Recenzja Paul McCartney "Egypt Station": Radość z muzyki

Paweł Waliński

Mieć miliony, a jeździć skromną hybrydą i się nie przejmować. Tak jest trochę z "Egypt Station". I bardzo dobrze, że tak jest.

Okładka płyty "Egypt Station" Paula McCartneya
Okładka płyty "Egypt Station" Paula McCartneya 

Taka sytuacja. Legenda. Legendarna legenda wręcz wydaje płytę. Świat zamiera. Autobusy zatrzymują się złamane na zakręcie. Ptaki w locie. TVN24 zamiast poranka ma obraz kontrolny. Pralka gnie się w ukłonie, przestając wirować, póki nie wybrzmią ostatnie takty rzeczonej płyty. No i owe wybrzmiewają. I zaczyna się. Pralka wiruje mocniej, niż zwykle. TVN24 zamiast typowego dla siebie niebieskiego ma jakieś psychodeliczno-grzybowe kolory. Ptaki latają tak szybko, że założyły kaski. W Kędzierzynie-Koźlu człowiek pogryzł psa. Świat ogarnia histeria. Coś jak zombie-apokalipsa. Wszystko jest inaczej, niż przed odsłuchem. Wszystko. Twój pies jest wege. Twój stary nie ma wąsa. Twoja matka jest inna.

I tak, teoretycznie, powinno być, nie? Ale nie jest. Okrutna (choć może wcale nie) prawda jest taka, że kiedy jeden czy drugi dziadek-luminarz muzycznego świata wydaje płytę, nic się na świecie nie zmienia. Mimo podskórnego przekonania, że działa jakieś zupełnie nieuzasadnione prawo ciągu. Że jak kto raz muzykę zrewolucjonizował, to musi tak robić w kółko i dożywotnio. Choćby coverował "Pieski dwa", ma to być przełomowy moment w historii muzyki. Coś jakby wynalazca żarówki, Joseph William Swan (A myśleliście, że Edison? Nie, ten to akurat nic nie wynalazł, a wszystko ukradł) musiał dożywotnio strzelać patentami, jak wuj suchymi dowcipami na weselu. Nie. Nie musiał. Tak to nie działa.

McCartney tego dowodem. Wydał sobie "Egypt Station" prawie z zaskoczenia. Bo z raczej niewielką akcją promocyjną ją poprzedzającą. I, co ważniejsze, kompletnie nie miał zamiaru zmagać się z jakąkolwiek presją jakichkolwiek oczekiwań. Jasne, jeśli ktoś może sobie na coś takiego pozwolić, to właśnie McCartney. Epokowych numerów napisał w swoim życiu wystarczająco, żeby obdzielić nimi kilku(nastu?) innych artystów, a i post-beatlesowska kariera Sir Paula uczy, że tak naprawdę interesuje go po prostu pisanie fajnych piosenek. Aż tyle i tylko tyle zrobił.

"I Don't Know" to szlachetność prostoty i harmonie, które kolejny raz dowodzą, że z kompozytorskiego megaduetu The Beatles, to McCartney zawsze był tym członem bardziej brytyjskim. "Come on to Me" z kolei pokazuje kolistą nieraz drogę, jaką przebywa muzyka. McCartney brzmi tu jak Arctic Monkeys (w okolicach drugiej płyty), którzy wtedy chcieli brzmieć jak te brytyjskie kapele, które chciały brzmieć jak The Beatles. Potem gabrielowskie ("Solsbury Hill" anyone?) "Happy with You", "Who Cares" z bluesowym groovem przywodzącym na myśl Marka Knopflera z czasów jego macierzystej formacji.

"Fuh You" - ciekawostka, bo śmiało mogłaby je sobie przearanżować (refren) Lady Gaga, czy ktoś z okolic. I nikt by nic nie zauważył. A takie "People Want Peace" z powodzeniem mogłoby trafić na "Abbey Road". Swoją drogą ten numer uświadamia nam, jak charakterystycznym stylem, mimo swojej technicznej niewybitności, dysponował Ringo Starr. Wszystko w mocno minimalnych, pełnych oddechu aranżacjach. Przestrzeni tu tyle, że normalnie free as a bird. Dlatego też fajną niespodzianką w końcówce płyty jest "Despite Repeated Warnings", sześciominutowy numer cofający McCartneya do czasów, kiedy próbował konstruować swoje odpowiedzi na gigantomanię prog-rocka.

Nachwaliłem się. Ale prawda jest taka, że "Egypt Station" to album bardzo kameralny i pozbawiony tytanicznych ambicji. Po prostu zestaw kilkunastu piosenek, które jeden taki starszy facet napisał, bo najzwyczajniej w świecie lubi pisać piosenki. Bo sprawia mu to radość, bo cofa go w latach. Bo coś jeszcze tam chciał nam powiedzieć. Raczej jako drobny indeks niż kolejny tom wielkiego dzieła. I dobrze. Niech McCartney jak najdłużej zachowuje tę wyraźnie słyszalną radość z muzyki. A my jak najdłużej zachowajmy McCartneya.

Paul McCartney "Egypt Station", Universal

7/10

PS W ramach promocji nowej płyty 3 grudnia Paul McCartney wystąpi w Tauron Arenie Kraków podczas trasy "Freshen Up".

Paul McCartney skończył 75 lat. Zobacz go na starych fotografiach

Paul McCartney w 1980 roku David Harris/KeystoneGetty Images
Paul McCartney i jego żona Linda dwa lata po ślubieLeonard Burt/Central PressGetty Images
Paul McCartney z żoną Lindą i ich córkami: Mary i Heather w 1971 rokuCentral PressGetty Images
Paul McCartney i Linda Eastman w dniu ich ślubu w 1969 rokuA. JonesGetty Images
Paul McCartney w trakcie prac nad "Yellow Submarine"Keystone FeaturesGetty Images
Paul McCartney z mamą i bratem pod koniec lat 40.Everett CollectionEast News
Paul McCartney podczas zdjęć do filmu "Help!" w 1965 rokuWilliam Lovelace/ExpressGetty Images
Takim pocałunkiem obdarowały Paula McCartneya fanki w jego 22. urodziny, w 1964 roku KeystoneGetty Images
Paul McCartney w trakcie zdjęć do filmu "The Magical Mystery Tour" w 1967 rokuJim Gray/KeystoneGetty Images
Paul McCartney i jego kompani z The BeatlesRon Case/KeystoneGetty Images
Paul McCartney z Johnem LennonemFox PhotosGetty Images
Paul McCartney podczas jednego z wywiadów w 1965 roku. Jak widać, do listy talentów muzyk może dopisać... czytanie do góry nogamiExpressGetty Images
Paul McCartney z ojcem i bratem w 1960 rokuKeystoneGetty Images
Członkowie The Beatles (od lewej: George Harrison, Paul McCartney, John Lennon i Ringo Starr) w 1963 rokuKeystoneGetty Images
Paul McCartney pogrążony w rozmowie z Ringo Starrem w paryskim hotelu w 1964 rokuHarry Benson/ExpressGetty Images
Paul McCartney 18 czerwca 2017 roku skończył 75 lat. Na zdjęciu 6-letni Paul i jego dwa lata młodszy braciszek. Mały Brytyjczyk nie przypuszczał, że kilkanaście lat później zostanie członkiem legendarnego zespołu The Beatles i zyska popularność na całym świecieKeystoneGetty Images
Paul McCartney w 1966 rokuHulton ArchiveGetty Images
Paul McCartney podczas odsłonięcia jego woskowej figury w Muzeum Figur Woskowych Madame Tussaud. Podobni?Ron Case/KeystoneGetty Images
Paul McCartney i jego ówczesna dziewczyna Jane Asher w 1967 rokuKeystoneGetty Images
Paul McCartney trzymający na rękach 4-letniego wówczas Juliana, syna Johna Lennona. Zdjęcie zrobiono w 1967 roku, podczas wakacji w AtenachCentral PressGetty Images
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas