Recenzja Glen Hansard "Didn't He Ramble": Irlandzka mozaika

Iśka Marchwica

Miękkie wejście smyczków, melodia wokalu, niczym psalm, pieśń-modlitwa zapowiadają coś pięknego i uduchowionego. Nic dziwnego, że utwór "Grace Beneath The Pines" otwiera także film dokumentalny, poświęcony pracy nad najnowszą płytą Glena Hansarda. Bo "Didn't He Ramble" to wymarzony soundtrack do życia.

Glen Hansard na okładce płyty "Didn't He Ramble"
Glen Hansard na okładce płyty "Didn't He Ramble" 

Glen Hansard, to dojrzały, bardzo wrażliwy artysta, który nie boi się emocjonalnie obnażyć przed słuchaczem, co warto w nim zauważyć, poza tym, że jest "rudzielcem z filmu 'Once'". Zwłaszcza, że na drugim solowym albumie tylko to potwierdza, materiałem pełnym, nasyconym uczuciami i doświadczeniami z życia w trasie. Płyta "Didn't He Ramble" jest pełna przyjemnych kompozytorskich zaskoczeń. Jak na przykład wspomniany, otwierający album utwór "Grace Beneath...", który z bardzo delikatnej ballady rozrasta się, dzięki coraz szerszej warstwie orkiestrowej i mocnemu głosowi Hansarda, do rozmiarów symfonicznej uwertury. W innych miejscach delikatną piosenkę akustyczną Hansard zmienia w pieśń gospelową, z partią "blachy" w roli wisienki na torcie. A gdy na zakończenie tradycyjnego walczyka pojawia się lekka taneczna partia skrzypiec, nie można mieć wątpliwości, że to przede wszystkim irlandzkie tradycje płyną we krwi Hansarda. Co do tego, że żyjemy w globalnej wiosce artysta przekonuje nas w takich momentach jak zadziorny "Lowly Deserter", w którym muzyka irlandzka i country zdają się być siostrzanymi gatunkami.

Poza dobrymi kompozycjami, atutem płyty są też muzycy towarzyszący Hansardowi. Glen najwidoczniej nasycił się już zachwytami nad swoim chrapliwym głosem i postanowił w muzyce odnaleźć nowe przestrzenie. Zgrabnie wplecione partie zespołu instrumentów dętych blaszanych, jazzujące sola trąbki, orkiestrowe szerokie harmonicznie podkłady nadają materiałowi "Didn't He Ramble" głębi i emocjonalnego sensu. Nie brakuje też, jak na tytułowego włóczęgę przystało, gitary. Ten uwielbiany przez songwriterów instrument, raz brzmi prostymi akordami, to znów powala rockowym, mocnym "brzęczeniem". Słychać, że gitara, jest dla Glena Hansarda, jak trzecia ręka - to dzięki niej jego utwory są pełne i szczere.

Tytułem swojej drugiej płyty, Glen Hansard zapytuje, czy nie jest włóczęgą? Ależ tak! I swoje odnalezione w tej wędrówce skarby pokazuje nam na "Didn't He Ramble". Przez lata rozwijającej się muzycznej kariery, Glen zebrał doświadczenie i wiedzę. Oglądał świat i zachował w sercu wiele obrazów, uczuć, zapachów. Wszystkie mieszają się w kolejnych kompozycjach płyty, niczym w kalejdoskopie. Piękna to i barwna mozaika, z którą warto spędzić nie tylko jesienne wieczory.

Glen Hansard "Didn't He Ramble", Anti/Sonic Records

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas