Recenzja Paweł Domagała "1984": Ach, weź nie pytaj...
Kamil Downarowicz
Polscy aktorzy i aktorki, którzy zdecydowali się rozpocząć swoją przygodę z muzyką, nie kończyli zazwyczaj najlepiej. Czy Pawłowi Domagale, znanemu z występów w popularnych krajowych filmach i serialach, udało się przełamać ten schemat? W końcu singel "Weź nie pytaj" zapowiadający jego najnowszą płytę, to prawdziwy przebój, który na YouTube zebrał ponad 66 mln wyświetleń. Oczekiwania związane z "1984" były więc naprawdę spore...
Płyta zapowiadana była jako sentymentalna podróż Domagały do minionych czasów. "Będzie na niej dużo autorefleksji i powrotu do dzieciństwa. Ten temat chodził za mną od dłuższego czasu. Czy jestem taką osobą, jaką chciałem być? Co bym powiedział sobie sprzed lat, gdybyśmy się dzisiaj spotkali? Czy w ogóle bym siebie poznał?" - tak o "1984" opowiadał jakiś czas temu sam autor.
I rzeczywiście w przeważającej części zatapiamy się wraz z muzykiem w świecie nastrojowych dźwięków, nasączonych bliżej nieokreśloną tęsknotą. Prym wiodą tu ballady takie jak: "W połowie drogi", "Nie zmarnuj mnie", "Nie przypominaj mnie" czy "Najgrubszy Anioł Stróż".
Niestety te liryczne próby są emocjonalnie dość tanie, podobnie, jak polskie komedie romantyczne, w których Pawłowi zdarzyło się grywać. Bardzo łatwo mogę sobie wyobrazić zakończenie takiego typu filmu, gdzie po pocałunku zakochanej pary, która przezwyciężyła wszystkie przeciwności losu, aby w końcu ze sobą być, wjeżdżają napisy końcowe wraz z wybraną z powyższej listy piosenką Domagały w tle.
Może jeszcze skoncentrowany na smyczkowej aranżacji "Najgrubszy Anioł Stróż" (sprawdź słowa piosenki!) rzeczywiście potrafi ukłuć w serducho, podobnie, jak przed laty czynił to oparty na podobnym patencie utwór "I'm With You" Avril Lavigne (posłuchaj!). Natomiast cała reszta to taka ckliwa papka, która może co najwyżej przypaść do gustu nieszczęśliwie zakochanym czternastolatkom.
Zdecydowanie ciekawiej robi się, kiedy Domagała podkręca tempo i stawia na żywiołowość oraz większą gamę rozwiązań stylistycznych. I taki już np. rytmiczny "Radom" o melancholijno - optymistycznym zabarwieniu i rozbuchanym brzmieniu może naprawdę się spodobać. "Obietnica" wnosi na płytę lekki powiew country/bluegrass(!), przyjemnie poszatkowany "Wystarczę ja" kończy się niemal ekstatyczną partią gitary, a "Idę" z kolei zwraca na siebie uwagę urokliwą partią klawiszy wyjętą żywcem z lat 70.
Jest też, oczywiście, ujmujący swą prostotą i autentyzmem najbardziej popularny obecnie hymn o miłości "Weź nie pytaj", o którym powiedziano chyba już wszystko, co trzeba oraz funkujący "Najwięcej" ze schowaną w tle elektroniczną dekoracją. Znalazło się tutaj nawet miejsce na bujające dźwięki reggae w "Człowieku, który był czwartkiem".
Niestety mimo kilku przebłysków "1984" nie jest udaną płytą. Co prawda nie mówimy tutaj o jakiejś tragedii, dnie i metrowym mule, w którym nasi rodzimi popowi wykonawcy często lubią się tarzać, ale chyba większość z nas spodziewała się, że Domagała nagra naprawdę wyjątkowy, wybijający się ponad przeciętność album. Tak się, niestety, nie stało.
Paweł Domagała "1984", Mystic Production
6/10