Recenzja Sia "This is Acting": No to Sia!
Tomek Doksa
Nie chciała tych piosenek Adele, nie chciała Rihanna. Ale swoją nową płytą Sia wcale nie udowadnia, że dziewczyny mają czego żałować.
Życie autora piosenek nie jest łatwe. Wiele w życiu pisze, mało kto o tym wie, a i nie wszystko trafia ostatecznie na wypalane w wielkich wytwórniach krążki. Naszą bohaterkę dotknęło to tylko połowicznie, bo z całego zastępu autorek tekstów i muzyki pisanych na zlecenie, Sia Furler zrobiła zdecydowanie największą, samodzielną karierę. Ale i w jej przypadku nie wszystko, za co się zabierała, zamieniało się w złoto. I nie chodzi tu tylko o jej wcześniejsze nierówne, solowe albumy, co przede wszystkim utwory, które komponowała z myślą o nagrodach Grammy odbieranych potem dzięki niej przez największe nazwiska muzycznej sceny, a które nigdy o największe tytuły nawet bić się nie zaczęły.
Ta płyta jest zbiorem właśnie takich kompozycji - jedne miały trafić do Rihanny, inne Katy Perry, albo znowu Adele. Niektóre odrzucono już na starcie, kolejne nie przeszły u gwiazd ostatecznej selekcji i koniec końców zostały u Furler w szufladzie. Czy słusznie? Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. Trudno w tych kategoriach oceniać kompozycje, które po raz pierwszy przychodzi nam słyszeć właśnie w wykonaniu Sii. Furler z pewnością ma talent do pisania chwytliwych, popowych numerów, ale wokalistką nigdy już nie była wybitną, a jeszcze kiedy od czasu przeboju "Chandelier" wyjątkowo upodobała sobie i uwydatniła tę nieznośną manierę w swoim głosie, obcowanie z jej całym ostatnim albumem zaczynało przypominać sport tylko dla najbardziej wytrwałych.
Historia powtarza się zresztą na "This is Acting". Teoretycznie wszystko powinno się na nim udać: krążek zawiera wiele materiałów na przebój, w warstwie tekstowej dotyka ludzkich problemów, a produkcją zajmuje się pierwsza liga amerykańskiego popu. Ale... Jako album, i zwarta opowieść, "This is Acting" bardziej mierzi niż grzeje. Taki "Alive" pewnie rzeczywiście byłby perełką na ostatniej płycie Adele, wystarczyłoby tylko, żeby Brytyjka użyła w tym numerze akompaniamentu fortepianu i swojego głosu. No ale ona ma TEN głos. Albo "Reaper" - współkomponowany m.in. przez Kanyego Westa - pewnie i z niego użytek potrafiłaby zrobić Rihanna, ale ona karaibskie rytmy ma we krwi.
Nie ma co się jednak nad tym rozwodzić, skoro Sia masakruje tę jakże prostą, popową melodię swoją nad wyraz teatralną pozą. Za bardzo się stara, choć czasem zamiast napinania muskuł powinna odpuścić i dać się ponieść muzyce. Tak po prostu. Rozumiem, że tytuł wydawnictwa zobowiązuje, że chodzi tu o grę, o pokazanie jak wiele potrafi przybierać twarzy, ale przecież wszyscy wiemy o tym od dawna. O ile jednak pracując dla kogoś na zlecenie Sia rzeczywiście potrafi wyczarować dla niego przebój, o tyle sama na estradzie nie powinna już udawać kogoś innego. Stać ją na więcej, o czym potrafiła przekonać już dużo wcześniej, zanim jeszcze stała się ulubioną współpracowniczką gwiazd (patrz choćby "We Are Born"), byłoby więc miło, gdyby zechciała sobie o tym przypomnieć przy okazji kolejnego wydawnictwa.
Sia "This is Acting", Sony Music
5/10