Recenzja Carrie Underwood "Storyteller": W domu najlepiej
Tomek Doksa
Kiedy Taylor Swift bije kolejne rekordy sprzedaży i popularności poza domem, jej koleżanka ani zamierza ruszać się z wygodnej werandy.
Mówi, że w ogóle jej to nie interesuje. To znaczy sukcesów oczywiście pragnie, i mocno w nie wierzy, ale twierdzi, że wystarczy jej do tego country'owe podwórko. Duety z Kendrickiem Lamarem, klipy wysadzane popkulturowymi gwiazdami? Dla Carrie to żadna atrakcja. "Jestem szczęśliwa tu gdzie jestem, i nie potrzebuję niczego zmieniać" - zarzekała się kiedyś w wywiadzie i tak samo zarzeka się na nowej płycie. Tym razem nie wprost, ale trudno "Storyteller" odebrać jako cokolwiek innego, niż jej pocztówkę z ciepłego, bezpiecznego domu w Nashville. Album otwiera co prawda ochoczo brzmiącym numerem "Renegade Runaway", ale nie dajcie się zwieść tym pozorom - wyciągając jej wypowiedź z innego wywiadu, w którym opowiadała z dumą, że jest "dziewczyną z farmy", zdecydowanie szybciej wyrobicie sobie zdanie na temat tego krążka.
Sama farma nie ma oczywiście w sobie niczego złego, problem jest natomiast z podejściem Underwood do kolejnych wydawnictw. A to - pod względem koncepcji i kreacji artystycznej - jest wyraźnie leniwe. Dziesięć lat po multiplatynowym debiucie, największa gwiazda amerykańskiego "Idola" wciąż zdaje się wydawać te same piosenki. Pal licho nawet wejście Taylor Swift na popowe i zagraniczne salony, nikt Carrie nie każe wcale iść jej drogą. Po nagraniu czterech łudząco podobnie brzmiących albumów, przydałoby się jednak w końcu zakręcić kiecką w nieco inną stronę. Nawet tak dla hecy, dla sprawdzenia swoich możliwości. Underwood sama wrzuciła na swój nowy krążek kawałek "Clock don't stop", więc powinna wiedzieć, o czym piszę - czas leci, nawet amerykańska prowincja czasem się zmienia, a u Carrie wciąż słychać te same "Church bells".
Numery trzymające się blisko klasyki country, wygładzone brzmienia i refreny rodem z oper mydlanych najprawdopodobniej nigdy się w Stanach nie znudzą, ale z perspektywy obcego podwórka, wielka niegdyś nadzieja amerykańskiej piosenki nadal drepcząca w tym samym miejscu, to widok mało atrakcyjny. I nie mam tu wcale na myśli jej urody.
Carrie Underwood "Storyteller", Sony Music
4/10