Recenzja Besides "Everything Is": Przyjemna przewidywalność

Chociaż na świecie mówi się o tym, że post-rock najlepsze lata ma już dawno za sobą, w Polsce na dobrą sprawę nigdy szerzej nie zaistniał. Na szczęście muzycy z Besides swoim najnowszym albumem mają szansę to zmienić.

Instrumentaliści z Besides zwyczajnie potrafią pisać dobre melodie
Instrumentaliści z Besides zwyczajnie potrafią pisać dobre melodie 

Z finałem ósmej edycji "Must Be The Music" udało się zatuszować złe wrażenie, pozostawione po zwycięstwie rapowej grupy Sachiel w poprzednim sezonie. Choć aż takie uznanie dla zwycięzców ósmej edycji muzycznego show Polsatu mogło mocno zdziwić: instrumentalna post-rockowa grupa była dla przeciętnego odbiorcy o wiele trudniejsza w odbiorze niż raczkujący zespół hiphopowy, który już piętnaście lat temu brzmiałby archaicznie. W przeciwieństwie do Sachiela, Besides nie sprzedawali żadnych poruszających historii, bo zwyczajnie nie musieli: muzyka broniła się sama. I nie inaczej jest na "Everything Is".

Szacunku do post-rockowej spuścizny można doszukiwać się już na poziomie okładki, choć ponoć jest to kwestia przypadku. Grafika kojarzy się bowiem jednoznacznie z płytami "Spirit of Eden" i "Laughing Stock" legendarnej formacji Talk Talk, protoplastów gatunku. Na poziomie muzyki Besides jednak bliżej do grup drugiej i trzeciej fali post-rocka takich jak Godspeed You! Black Emperor czy Mono. Naczelną inspiracją wydaje się przede wszystkim Explosions in the Sky - w obu przypadkach mamy do czynienia z połączeniem gitar, basu i perkusji. "Zespół postawił na więcej elektroniki" mówi informacja prasowa, ale nie należy odbierać tej deklaracji jako manifestu nowego brzmienia. Ot, gdzieś tam degradacja brzmienia perkusji jak w "A Threnody", gdzie indziej klawisze jak w "Efflorescent" i "Of Joy" czy szalejące w tle dźwięki o niejasnym pochodzeniu w "Cauterized". Krótko mówiąc: to dalej post-rockowa formuła u swojego źródła.

W związku z tym Besides mogą wydawać się początkowo dość przewidywalni: nieustanna zabawa z napięciem i ta charakterystyczna dla gatunku patetyczna nuta. A mimo wszystko albumu słucha się wyjątkowo przyjemnie. Muzycy doskonale panują nad strukturą utworów, a sam krążek jest na tyle dobrze zmiksowany, że odseparowanie poszczególnych planów przychodzi z dziecinną łatwością. Nawet mocniejsze fragmenty takie jak shoegaze'owe ściany dźwięków pod koniec "Efflorescent" czy "A Thernody" brzmią zaskakująco klarownie, nie tracąc jednocześnie nic z potrzebnego w tego rodzaju muzyce brudu. W tym wszystkim nie da się ukryć, że instrumentaliści z Besides zwyczajnie potrafią pisać dobre melodie. Delikatna gitara, wchodząca w trzeciej minucie "Remained" pozostaje w głowie jeszcze długo po przesłuchaniu albumu. Podobnie cieszy płynność przechodzenia z fragmentów cichych do ostrzejszych w "And so am I", a o drugą połowę "Of Sorrow" można by było oskarżyć nawet Deafheaven - aż chciałoby się rzec, ze brakuje tu jedynie black metalowego screamu i perkusji opartej na podwójnej stopie.

W końcu post-rock powoli zaczyna odnajdywać swoje miejsce na polskiej scenie muzycznej, a Besides idealnie pokazuje, że przy weteranach z Zachodu nie mamy się czego wstydzić. Jasne, na "Everything Is" można ponarzekać trochę na niedobory oryginalności. Tylko po co, skoro mamy do czynienia z ośmioma porządnie skomponowanymi i świetnie wykonanymi utworami?

Besides "Everything Is", Hand2Band

8/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas