MGMT "MGMT". Uparci albo zawieszeni (recenzja)

Mika Aleksander

MGMT po chłodnym przyjęciu drugiego, psychodelicznego albumu nie wrócili do patentów ze znakomitego debiutu, ba, zabrnęli w jeszcze bardziej odjechane klimaty.

MGMT kontynuują psychodeliczny trip
MGMT kontynuują psychodeliczny trip 

MGMT zyskali rozpoznawalność dzięki wyjątkowo przebojowym, uroczym singlom, od których roiło się na ich pierwszej płycie, "Oracular Spectacular" - by wspomnieć "Kids" czy "Time to Pretend". Na drugim albumie - w myśl hasła: "Doroślejemy!" - zespół postawił na eksperymenty z pogranicza progresywnego popu i psychodelii. Tak recenzenci, jak i fani (może dojrzewają wolniej niż ekipa MGMT, a może po prostu wolą dobre piosenki od wielowymiarowych suit?) przyjęli "Congratulations" z mieszanymi uczuciami; sprzedał się o ponad 70 proc. gorzej od debiutu.

Wydawać by się mogło, że muzycy zechcą wrócić do tego, co im wychodzi (i się sprzedaje), lub wybiorą nowe muzyczne ścieżki. Tymczasem na trzecim krążku kontynuują psychodeliczny trip. Jednak nie rozwijają tematów z poprzedniego, a je deformują, jeszcze bardziej rozmywają strukturę utworów, utrudniając ich odbiór. Próżno na "MGMT" szukać takiego, który mimo złożonej formy byłby jednocześnie przystępny, jak choćby imponujący "Siberian Breaks" z "Congratulations".

O ile sklejone z zapętlonych, analogowych pogłosów, chórków i snującego się wokalu kompozycje samodzielnie intrygują (szczególnie: "Alien Days", "Cool Song No. 2" i "Your Life Is A Lie") to album jako całość jest bezbarwny. Zwracają na siebie uwagę jedynie finezyjny "Introspection" (numer pochodzący z repertuaru grupy Faine Jade), który przypomina stare nagrania MGMT, oraz flegmatyczne "Astro-Mancy" i "I Love You Too, Death", które nużą.

Zastanawiam się, czy brnąc uparcie w "kwasowe" klimaty zespół stara się komuś coś udowodnić, lub może z kimś się ściga (Syd Barrett, Animal Collective?), bo nie sądzę, że to kolejny objaw starzenia. Zwłaszcza, że muzycy nie stracili zdolności komponowania uwodzicielskich melodii - czym zdradzili się w "Alien Days". A może zbyt duża dawka psychodelicznych odlotów spowodowała, że w takim stanie się zawiesili? Konsekwencja na pewno godna podziwu, szkoda, że efekt artystyczny nie w pełni jej broni.

MGMT, "MGMT", Sony Music

5/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas