Post Malone "Hollywood's Bleeding": Aż uszy bolą [RECENZJA]

Kreujący się na najbardziej amerykańskiego z amerykańskich raperów Post Malone odkrył cudowny sposób na dominację w serwisach streamingowych.

Okładka płyty "Hollywood's Bleeding" Post Malone'a
Okładka płyty "Hollywood's Bleeding" Post Malone'a 

W erze tych wszystkich Lil-ów, nie tylko ze starym wygą Waynem, trwającej dominacji Youngów z Thugiem na czele, być może jeszcze przyjdzie czas na Postów. Póki co, pierwszy znaczący - Post Malone - ponownie zbytnio się nie wysilił i ze stałymi współpracownikami przygotował zestaw piosenek, które ani niczym nie zaskakują, ani nawet nie próbują przyciągnąć na dłużej.

Wydaje się, że łatwo jest osiągnąć sukces w rapie. Głupie wypowiedzi, skandale, dziwny wygląd (a jak za tym idzie jeszcze współpraca z policją to już w ogóle, co nie Tekashi?) i wiele innych czynników, z którymi przeciętny Smith ma niewiele wspólnego są gwarancją powodzenia. Ale jest jeszcze jedno - w tym całym poletku, często takich samych, kompletnie pozbawionych gustu postaci, trzeba się jeszcze jakoś przebić ze swoją twórczością. A to, że w serwisach streamingowych panuje olbrzymi ścisk wie każdy i wypada czymś zabłysnąć. Co takiego zrobił Post Malone? Tego zapewne nie wie nawet on sam i śmieje się tak samo, jak wyśmiewający go kiedyś Earl Sweatshirt. Z jedną zasadniczą różnicą - to on przelicza przy tym kolejne pliki banknotów.

Ale odbiegając od takich zagrywek - trzeba przyznać, że Post Malone i jego współpracownicy mieli opracowany doskonały plan na sukces, czemu dowodzi jeden z najważniejszych singli 2018 roku - "Rockstar". To właśnie ten numer przyniósł jeszcze większy rozgłos i trzeba też uczciwie przyznać - to naprawdę jest dobry kawałek, najlepszy w krótkiej karierze Białego Iversona.

Post Malone szybko zabrał się za pracę i nagrał następcę "beerbongs & bentleys". Stworzył bliźniaczy momentami album, który cierpi na te same wady, ale pośród zalewu słabych i przeciętnych numerów znajdzie się też kilka solidnych utworów. Rewolucji raczej nikt się nie spodziewał i "Hollywood's Bleeding" kontynuuje miałką hybrydę kilku gatunków, w której wszystko aż za bardzo zlewa się w całość. Ohydnie brzmi "Allergic", odpycha wręcz "Take What You Want", gdzie czarę goryczy przelewa strasznie zawodzący Ozzy Osbourne, a "Internet", ze swoim triumfalnym wydźwiękiem w końcowej fazie, powoduje co najwyżej uśmiech politowania.

Nie ma lepszego wyznacznika nowej produkcji Malone'a niż tytułowa, otwierająca album kompozycja. To jest esencja artysty, który robi trochę za rapera, a trochę za wokalistę podrzędnej indie rockowej kapeli (ech, te "Circles"...) - zawodzący śpiew na trapowym bicie, często z gitarami w tle, z pustym tekstem. Jest jednak w tym wszystkim paradoks - da się tego słuchać, a te głupoty mają w sobie urok. Bo przymykając oko na wiele spraw i kolejnym uświadomieniu sobie, że dobra muzyka nie zawsze musi nieść za sobą wyższe wartości, to da się polubić niezłe "Saint-Tropez", świetne "A Thousand Bad Times" czy "Staring at the Sun", w którym gospodarza ratuje SZA.

SZA i Ozzy Osbourne to tylko część z zaproszonych gości, którzy zasilili "Hollywood's Bleeding". Lista nie jest nadzwyczaj długa, ale imponuje nazwiskami. Jak zwykle nie można mieć żadnych zastrzeżeń do Future'a, którego dzielnie wspomaga Halsey w "Die For Me". Young Thug, Swae Lee i Meek Mill również zwiększają poziom numerów, w których się pojawiają, szkoda tylko, że nie można tego napisać o innych. Najbardziej cierpi Travis Scott, który ginie pośród przesadzonych gitar w "Take What You Want".

"Hollywood's Bleeding" jest kolejnym przykładem na to, że bez wielkiego nakładu sił da się ludziom sprzedać wszystko. Dziwna hybryda z pogranicza rapu, popu i country, z dużą liczbą słabych refrenów i sztucznym kreowaniem stylu, o którym i tak nikt nie będzie pamiętał za kilka lat. Koniec końców, z odbiorem jest trochę jak z treściami, które tu się pojawiają - intrygujący na każdym kroku Post Malone chwali się pieniędzmi, żeby za chwilę stwierdzić, że te prowadzą do zdrady i nienawiści. I podobnie jest z oceną końcową - niby straszna tandeta, ale da się jej słuchać.

Post Malone "Hollywood's Bleeding", Universal

4/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas