Mariusz Lubomski "Sęk You": Między Miejskim Centrum Kultury a barem [RECENZJA]

Pierwszy studyjny materiał Mariusza Lubomskiego od 14 lat to niecałe pół godziny materiału - zupełnie niedzisiejszego, ciepłego i sympatycznego, tak zwyczajnie po ludzku. Tylko czy to nie za mało?

Mariusz Lubomski na okładce płyty "Sęk You"
Mariusz Lubomski na okładce płyty "Sęk You" 

Mariusz Lubomski to artysta z gatunku rzadko już widywanych. Najłatwiej byłoby spotkać gdzieś w połowie drogi z Miejskiego Centrum Kultury - w którym panowie i panie bili mu brawo w przerwach od potykania się o własne krawaty i zbyt długie suknie - do lokalnego baru, gdzie słowa z jego ust wybrzmiewają dosadniej po kilku mocniejszych piwach. Równie dobrze można by powiedzieć, że artystycznie zawieszony między gdzieś przeglądami piosenek aktorskich, występowaniem w telewizyjnych benefisach, a podchrypiałym białym bluesem, który doprawi nutką jazzu.

Jeżeli więc ktoś tęskni za płytami wokalistów obdarzonymi może nie świetnymi warunkami głosowymi, ale doskonałą dykcją, przeskakujących zgrabnie między śpiewaniem a melorecytacją i śpiewających teksty pisane im przez poetów, odnajdą się tu idealnie. Co więcej, autor tekstów, Sławek Wolski (stały współpracownik Lubomskiego), sprawia, że mamy do czynienia z krążkiem bardzo literackim. Niekiedy wręcz zbyt dosłownie - do tego stopnia, że pojawia się tu nawet parafrazowanie Lwa Tołstoja.

Warto tu przyjrzeć się utworowi "W tym sęk", który pod opowieścią o drzewie skrywający historię o poczuciu zbliżającej się starości oraz następującej zmianie pokoleniowej. Szkoda, że bazujące również na alegorii "Szczękoszczęście coraz bliżej" już wypada dużo słabiej - zbyt dużo tu dosłowności, oczywistości, aby w ogóle ten zabieg był usprawiedliwiony.

Niestety, pióro Wolskiego potrafi być równie zgrabne, jak sinusoidalnie nierówne. Może to wina tradycyjnego sposobu pisania, które bywa zbyt rozgadane, krążące wokół tematu nim trafia w sedno i nijak ma się do współczesnych tendencji minimalistycznych. Czasami więc Sławomir Wolski zachwyca udanymi wersami pokroju "Północ jak perski, kosmaty kot hula po niebie/Stoję na dachu, wyznając w mrok miłość do ciebie" z "Tylko księżyc" czy w zasadzie całymi zwrotkami w otwierającym płytę "Popatrz, kochana". Innym razem napisze natomiast "Gdy półjawnie, półsennie wtulam się w zapach twój/wtedy budzi się we mnie Jean Baptiste Grenouille" i ma się ochotę co najwyżej poklepać autora tekstów w geście wsparcia.

Od strony muzycznej "Sęk You" to płyta niezwykle kameralna. Instrumentarium towarzyszące Lubomskiemu jest bowiem bardzo skromne: fortepian, gitara akustyczna, kontrabas i perkusja, która nawet gdy się pojawia, to muska zamiast uderzać. Najciekawiej muzycznie zdecydowanie wypadają "Feromony" i "Tylko księżyc", które starają się nieco wyjść poza te schemat. Przy czym nie spodziewajcie się nagłych rewolucji. W pierwszym z nich na pierwszą połowę refrenu pojawia się partia syntezatora, która jednak zostaje ukrócona zbyt szybko, by nie postrzegać jej w kategorii niewykorzystanego potencjału. "Tylko księżyc" z kolei postanawia wyjść ze strefy komfortu, jakim jest osadzanie się w ciepłym, bliskim brzmieniu, na rzecz czegoś znacznie chłodniejszego, wręcz niepokojącego, jednocześnie kipiącego przestrzenią.

Co więcej się tu dzieje? W tym sęk" jest świetlikowo-kawiarniane, za "Gryzą się psy" mógłby się podpisać Tom Waits, "Szczękoszczęście coraz bliżej" to wieczorny klub jazzowy przepełnionymi zgorzkniałymi panami z fedorami na głowach, którzy nie dbali zbytnio o stan swoich płuc. Nie dziwi wybór "Średniowieczności" oraz "Jednakowych" na single - to zdecydowanie najprzystępniejsze w odbiorze płyty. Ba, pierwszy z nich to ostatecznie lekka radiówka do potuptania nóżką z atrakcyjną zmianą progresji na refrenie, która może nieco zbyt pachnie galicyjską starówką.

Właściwie sama stylistyka płyty staje dla twórców bronią obosieczną. "Sęk You" to płyta intrygująca, ale niewystarczająco angażująca. Inteligentna i uniwersalna w podejmowanej tematyce, ale tworząca wokół siebie aurę dużo bardziej ambitnej i wymagającej niż faktycznie jest. Przyjemna, ale nieotwierająca nowych drzwi przy kolejnych odsłuchach. Mimo to warto sprawdzić chociaż z ciekawości, bo - tak jak wspomniałem - takich twórców jak Mariusz Lubomski już w zasadzie nie ma. I już po pierwszych sekundach wejścia jego wokalu w dowolnym utworze, też poczujecie ten powrót do przeszłości.

Mariusz Lubomski "Sęk You", Mystic Production

6/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas