż w show-biznesie ma bardzo krótki, to zdążył już wydać dwie pełne albumy i kilka innych formatów muzycznych. Swoją popularność zdobył, wykorzystując w perfekcyjny sposób przestrzeń internetu, z mediami społecznościowymi na czele. Wie, jakim językiem zwracać się do dzieciaków siedzących całymi dniami na Instagramie i Tumblrze, w jakiej stylówie pokazać się na scenie, by później plotkowano o nim na forach i w końcu jakie znaki oraz symbole wykorzystywać, tak, aby "swagowcy" bezbłędnie je odczytywali i utożsamiali się z nimi.

Reklama

Jeszcze niedawno potrafił wyskoczyć na koncercie w barwnym ubraniu, zwariowanej czapce i śpiewać o przeglądarkach internetowych, grach komputerowych czy ciuchach. Wszystko to odbywało się w rytm powolnych, nasyconych elektroniką, eksperymentalnych kompozycji, do których bujali się w ciemnych, dusznych klubach modni młodzi ludzie, często zanurzeni nie tylko w dźwiękach, ale i w tripie po zażyciu ecstasy lub innego narkotyku, o którym pewnie nigdy nie słyszeliście. W tym czasie do grona zagorzałych fanek artysty dołączyła sama... Kim Kardiashan.

No, ale wiadomo, człowiek dojrzewa, zmienia światopogląd i swoje zachowanie. Stąd szwedzki raper przestawił się z nawijania o absurdalnych sprawach na rzecz rozkmin o samotności, narkotykach i sensie życia. Metamorfozie uległa również sama muzyka, pod którą Yung podkłada swój niedbały, leniwy wokal. Wszystkiego jest tu jakby mniej. Do naszych uszu dociera najczęściej jeden bit dopełniony różnej maści przeszkadzajkami.

Atmosfera jest gęściejsza niż na poprzednich albumach. Dominują powolne, hipnotyczne rytmy, chwilami można poczuć się, jak po spaleniu zbyt mocnego blanta, kiedy człowiek ma ochotę położyć się wygodnie na swoim łóżku, zamknąć oczy i zagłębić w czeluści swojego umysłu. Co ciekawe, znajdziemy tutaj nawet kilka ballad, które swoim chłodem i depresyjnym klimatem przywołują na myśl Joy Division. Lean jednak lubi rozbijać przygnębiający nastrój, w który wprowadza słuchacza, mocniejszym uderzeniem czy melodyjnym zaśpiewem, bo w końcu - wciąż chodzi o to, żeby się dobrze bawić.

Jedni nazwą to, co robi autor "Stranger" tandetą w najczystszej postaci, inni dojrzą w tym młodym chłopaku głos pokolenia i artystę bardzo świadomie wykorzystującego w swojej twórczości język i styl bycia swoich rówieśników. Jedno jest pewne, nie da się obok tego rapera przejść obojętnym. Albo zakochacie się w nim od pierwszego wejrzenia, albo zbluzgacie... np. w komentarzu pod poniższym tekstem.

Yung Lean "Stranger", Mystic Production

7/10

PS Yung Lean wystąpi w Krakowie (26 listopada, Kwadrat) i Warszawie (30 listopada, Progresja).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Yung Lean | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama