Recenzja Santana "IV": Wszyscy na pokład

Tomek Doksa

Santana. Nazwisko, które część słuchaczy rozpala, innych z miejsca odrzuca. Ale jego nowej płyty powinni posłuchać i jedni, i drudzy.

Santana na "IV" znowu brzmi tak, jak w latach swojej największej świetności
Santana na "IV" znowu brzmi tak, jak w latach swojej największej świetności 

Sam prędzej bym się dotąd zaliczył do tej drugiej grupy, kierowany głównie pamięcią wspólnych utworów Carlosa z Will.I.Amem, Chesterem Benningtonem, albo - o zgrozo - Pitbullem. Połączenie jego gitary z wokalami topowych gwiazd, zazwyczaj kończyło się nieznośnie lekko brzmiącą, wakacyjną playlistą, przy której można było prędko zapomnieć o zasługach Santany dla muzycznej sceny, a zwłaszcza jego pierwszych i najważniejszych z perspektywy całego dorobku wydawnictwach, wydawanych już blisko pół wieku temu.

Na szczęście u samego Carlosa zarówno pierwszy Woodstock, jak i płyty nagrywane w towarzystwie Gregga Roliego, Mike'a Carabello, Neala Schona oraz Michaela Shrieve'a, wciąż wywołują ciepłe wspomnienia i po serii kiepskich, składankowych albumów, Santana raczy nas przyjemną powtórką z historii i powrotem do swoich najlepszych korzeni, kontynuując z muzykami z pierwszego zespołu porywającą podróż po świecie latynoamerykańskiego rocka i bliskich mu soulowo-jazzowych rejonach.

Wierni i starsi fani dostają tym samym piękny prezent od swojego ulubieńca, który znowu brzmi tak, jak w latach swojej największej świetności, ale "IV" to płyta, którą przede wszystkim powinni odkryć młodsi słuchacze. Ci nie muszą wcale pamiętać lata miłości, nie muszą też recytować tytułów z dyskografii artysty - wystarczy, że docenią sam materiał, który trafił na ten krążek.

A na nim grupa instrumentalistów dowodzonych przez Santanę w brawurowy sposób odświeża swoje klasyczne brzmienie. Instrumentalistów podkreślam tu nie przez przypadek, bo na "IV" zdecydowanie najlepiej wypadają utwory pozbawione wokaliz, co też pięknie odróżnia ten album od na wstępie wspomnianych, typowo radiowych wydawnictw gitarzysty. Tutaj nie słychać komercyjnej kalkulacji, nie słychać parcia na listy przebojów, ale czystą zabawę muzyczną formą, która udzieli się też najbardziej opornym, a nawet wcześniej unikającym latynoskich rytmów w rockowym wydaniu.

No ale żeby to się udało, trzeba dać "Czwórce" szansę. Najlepiej burząc nieco układ tracklisty i zaczynając przygodę z tą płytą od utworów "Echizo", "You And I" oraz "All Aboard". Tak jest, wszyscy tym razem z Carlosem na pokład.

Santana "IV", Mystic Production

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas