Recenzja James Blake "Assume Form": Intymne piosenki smutnego muzyka
Dopiero co rozpoczął się nowy rok, a na sklepowych półkach stoi jeden z najbardziej oczekiwanych albumów 2019 roku. Przy okazji jeden z najtrudniejszych i najbardziej wciągających.
Przez dekadę wiele się wydarzyło u Jamesa Blake'a. Amatorskie nagrania w sypialni zamienił na profesjonalne sesje w Los Angeles, współpracuje z największymi nazwiskami na tej planecie, uporządkował swoje życie prywatne. Od czasów "The Bells Sketch" i "CMYK", najważniejsze w jego muzyce, czyli klimat, pozostał bez zmian. To ciągle futurystyczny mariaż soulu i R&B naszpikowany pianinem i oszczędną, przestrzenną elektroniką. O oczywistych fascynacjach hip hopem nie ma nawet co wspominać, bo te czają się na każdym kroku.
Jego świat wciąga i pozwala spojrzeć na wiele spraw inaczej. Nie tylko na muzykę, która początkowo wydaje się trudna, ale w głównym nurcie jest unikatowa i cholernie wciągająca. Przedstawia problemy utalentowanego faceta, który we własnym, wypracowanym przez lata stylu, stara się je publicznie pokonać. I tutaj, na "Assume Form", James Blake robi to najlepiej w karierze - jeszcze nigdy nie był tak szczery i otwarty.
Ile wrażeń zostawiają po sobie "Into the Red" i "Lullaby For My Insomniac"... Jak mocno działa "Can't Believe The Way We Flow", które z całego zestawu najmocniej przypomina początki jego kariery... Dojrzewanie? Dziwne to brzmi w kontekście trzydziestolatka, ale tutaj ma to rację bytu. Blake swoje przeżycia, marzenia i opisy stanów dawkuje stopniowo. Album to nostalgia i emocje w doskonale znanej formie, teraz jeszcze mocniej spotęgowane, czasami nawet przebojowe, jak w "Power On".
Gospodarz nigdy nie ukrywał swojego podziwu dla rapu i to właśnie momenty, w których hip hop mocno zaznacza swoją obecność, są na "Assume Form" najciekawsze. Przypomnijcie sobie, jak było na wydanym w 2013 roku "Overgrown", gdzie RZA, jeden z filarów Wu Tang Clanu, wniósł trochę świeżości. Tutaj dzieje się znacznie więcej, z korzyścią dla wszystkich. Blake ma ułatwione zadanie, bo z pomocą spieszą mu najwięksi z największych - zwrotkami wspomagają go Travis Scott w "Mile High" i André 3000 w "Where's the Catch?". Mało? Cichym bohaterem jest Metro Boomin, największa współczesna gwiazda produkcji, dzięki któremu numery gospodarza nabrały jeszcze więcej werwy i charakteru. Inni goście, tym razem z trochę innej bajki, czyli Moses Sumney i Rosalía, też przecież nie zawiedli.
"Assume Form" największych fanów londyńskiego muzyka nie zawiedzie. Elektroniczno-nostalgiczne brzmienie zabiera w introwertyczną podróż pełną nadziei i wewnętrznych konfliktów. Gorzej z tymi, którzy nigdy się do Jamesa Blake'a nie przekonali. Ciągle będą mówili, że wszystko robione jest na jedno kopyto i ciężko rozróżnić poszczególne piosenki. A może niech sprawdzą dwa losowe utwory? Nudą jednak nie wieje.
James Blake "Assume Form", Universal Music Polska
7/10