Recenzja James Arthur "Back from the Edge": Dramatyczny spokój

Iśka Marchwica

James Arthur to człowiek znikąd - pojawił się w brytyjskim "X-Factor", zaśpiewał "Impossible" i nagle... stał się kimś. Wielokrotnie podkreślał, że nagły przeskok w życiu, okrzyknięcie muzycznym objawieniem i obsypaniem workami pieniędzy wpłynęło na niego negatywnie. Jamesowi udało się jednak wyjść na prostą i otrząsnąć z show-biznesowego szoku. Jego drugi album, bardzo dojrzały, dużo spokojniejszy od debiutu i introwertyczny, jest tego najlepszym dowodem.

James Arthur na okładce płyty "Back from the Edge"
James Arthur na okładce płyty "Back from the Edge" 

Debiut Arthura można porównać do fajerwerków na Sylwestra lub inną równie silnie obciążoną emocjami i oczekiwaniami okazję. Dużo huku, kolorów, ekstazy i sporo dymu po wszystkim. Chociaż "Impossible" i - za mało docenione, moim zdaniem - "Recovery" to utwory świetne, porywające swoim patosem i szczerym przesłaniem, to debiut Jamesa ciężko nazwać wartościowym. Zlepek podobnych, napompowanych piosenek na wyrównanym poziomie.

Ale publiczność lubi takie stadionowe brzmienia i łatwe melodie - dlatego James Arthur idealnie wpasował się w rolę nowego herosa popu. Aparycja nierzeczywistego amanta o zaskakująco niebieskich oczach, z troską wymalowaną na twarzy dopełniła całości. Po trzech latach, James Arthur wraca do nas silniejszy, bardziej pewny siebie, bardziej ludzki. I choć płytę "Back from the Edge" promuje przepiękna szeroka ballada "Let Me Love the Lonely", to drugie dzieło wokalisty jest czymś o wiele więcej niż ładnymi piosenkami.

James Arthur postawił na autentyczność i osobisty przekaz. Zrezygnował z ogromnych aranżacji - albo ograniczył je do niezbędnego minimum - postawił na instrumenty akustyczne (jak gitara i fortepian w drugim singlu "Say You Won't Let Go") i własny, niepowtarzalny głos. James wreszcie śpiewa, a nie tylko wykrzykuje i oszałamia potęgą. W balladach nie boi się zachrypieć, wprowadzić nieco aktorstwa do wybranych fraz. W rockowym "Prisoner" jest wyluzowany i skupiony na tekście, doskonale też wtapia się w tło chórku towarzyszącego mu w refrenach, nadającego kompozycji soulowego charakteru.

Duszę odkrywa przed nami w intymnym "Remember Who I Was" - tu, podobnie jak w wielu innych piosenkach, James odważył się na wyciszenie niemal do szeptu, tak ogromnie trudne u wokalistów o potężnych głosach. Jak widać, James pokazuje nam się z różnych stron - "Back From The Edge" balansuje na tytułowej granicy. Rock przechodzi w soul, pop w hip hop, ballady wyciszane są niemal do stylistyki amerykańskiego folku.

Arthur nie szafuje brzmieniem - większy zespół wprowadza w utworach bardzo ostrożnie, oddając głos raczej wokalistom, upiększając drobne motywy krótkimi duetami lub rozszerzając harmonię o piękne chóry. Świetnie poradził sobie z kończącym album (w wersji podstawowej) "Finally", w którym udało się uniknąć kiczu. Stopniowo dodawane do akustycznej piosenki głosy, smyczki, w końcu rockowa perkusja i gitary elektryczne, nadały utworowi solidnego zachwycającego charakteru.

James Arthur ma nowy pomysł na siebie. W "Back from the Edge" więcej jest Jamesa, a mniej produkcyjnych tricków, więcej muzyki i śpiewu, mniej muzycznej ściemy. Album bez problemu przejdzie test akustyczny - słychać w nowych kompozycjach Jamesa wysmakowanie melodii, skupienie na doborze słów, doskonałe zrozumienie własnych piosenek. Może dlatego, że tym razem Arthur miał czas i przestrzeń na to, żeby się na swojej płycie skupić w stu procentach, jest ona tak wyraziście osadzona - w twórcy, w gatunkach, w jego głosie. A święcące triumfy "Let Me Love You Lonely" w duecie z naszą polską wokalistką, MaRiną? Cóż, jest po prostu piękne bajkowym romantyzmem.

James Arthur "Back from the Edge", Sony Music Polska

8/10

James Arthur w Warszawie - 4 marca 2014 r.

Publiczność na obu koncertach Jamesa Arthura rozgrzewa Agathafot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Agatha to pseudonim mieszkającej od kilku lat w Londynie polskiej wokalistki Agaty Rozumek, która zadebiutowała w 2012 r. albumem "As I am"fot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Podczas krótkiej wizyty promocyjnej wokalista podpisywał płyty w warszawskim Empiku, a w telewizyjnym programie "Must Be The Music" zaśpiewał przebój "Impossible"fot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
W repertuarze koncertu poza utworami z płyty "James Arthur" usłyszeliśmy także wykonywaną przez wokalistę w "X Factor" piosenkę "Let's Get It On" Marvina Gaye'afot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
"Warszawa, POLSKA! #PolishJArmy - Are. You. Reeeeeady?" - taki wpis pojawił się na facebookowym profilu Jamesa Arthura przed występem w stolicyfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Dobra rada - masz urodziny - zrób stosowny transparent, a James zaśpiewa ci "Happy Birthday"fot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Finał nie mógł być inny - "Impossible" zaśpiewany z wsparciem publicznościfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Utwór "Smoke Clouds" James Arthur wykonał w akustycznej wersjifot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Po raz pierwszy James Arthur odwiedził Polskę w połowie listopada 2013 r.fot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Produkcją materiału zajęli się m.in. Salaam Remi (współpracownik Amy Winehouse i Miguela) i Naughty Boyfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Na płycie poza "Impossible" znalazły się same autorskie kompozycje Arthura, w tym kolejne single "You're Nobody 'Til Somebody Loves You", "Recovery" i "Get Down"fot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Kariera wytatuowanego wokalisty rozpoczęła się na dobre właśnie dzięki programowi "X Factor"fot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Polacy znani są ze swej spontaniczności, do tego nasz fanklub zadbał o stosowną oprawę koncertów Arthura, publikując na facebookowym profilu "instrukcję obsługi" koncertowych akcjifot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Laureat brytyjskiej edycji "X Factor" promuje swoją debiutancką płytę zatytułowaną po prostu "James Arthur"fot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Sam James Arthur kilka dni przed przyjazdem do Polski też obchodził urodziny - skończył 26 latfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Brytyjski wokalista nie miał żadnego problemu z rozruszaniem pękającej w szwach sali, błyskawicznie nawiązując kontakt z fanami, a raczej - przede wszystkim fankamifot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
James Arthur wygrał dziewiątą edycję, a wydany na singlu po zwycięstwie cover "Impossible" wokalistki Shontelle w pierwszym tygodniu znalazł prawie pół miliona nabywców, dzięki czemu stał się najszybciej sprzedającym się singlem w Wielkiej Brytanii w 2012 roku
26-letni wokalista ma wielu fanów w naszym kraju - JArmy na Facebooku liczy ponad milion fanów, z czego ponad 100 tysięcy pochodzi z Polskifot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
To efekt ogromnego zainteresowania koncertami - bilety na oba występy wyprzedały się błyskawiczniefot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Brytyjski wokalista w Palladium zaprezentuje się dwukrotnie dzień po dniu (4 i 5 marca 2014 r.)fot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl
Wulgarny gest Jamesa Arthura podczas koncertu w warszawskim Klubie Palladiumfot. Marcin Bąkiewicz/mfk.com.pl

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas