Recenzja M.I.A. "AIM": Wulkan, który ma dość

Iśka Marchwica

M.I.A. od początku swojej kariery wywołuje kontrowersje. Że jest niesforna to mało powiedziane. Maya zdaje się kompletnie nie przejmować tym, co inni o niej powiedzą i czy jej muzyka trafi do mas. Ma swój przekaz, swoją wizję, a na otaczającą rzeczywistość patrzy spojrzeniem zimnym i przenikliwym. Surową i ostrą jak brzytwa płytą "AIM" pokazuje światu, co myśli na temat ostatnich wydarzeń. I na pewno kolejny raz zostanie za to bezceremonialnie skrytykowana.

M.I.A. od początku swojej kariery wywołuje kontrowersje
M.I.A. od początku swojej kariery wywołuje kontrowersje 

M.I.A. nigdy nie była artystką łatwą w odbiorze, co od początku przysparzało jej tak fanów, jak zagorzałych hejterów. Od czasu jej koncertu w słowackim Trenczynie kilka lat temu, psychodelicznych wizualizacji i narkotycznego huku, jaki zapodała nam na sam początek koncertu na Pohoda Festival, darzę tę drobną ale pewną siebie dziewczynę ogromnym szacunkiem.

M.I.A. ma w sobie pewność tarana przy jednoczesnym świetnym wyczuciu muzycznym i obeznaniu z brzmieniami z Indii, Sri Lanki i ogólnie świata dla nas "egzotycznego". Te - jakże lubiane, sądząc po popularności Bollywood - dźwięki, M.I.A. umiejętnie łączy ze zdobyczami muzyki klubowej. Rap, r&b, pop, alternatywa, elektronika - wszystko miesza się u niej w barwnym kotle. Okadzani tymi muzycznymi oparami możemy wpaść w specyficzny trans. Tak - gdyby M.I.A. chciała, mogłaby poprowadzić wojska swoich fanów do walki o "lepsze jutro".

Nie wiem tylko czy M.I.A. faktycznie zależy na realnej walce - "AIM" o tym nie świadczy. Mathangi Arulpragasam nigdy nie unikała tematów politycznych i bezkompromisowej oceny otaczającego świata. "AIM" wydaje się jednak jeszcze bardziej wkur...zone, osobiste, skupione. Podczas gdy na poprzednich albumach, a także na koncertach, M.I.A. towarzyszyły damskie chórki, nadające jej muzyce bardziej przystępny popowy charakter (choć zdarzają się hardcore'owe momenty dubstepowe, przy których serce stawało w poprzek), a w samej warstwie muzycznej działo się dużo i bardziej harmonicznie, "AIM" stawia przede wszystkim na głos i rytm.

To oczywiście bardzo subtelne różnice, bo M.I.A. jest bardzo konsekwentna w swoim brzmieniu. Trudno jednak nie zauważyć na jej piątej płycie większej otwartości na wyraziste brzmienia etno - nawiązania do specyficznego "płaskiego" śpiewu indyjskiego (wyprodukowane przez Skrillexa "Go Off"), tabla bol czyli techniki naśladującej dźwięk indyjskich bębnów tabla ("Jump In") czy bhangra (przewijająca się właściwie przez cały album, szczególnie wyrazista w "Visa" z autocytatem z "Galang" z debiutanckiego "Arular").

"AIM" jest wbrew pozorom bardzo minimalistyczne. Przez to trudno przy słuchaniu tej płyty pozbyć się wizji ciągnących całymi tabunami uchodźców, przemierzających nieprzyjazne pustynne lub górskie tereny, oderwanych od swoich domów i tożsamości. Zresztą taki właśnie obraz Maya przedstawiła w promującym album "Borders". W tej wizji, w pochłoniętym wojną i wzajemnymi atakami świecie, pojedynczy człowiek zostaje ze swoimi myślami, odgłosem własnych kroków i wspomnieniem dawnej tożsamości kulturowej.

Tę pierwotno-przerażająco-nowoczesną wizję świata w muzyce M.I.A. podkreślili producenci jej utworów. Skrillex z "Go Off" wydobył dubstepowy potencjał, Blaqstarr utrzymał "Bird Song" na wręcz nieznośnym szczeblu bez-beatowym, z kolei Diplo ten sam utwór wprowadził na nowy poziom dodając wyraziste bębny i tworząc kompozycję na nowo, w house'owym klimacie (i pewnie dlatego M.I.A. umiejscowiła tę wersję w opcji Deluxe, a nie na głównym albumie). Ważnym gościem na "AIM" jest też Zayn Malik - utalentowany wokalista One Direction, który ostatnio dał się pokazać jako dojrzały muzyk, również czerpiący ze swoich kulturowych korzeni (ojciec Malika pochodzi z Pakistanu). Jego miękki głos o szerokiej skali dodaje słodyczy do "Freedun" i świetnie kontrastuje z twardym i beznamiętnym rapem Mathangi.

"AIM" to powrót do korzeni - podobnie jak na wspomnianym debiucie czy "Kali" sprzed ponad dekady, M.I.A. skupia się tu na dźwiękach pierwotnych, etnicznych, odzwierciedlających kulturę Sri Lanki, Cejlonu i Indii - krajów jej najbliższych. Elektronika - choć na najwyższym poziomie - stanowi tu jedynie środek do osiągnięcia celu. Po buntowniczym, głośnym i przesyconych industrialem "MAYA" i "Matangi", M.I.A. wraca do wykręconych do granic psychodelii wizji hinduskich bóstw i uwikłanej w skażonej niebezpieczeństwami współczesnego świata bhangry. Przekaz ideowy "AIM" jest więc więcej niż jasny - M.I.A. to żywioł, wulkan który wybuchł dawno temu i ma już dość dzierżenia pałeczki "Pierwszej Damy Kontrowersji". M.I.A. daje nam kulę energii - skorzystajmy z niej.

M.I.A. "AIM", Universal Music Polska

8/10

M.I.A.fot. Pascal Le SegretainGetty Images
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas