Oxford Drama "What's the Deal with Time": Czas na nich [RECENZJA]
Na trzecim albumie Oxford Drama dramatu nie ma. Wręcz przeciwnie: to najlepsze do tej pory dokonanie grupy.
Wrocławski duet Oxford Drama, złożony z Małgorzaty Dryjańskiej (muzyka i wokal) oraz Marcina Mrówki (muzyka), jest jednym z tych zespołów, które z pewnością są za dobre, aby umieć im coś zarzucić. W przypadku nowego albumu nie da się nie polubić tego matowego, vintage'owego brzmienia, przestrzenności i lekkości.
Tylko do tej pory zawsze miałem wrażenie, że brakuje wisienki na torcie, takiego - wybaczcie wyniosłe określenie - ultymatywnego magnezu. Czy "What's the Deal with Time" to zmienia? Tak, ale musicie dać tej płycie szansę. Skonstruowana ona została bowiem w taki sposób, aby nie odsłaniać z początku swoich największych atutów. Czy to wada, czy zaleta - to już zdecydujcie wy.
Chociaż lekki klimat muzyki grupy, mający w sobie coś z reminiscencji z letnich miesięcy czasów młodzieńczych, urzeka już przy początku rozpoczynającego album "Not My Friend", to siła zespołu tkwi w zupełnie innym miejscu. "What's the Deal with Time" robi się najciekawsze właśnie wtedy, gdy emocje wychodzą na pierwszy plan, aby dodać ciężaru kompozycjom.
Muzycy chętnie korzystają z tej umiejętności w ramach zabiegów aranżacyjnych. Takie momenty dociążenia pojawiają się chociażby w drugiej połowie "Not My Friend", elektronicznym z początku "Too Busy" czy "Offline". Zdecydowanie pomaga im w tym większy niż do tej pory udział gitar, które występują w przeróżnej formie: od przesterowanych po rozpływające się, niemal post-rockowe, aż po jungle'owe niczym w The Smiths, co doskonale słychać w "Bachelor of Arts". Jedno jest pewne: electropopową metkę udało się zerwać na dobre.
Mam wrażenie, że są miejsca, w których muzycy mogli pociągnąć utwory jeszcze bardziej, wycisnąć z nich więcej i celowo powstrzymali się. Może to z obawy przed przeszarżowaniem? A może właśnie chodziło o utrzymanie pewnego niedopowiedzenia? Albo utrzymanie poczucia niedosytu, jakie pojawia się z ulotnym wspomnieniem?
Koronnym przykładem jest tutaj "You Only See What You Are" - niepozornie rozpoczynająca się kompozycja, która mogłaby udzielać korepetycji z warstwowego budowania napięcia. Tylko kiedy nadchodzi czas oczekiwania na kolejny wybuch, niespodziewanie się urywa. Podobne uczucie towarzyszy kojącemu "San Junipero", na którym wokalistce towarzyszy wyłącznie ambientowo potraktowany fortepian. Tylko tam zejście jest akurat płynne.
"What's the Deal With Time" może nie jest stuprocentowym koncept-albumem, ale poruszane tematy i sposób ułożenia tracklisty pozwalają zauważyć oczywistą narrację. Z jednej strony czas ucieka i nie jest naszym sprzymierzeńcem, a my jesteśmy zbyt zajęci na cokolwiek, z drugiej sami zapychamy ten czas na iluzję życia w internecie, a koniec końców jak coś pojawia się w prawdziwym życiu, jest kopią tego, co było już kiedyś.
Trudno nie docenić tekstów na te tematy, gdy zawierają celne spostrzeżenia na tematy społeczne, a na dodatek podane zostały przez taką wokalistkę jak Małgorzata Dyjańska. Potrafi ona brzmieć surowo, gardłowo, porusza się na granicy śpiewu i melorecytacji, aby chwilę później lekko, z delikatnością godną motyla stąpać po muzyce. Doskonale słychać to w bogato zaaranżowanej "Retromanii", będącej jednym z mocniejszych strzałów na płycie.
Cóż mogę więcej dodać? Wielokrotnie mówiło się o Oxford Drama jako nowym, wielkim produkcie eksportowym - to określenie wydaje się już tak mityczne, że wielu już zwątpiło w jego prawdziwość. A tu proszę, muzykę grupy docenił sam Henry Rollins, odtwarzając "Not My Friend" w swojej audycji radiowej. Nie widzę żadnych powodów, abyście nie mogli do niego dołączyć. Bo jeżeli - podobnie jak mnie - brakowało wam czegoś nieokreślonego w poprzednich dokonaniach Oxford Drama, tak na "What's Deal with Time" muzycy wszystko to nadrobili.
Oxford Drama "What's the Deal with Time", wyd. własne/Asfalt Distro
8/10