Reklama

Recenzja Fall Out Boy "American Beauty/American Psycho": American psycho, american dream

Nie chciałbym być dzisiaj w skórze gwiazdorów amerykańskiego rocka. Żeby przebić Fall Out Boy na playlistach radiowych, będą się musieli sporo natrudzić.

Wielu rzeczy mógłbym pozazdrościć Amerykanom, a dziś się okazuje, że do tego worka należałoby jeszcze wrzucić ekipę Fall Out Boy, która granie na poprockową, radiową nutę opanowała na swojej najnowszej płycie już do perfekcji. Słucham "American Beauty/American Psycho" i zazdroszczę braciom zza Oceanu kapeli, która nie przypomina ani Feela, ani niczego innego co znamy z polskiej, celującej w listy przebojów, sceny. Potrafi grać melodyjne, chwytliwe numery z rockowym pazurem, a kiedy bierze się za zabawę z ikonami popkultury, nie wystawia się przy tym na śmieszność. U nas niestety w głównym nurcie to wciąż rzadkość, jeśli nie rzecz niespotykana.

Reklama

Fall Out Boy bawią się na nowym krążku przednio, choć "American Beauty/American Psycho" to materiał zrobiony bardzo na poważnie. Pete Wentz zapowiadał przed jego premierą, że dołoży wszystkich starań, żeby najnowsza propozycja była nie tyle zbiorem piosenek, co przede wszystkim albumem.

"Włożyłem w niego wiele pomysłów i pracy, żeby wszystko się na nim zgadzało. Kolejność numerów, tempo, wszystko" - obiecywał. I to chyba podoba mi się na tej płycie najbardziej. Że choć to mógłby być luźny składak kilkunastu potencjalnych, równie dobrych singli, FOB zrobili z tym wydawnictwem ukłon w stronę słuchaczy, dla których pojęcie "albumu" ma jeszcze w dzisiejszym świecie znaczenie.

I pokazali, że umiejętnie potrafią dostosować rockową formułę do obecnych czasów i upodobań masowej publiczności, grając na nosie zarówno kapelom pokroju Maroon 5, jak i Green Day, zbierając na swojej płycie i układając w spójną całość najpopularniejsze wątki, jakie przewijają się w amerykańskim mainstreamie. Odwołania do hip hopu, elektroniki (wśród producentów pojawia się francuski didżej SebastiAn), stadionowych hymnów, ale i własnych idoli - z cytowaniem... Suzanne Vegi oraz Mötley Crüe na czele - no, no chłopaki, ledwie 40 minut materiału, a dzieje się u was więcej, niż na kilku innych poprockowych krążkach made in USA razem wziętych.

Liczyłem co prawda na więcej "psycho" niż "beauty", ale ostatecznie i tak wyszedł z tego mój nowy "favorite record" w kategorii gitarowa muzyka rozrywkowa zza Oceanu.

Fall Out Boy, "American Beauty/American Psycho", Universal

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach Interii!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Fall Out Boy | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy