Oxford Drama: Nie chcieliśmy udawać, że jesteśmy kimś, kim nie jesteśmy
Justyna Grochal
Działają razem niespełna dwa lata, a ich dorobek stanowią już dwie EP-ki i długogrający album. Ich najnowsza płyta "In Awe” ukazała się z końcem października pod szyldem wytwórni Brennnessel założonej przez członków grupy Kamp!. To właśnie z nimi duet Oxford Drama wyruszył w trasę koncertową promującą płytę.
Z Gosią Dryjańską i Marcinem Mrówką z Oxford Drama porozmawialiśmy m.in. o ich nowym wydawnictwie, odkrywaniu Youtube’a i podejściu do tworzenia piosenek.
Justyna Grochal, Interia: - Muzyka na waszej nowej płycie jest bardzo organiczna. Zauważyłam, że powoli odchodzicie od elektroniki... Ciągnie was w te bardziej analogowe strony?
Marcin Mrówka: - No pewnie! Właściwie to nawet od początku nas ciągnęło, ale nie było wówczas do tego warunków. Wiadomo, że teraz mamy znacznie bardziej zaawansowany set, ale jest to efekt półtora roku kolekcjonowania różnego sprzętu oraz obecność Jarka [Jarek Zagrodny - przyp.red.], który doszedł z perkusją. Jak zaczynaliśmy, to nasz set był bardzo prosty, bo mieliśmy tylko komputer, gitarę i syntezator, czyli klasyki. Teraz zdecydowanie idziemy w tym kierunku.
- Prawda jest też taka, że na początku chcieliśmy spróbować elektroniki, ale takiej prostej, bo tak ocenialiśmy swoje umiejętności. Nie chcieliśmy udawać, że jesteśmy kimś, kim nie jesteśmy. A teraz, po tym półtora roku, mocno się ze sobą zgraliśmy - dużo prób, dużo koncertów, każdy z nas się rozwija jako muzyk - i to chyba z tego wynika.
Gosia Dryjańska: - To nie jest tak, że na początku słuchaliśmy zupełnie innej muzyki. Mimo tego że wtedy, kiedy zakładaliśmy zespół, bardzo dużo muzyki analogowej i gitar było w naszym życiu, to dopiero później zdecydowaliśmy, że skoro tak jest, to sami będziemy delikatnie wprowadzać to do naszej muzyki. Tak też robimy i chyba tego będzie coraz więcej.
No właśnie - poszerzyliście skład koncertowy o perkusistę. Czy planujecie dołączyć kolejne instrumenty do grania na żywo?
Gosia: - To jest dobre pytanie, w sumie nie zastanawialiśmy się nad tym. Trąbka? Ja bym chciała mieć saksofon w jednym utworze, bo uważam, że jak jest saksofon, to jest hit i to jest bardzo emocjonalne. To by tak "chwyciło" ludzi. (słychać śmiech Marcina) Naprawdę tak uważam!
Marcin: - Na pewno nie będziemy mieć składu typu Jungle, gdzie jest siedmioro muzyków, natomiast taki set-up faktycznie nas jara, ale jest on ciężki logistycznie. Przyznam, że byłoby super, gdybyśmy mogli mieć czwartą osobę, która odciążyłaby mnie od grania na basie i moglibyśmy się wtedy bardziej wysunąć naprzód i dołożyć trochę elektroniki. Wtedy ten balans byłby zachowany - byłoby więcej, ale proporcje byłyby zachowane. To by było spoko, ale wiadomo - jest to ciężkie.
Bartek Chaciński w recenzji waszego nowego albumu napisał, że macie "warsztat na poziomie mistrzowskim". Zgadzam się z opinią, że ten wasz rozwój słychać na "In Awe". Moją uwagę zwróciło zwłaszcza odważniejsze operowanie wokalem. Jak duży nacisk położyliście na swój rozwój?
Gosia: - Jeśli chodzi o wokal, to rzeczywiście zdecydowałam się pójść na lekcje śpiewu, które dały mi przede wszystkim odwagę. Oczywiście bardzo dużo się nauczyłam i chcę dalej to kontynuować, bo mam świetną nauczycielkę. Dzięki niej kiedy śpiewam, to jestem świadoma swojego ciała - wiem, jak stać, żeby czuć się pewnie. Bardzo mi miło, że to jest słyszalne na albumie, bo bardzo mi na tym zależało. Nie chcę, żeby ten wokal zawsze brzmiał cukierkowo.
Marcin: - Właściwie to w ogóle nie chcemy. Ale czasami się przydaje.
Gosia: - Tak. Wydaje mi się, że gdyby każdy utwór brzmiał wokalnie tak jak "Illusive, Bright Beginning", to to nie byłoby bardzo ciekawe. Stawiamy na dynamikę, zdecydowanie.
A jakie jest dla ciebie Gosiu znaczenie wokalu w muzyce? Podchodzisz do niego, jak do jednego z instrumentów?
Gosia: - Na pewno nie jest to najważniejsza rola. Ja przede wszystkim uważałam, że muszę popracować nad swoim wokalem, bo Marcin poszedł do przodu. Stwierdziłam, że jeśli kompozycyjnie nasze utwory będą coraz lepsze, a ja będę stała w tym samym miejscu, to będzie to nie fair w stosunku do niego. Wydaje mi się, że jakaś część słuchaczy na początku patrzy na ten wokal, bo on jest zawsze troszeczkę z przodu. Nie uważam, żeby wokal był najważniejszy, ale jeśli on spodoba się słuchaczom, to "chwycą" więcej i będą zwracać uwagę na pozostałe szczegóły.
W wywiadach podkreślacie swoją niezależność oraz chęć tworzenia wszystkich elementów od początku do końca samodzielnie, chęć eksperymentowania. Jak pracowało wam się z Michałem Kupiczem?
Marcin: Bardzo dobrze nam się współpracowało przy tym albumie. Rola Michała polegała tylko i aż na zmiksowaniu i zmasterowaniu tego materiału. Zależało nam, żeby zachować ten nasz charakter. Nie znamy się na tyle na produkcji, żeby to zreprodukować w taki sposób, żeby był na poziomie klasy światowej, natomiast wiedzieliśmy mniej więcej, jak chcemy, żeby to brzmiało. Michał Kupicz dostawał kawałki, jeden po drugim i podsyłał nam różne wersje. My zajęliśmy się produkcją samą w sobie - komponowaniem, rejestrowaniem wszystkich śladów i takim jakby premiksem.
- To nie jest tak, że jesteśmy duetem producenckim, w co próbowano nas kiedyś wmieszać. Ja jestem instrumentalistą. Produkcją interesuję się dopiero od dwóch, trzech lat, więc ciężko oczekiwać jakichś wysokiej klasy owoców. Gosia natomiast jest przede wszystkim wokalistką i instrumentalistką.
Podoba mi się wasze nieszablonowe podejście do komponowania i konstruowania utworów, w którym często odchodzicie od piosenkowości na rzecz bardziej skomplikowanych form. Lubicie przełamywać ten schemat?
Marcin: - No tak!
To wychodzi naturalnie czy jest zamierzone?
Marcin: - Myślę, że gdyby to było całkiem zamierzone, to byłoby trochę pretensjonalne, na zasadzie: Inni grają prosto, to my pokażmy im, że potrafimy zmienić całą strukturę utworu. Myślę, że w naszym przypadku to jest naturalna konsekwencja tego, z jakich kręgów muzycznych wyrośliśmy.
Nie wrzucacie teledysków, wizualna strona waszego projektu jest bardzo oszczędna i minimalistyczna, co doskonale oddaje charakter waszej muzyki - swoistą nienachalność. Czy to jest wasze świadome działanie? Waszym zdaniem muzyka dzisiaj jest w stanie obronić się sama?
Gosia: - I jedno i drugie. W zeszłym roku wydawało nam się, że tego nie potrzebujemy, bo chcemy się skupić na czymś zupełnie innym.
Marcin: - Myśleliśmy również, że teledyski są już passe. Ale pewnie nie odkryliśmy Youtube’a (śmiech).
Gosia: - W zeszłym roku mieliśmy podejście, żeby najpierw udowodnić muzycznie, że jesteśmy warci jakiejkolwiek atencji, a dopiero później bawić się w jakiś teledysk. Nie chcieliśmy się zajmować szukaniem sponsorów, czy ubieraniem się w ciuchy jakiejś tam marki, bo ona nam zapłaci i dzięki temu będziemy mieć teledysk. W ogóle nas to nie interesowało. Ale teraz chcemy mieć klip do singla.
Marcin: Są takie plany, żeby wyjechać w jedno miejsce, którego nie możemy zdradzić, i nagrać tam teledysk z grupą naszych starych znajomych. To będzie bardziej taka pocztówka obrazkowa niż taki pełnoprawny teledysk. Na pewno będzie to skromne w formie.
Pamiętam wasz koncert supportujący zespół Trust i pamiętam też występ we Wrocławiu w 2014 roku przed Taylorem McFerrinem. To nie był długi odcinek czasu, a miałam nieodparte wrażenie, że zrobiliście szalenie duży krok do przodu - zarówno muzycznie, jak i w obyciu na scenie. Czujecie się pewniej z bagażem doświadczeń, który już macie?
Marcin: - Ten support przed Trust był naszym czwartym koncertem. To było dla nas bardzo nowe.
Gosia: - Czujemy się już pewniej, chociaż pewnie wiele osób nie zechce teraz przyznać mi racji, bo jednak wciąż krąży opinia, że jesteśmy jacyś tacy niepewni i moglibyśmy trochę więcej mówić na scenie. Ale ja myślę, że ta nasza napinka na początku wynikała z tego, że wydawało nam się, że do ludzi trzeba mówić i ich zabawiać itd. A teraz nam się wydaje, że muzyka obroni się sama. Nie będę między kawałkami rzucać żartami z internetu i robić czegoś na siłę. To, że ja powiem o trzy zdania za mało, nie wynika z tego, że jestem niepewna na scenie, a raczej z tego, że ja na tej scenie jestem po to, żeby grać utwory i w tym czasie zmieniam swoje ustawienia koncertowe czy czekam na gotowość chłopaków.
Wtedy we Wrocławiu zaprezentowaliście swoją wersję utworu Blue Hawaii. Lubicie coverować innych artystów?
Marcin: - Tak naprawdę zaczynaliśmy od coverowania, jeszcze zanim założyliśmy Oxford Drama. Mieliśmy przygotowanych kilka coverów i zazwyczaj odwracaliśmy je do góry nogami.
Doszły mnie słuchy, że przygotowywaliście muzykę do filmu. Możecie zdradzić coś więcej na ten temat?
Gosia:- Tak, to było dla nas coś zupełnie nowego i ciekawego. Oni się do nas zgłosili, co było bardzo miłe. Premiera tego filmu planowana jest na przyszły rok.
Marcin: - Na razie za dużo nie możemy zdradzać. Jest to film francusko-duńsko-polski. Dwa kawałki, które zostaną w nim użyte to "Hide & Seek" i "Limbo", a dodatkowo jeden utwór instrumentalny oraz "What Matters", ale w zupełnie innej wersji, takiej bardziej filmowej.
A jest jakiś film, do którego chcielibyście zrobić muzykę?
Gosia: - Dlatego, że ostatnio bardzo lubię taką muzykę jazzującą, to chciałabym zrobić muzykę z wokalem do jakiegoś filmu Woody Allena. A poza tym jakąś cukierkową, ale nie taką bardzo landrynkową, muzykę do obrazu Wesa Andersona.