Reklama

Recenzja Nightwish "Endless Forms Most Beautiful": Zgoda buduje

Mniej lub bardziej dramatyczne rozstania z wokalistkami na polu "female-fronted metalu", czyli po ludzku muzyki metalowej z kobietą przy mikrofonie, stanowią osobny rozdział w historii gatunku. Finowie z Nightwish zaliczyli już dwa. Tym razem wyszło im to na dobre.

Mniej lub bardziej dramatyczne rozstania z wokalistkami na polu "female-fronted metalu", czyli po ludzku muzyki metalowej z kobietą przy mikrofonie, stanowią osobny rozdział w historii gatunku. Finowie z Nightwish zaliczyli już dwa. Tym razem wyszło im to na dobre.
W nowy etap kariery Nightwish wchodzi pewnym krokiem /

"Wzniosły zaiste jest to pogląd, że Stwórca natchnął życiem kilka form lub jedną tylko, i że gdy planeta nasza, podlegająca ścisłym prawom ciążenia, dokonywała swych obrotów, z tak prostego początku zdołał się rozwinąć i wciąż rozwija nieskończony szereg form najpiękniejszych i najbardziej godnych podziwu" - cytat z dzieła "O powstawaniu gatunków" Karola Darwina, z którego zaczerpnięto tytuł i osnuto ewolucyjny koncept ósmej płyty Nightwish, z pewnością nie znajdzie uznania wśród bogobojnych kreacjonistów, ma za to spore szanse trwale zapaść w pamięć fanów fińskiej formacji jako dowód na to, że sukces zespół Tuomasa Holopainena nie jest żadnym zrządzeniem losu.

Reklama

Występy na żywo, zeszłoroczny materiał koncertowy "Showtime, Storytime", wypuszczony w lutym singel "Élan", a zwłaszcza iście telenowelowa koncepcja trailerów (było ich bodaj 14!), sprawiły, że obecność holenderskiej wokalistki Floor Jansen w szeregach Nightwish przestała być sensacją na długo przed rozpoczęciem nagrań. Popowy powab Anette Olzon, z którą wydali dwie poprzednie płyty, wydaje się dziś zamierzchłą przeszłością. Była wokalistka After Forever, a zarazem nauczycielka śpiewu o znacznie wyższej skali głosu niż jej szwedzka poprzedniczka idealnie dopasowała się do wielowymiarowej struktury "Endless Forms Most Beautiful", a jej profesjonalne przygotowanie w tej dziedzinie sprawdza się tak samo dobrze w przebojowym "Élan" z urokliwie celtycką melodyką na wzór Clannad, renesansowo-folkowym "My Walden"w stylu Blackmore's Night czy podszytej niepokojem balladzie "Our Decades In The Sun", jak i w dynamicznych "Weak Fantasy", numerze tytułowym lub "Alpenglow" zaklętych w firmowym symfo-power metalu z całym dobrodziejstwem potężnych orkiestracji, chórów i - a może przede wszystkim - konkretnie atakujących riffów wspartych galopującą pracą perkusji Kai Hahto, który godnie zastąpił tymczasowo nieobecnego Jukkę Nevalainena.Jednym z najbardziej porywających przykładów udziału orkiestry w służbie heavy metalu jest bez wątpienia "Your Is An Empty Hope", w którym Jansen niemal skanduje tytułową frazę na tle czegoś, co swą agresywną, symfoniczną podniosłością sprawdziłoby się na ścieżce dźwiękowej ekranizowanych dzieł Tolkiena nie gorzej niż batalistyczne kompozycje Howarda Shore'a. W podobnym duchu utrzymany jest również otwierający płytę "Shudder Before The Beautiful" na czele z narracją samego wojującego ewolucjonisty Richarda Dawkinsa, człowieka którego poglądy i teorie z pewnością nie znajdą miejsca w kwartalniku "Fronda".

Wielopiętrową suitę na miarę naszych czasów, przetykaną rozważaniami Dawkinsa, stanowi z kolei blisko 24-minutowy "The Greatest Show On Earth", w który wyróżnić można co najmniej cztery główne części (począwszy od fortepianowo-smyczkowego wprowadzenia z obrazowo brzmiącymi dudami Troya Donockleya, przez rozpędzoną power / thrashmetalową symfoniczność w guście Megadeth ze wskazaniem na riff "Symphony Of Destruction" oraz potężne chóry znikające w pomrukach pradawnych stworzeń, po filmowy horyzont o podniosłość dzieł Hansa Zimmera i Johna Williamsa). Opus magnum.

W kontraście do "The Greatest Show On Earth", jednym z moich osobistych faworytów pozostaje jednak - wstydliwie przyznaję - zabójczo chwytliwy "Edema Ru"; utwór z przepiękną, raczej spokojną klawiszową melodią, która być może i ociera się o granice banału, ma za to w sobie przeklętą przebojowość, jakiej nie sposób się oprzeć, i choćbym bardzo chciał, nic na to nie poradzę - po prostu porywa i wzrusza. W idealnym świecie takimi piosenkami wygrywa się - za przeproszeniem - Eurowizję.

W nowy etap kariery Nightwish wchodzi więc pewnym krokiem z wokalistką, która - o ile mogę pokusić się o takie przypuszczenie - wzbudza autentyczną sympatię fanów; bez bolesnych dramatów, wzajemnych pretensji czy poczucia straty. Jak słychać, zgoda buduje. I miejmy nadzieję, że tak już zostanie.

Nightwish "Endless Forms Most Beautiful", Mystic

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Nightwish | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy