Recenzja OneRepublic "Oh My My": Szwarc, mydło i powidło
Iśka Marchwica
Kupili mnie singlem "A.I." z Peterem Gabrielem. To nie jest typowa piosenka-przebój, chwytliwa i radiowa jak "Counting Stars". Jest bardziej nieoczywista, wyrazowo skomplikowana, brzmieniowo odważna. Słychać tu wpływ samego Gabriela, zwłaszcza w typowym zwolnieniu i kompletnej zmianie nastroju w połowie. Słychać też dojrzałość OneRepublic. Ale nie dajcie się zwieść - ten utwór nijak nie reprezentuje całego "Oh My My".
Mogłabym się na Ryana Teddera trochę obrazić za to omamienie utworem "A.I.". Chociaż nie był to pierwszy singel promujący czwartą płytę OneRepublic, to niewątpliwie obudził największy apetyt na wydawnictwo. Oczywiście, niesprawiedliwym byłoby stwierdzenie, że płyta w całości jest zła i nie urasta do pięt kompozycji, której perfekcyjny szlif nadał Muzyczny Ojciec, Alfa i Omega wielu artystów (i pasjonatów muzycznych), Peter Gabriel. "Oh My My" ma dużo dobrych momentów. Bardzo różnych momentów. Zbyt różnych momentów. W efekcie dostajemy danie tak bogate, jak angielski przekładaniec Rachel Green z "Przyjaciół" - budyń, biszkopty, banany, dżem, wołowina, groszek, budyń i bita śmietana... Wszystko dobre tylko... jak to zjeść?
Ryan Tedder w rozmowie z Vogue.com, sam przyznał, że "Wherever I Go" było "dziwnym wyborem" na pierwszego singla promującego nowy materiał. Powiedział, że piosenka nie prezentuje ich stylu, ale chcieli zobaczyć, co z tego wyniknie... I faktycznie - choć utwór jest chwytliwy, bardo dobrze wyważony, a Tedder zachwyca swoim głosem i niezwykle szeroką skalą z pięknie utrzymanym falsetem, to "Wherever I Go" niknie gdzieś w mgle bardzo podobnych piosenek house-popowych, które wylewają się ze wszystkich stacji radiowych.
Pod tym względem świetnie pasuje do drugiego, chwytliwego singla, "Kids", którego skandowana pierwsza fraza refrenu aż prosi się o wspólne śpiewanie z publicznością i podskakiwanie do rytmu. Czy jednak tymi piosenkami OneRepublic przyciągnęło do siebie odpowiednią publiczność? Ciężko powiedzieć. "Oh My My" to przecież także piękne delikatnie elektroniczne ballady w stylu Woona czy Sohna - "Fingertips", "Human" - których delikatnej muzycznej tkanki przeciętny słuchacz może po prostu nie zrozumieć. Z kolei fani takiego falsetowego śpiewania na tle miękkiego rytmicznego basu, przy pompatycznym "Choke" (do którego spokojnie mogłaby dołączyć się Emeli Sande), amerykańskim "Dream" z wręcz ordynarnie prostymi gitarami, ciężkim "Better" (które brzmi jak przedłużenie "Sail" Awolnation), czy zamykającym album stadionowym "Heaven" mogą dostać lekkiej zadyszki.
Szwarc, mydło i powidło. OneRepublic to zespół z ogromnym potencjałem, świetnymi kompozycjami, bardzo dobrymi produkcjami. Z charakterem, który nadaje im wyjątkowy wokal Ryana Teddera i ogromną wiedzą, na temat współczesnej muzyki rozrywkowej. Brakuje im jednak wytyczonego toru, co doskonale słychać na "Oh My My". Czwarty album grupy jest zbiorem bardzo dobrych kompozycji o ogromnym rozstrzale stylistycznym i wyrazowym. Być może czas pokaże, za którym przebojem Tedder z kolegami postanowi podążać.
OneRepublic "Oh My My", Universal Music Polska
6/10