Robert Plant, legendarny głos Led Zeppelin, z radosną ekipą odkrywa zapomniane perełki sprzed lat. Pyszne!
Wokalista odrzucił oferowane miliony dolarów za trasę koncertową pod szyldem Led Zeppelin, bo za ważniejszą uważał współpracę z bluegrassową wokalistką Alison Krauss. I choć zamiast kontynuacji obsypanego pochwałami i nagrodami albumu "Raising Sand" (2007) zdecydował się nagrać płytę pod szyldem Band Of Joy, to trop muzyczny jest podobny. Band Of Joy to nazwa pierwszego poważnego zespołu Planta z drugiej połowy lat 60., w którym na perkusji towarzyszył mu John Bonham, późniejszy druh z Led Zeppelin. W tej formacji grali muzykę inspirowaną soulem i bluesem.
Do tych solidnych korzeni wokalista dołożył swoje fascynacje amerykańską tradycją: różnymi odmianami bluesa, gospel, soulem czy country. Tego, że country to nie wieśniacka muzyka dla rednecków, nauczył nas już Johnny Cash. Plant, w przeciwieństwie do Faceta w Czerni, nie żegna się z życiem, więc nie ma tu malowanych czarną kreską pełnych przygnębienia pieśni. Wręcz przeciwnie, zgodnie z tytułem jednego z utworów, "Królestwo Szatana musi upaść". Tą tradycyjną pieśń folkową wykonywali wcześniej m.in. Willie Nelson, jeden z najważniejszych muzyków tzw. nurtu out law-country, czy alt-country'owa grupa Uncle Tupelo.
Wyraźnie słychać też odniesienia do folkowej "trójki" Led Zeppelin, o których Plant wielokrotnie mówił w wywiadach, oraz orientalizującego albumu "Unledded", nagranego pod szyldem Page & Plant (singlowy "Angel Dance", w oryginale wykonywany przez wykorzystujących elementy muzyki meksykańskiej Los Lobos, spokojnie mógłby znaleźć się w repertuarze duetu). Pamiętacie "Gallows Pole", który przecież też był oparty na tradycyjnej folkowej pieśni? No właśnie.
Wokalista pozwala sobie również na flirt z latynoskimi klimatami czy popem z lat 60. ("You Can't Buy My Love" Barbary Lynn, będący odpowiedzią na "Can't Buy Me Love" The Beatles). Czasem brzdęknie gitara hawajska, tęsknie odezwie się mandolina, a swoje trzy grosze dorzuci akordeon - te dodatki znakomicie uzupełniają naturalne, ciepłe brzmienie "Band Of Joy" (posłuchajcie koniecznie miłosnej ballady "Falling In Love Again" czy utrzymanego w podobnym klimacie "The Only Sound That Matters").
Plant zebrał mocną ekipę współpracowników, wśród których ton nadają: Buddy Miller, producent całości, towarzyszący wokaliście wcześniej na trasie promującej "Raising Sand" (gra na takich instrumentach, jak gitara elektryczna, gitara barytonowa, sześciostrunowa gitara basowa oraz mandogitara) oraz wokalistka Patty Griffin. Dodajmy, że jej płytę wyprodukował wspomniany Buddy Miller - wszystko zostało więc w rodzinie.
Z gardłem 62-letniego wokalisty czas obszedł się łaskawie. Jego głos dojrzał, nabrał szorstkiej, nieco chropowatej barwy, jak dobra szkocka whisky. Tu już nie ma miejsca na wokalne wygibasy, przeciągłe krzyki, które pamiętamy choćby z "Stairway To Heaven" Zeppelinów, ale żar nie wygasł - król Robert mocno dzierży tron.
8/10