Reklama

Little Mix "Confetti": Kukiełki Simona Cowella już go nie słuchają [RECENZJA]

Poprzednia płyta Little Mix o tym samym tytule była dowodem na swego rodzaju przełom w działalności zespołu. Był to tak zwany album imienny, wokalistki postawiły na naturalny wygląd, bardziej stonowany, dojrzalszy. Tak samo miała wybrzmieć cała płyta, pierwsza, którą nagrały po zerwaniu kontraktu z ich matczynym Syco, wytwórnią Simona Cowella, który jako juror w “X Factorze" zadecydował o powstaniu Little Mix.

Poprzednia płyta Little Mix o tym samym tytule była dowodem na swego rodzaju przełom w działalności zespołu. Był to tak zwany album imienny, wokalistki postawiły na naturalny wygląd, bardziej stonowany, dojrzalszy. Tak samo miała wybrzmieć cała płyta, pierwsza, którą nagrały po zerwaniu kontraktu z ich matczynym Syco, wytwórnią Simona Cowella, który jako juror w “X Factorze" zadecydował o powstaniu Little Mix.
Okładka płyty "Confetti" grupy Little Mix /

Muzycznie wyszło poprawnie, dobrze, nie było do czego się przyczepić. Ot, kolejna płyta, której nikt oprócz fanów Little Mix nie będzie pamiętał. Znaczną poprawę słychać na"Confetti".

Jak sama nazwa (i okładka!) wskazuje, jest kolorowo, hucznie, imprezowo, radośnie. "Break Up Song" (posłuchaj!) to kolejny "hymn" w karierze Little Mix, następca przeboju "Shout Out to My Ex" (sprawdź!). Tuż za tym kawałkiem na płycie znalazły się kokieteryjne "Holiday", stanowiące gotowy przepis na hit Tik-Toka "Sweet Melody", tytułowe, seksowne "Confetti", chwytliwe "Happiness", czy "Gloves Up", które momentami trochę za bardzo przypomina "I Did Something Bad" Taylor Swift.

Reklama

Wszystkie piosenki, które właśnie wymieniłam, stanowią perfekcyjną mieszankę nowoczesnego i tradycyjnego popu z elementami muzyki tanecznej, R&B i hip hopu. Fantastyczna produkcja, mocne wokale i chwytliwe kawałki to połączenie, którego tak naprawdę wszyscy od dawna potrzebowaliśmy. Nie narzekam na brak popowych premier w ostatnim czasie, ale dawno nie miałam okazji posłuchać albumu tak przebojowego, przyjemnego, a przy okazji po prostu dobrego. A przecież każdy z nas ma czasami ochotę oderwać się od rzeczywistości, która w tym roku pełna jest szarości.

Na albumie są też oczywiście słabsze momenty. "A Mess (Happy 4 U)", "My Love Won't Let You Down", "Rendezvous" i "If You Want My Love" absolutnie nie są wybitne, potrafią lekko znużyć. Trochę szkoda, że największy (i na ten moment chyba zresztą jedyny) girlsband w Wielkiej Brytanii nie kazał nam poczekać na nową płytę trochę dłużej, żeby te generyczne zapychacze zdążyły zastąpić czymś bardziej wartościowym.

Ale, ale! Na "Confetti" ważnych tematów wbrew pozorom nie brakuje. Little Mix umiejętnie przemyciły na albumie pewne wyznanie. "Not a Pop Song" to ich sposób na przyznanie, że swoją karierę zaczęły jako jeden z wielu tworów Simona Cowella, twierdzą, że były kukiełkami. Myślę, że znalazłoby się wiele osób, które chętnie zobaczyłyby minę słynnego bezlitosnego jurora "X Factora", gdy słyszy tekst: "Nie robię tego, co każe mi Simon".

Little Mix nie stworzyły płyty przełomowej, czego nikt od nich nie oczekiwał. "Confetti" to jednak wciąż jedna z najlepszych popowych propozycji ostatnich miesięcy. Wreszcie czuć - nie tylko w świetnych akcjach promocyjnych, ale również w muzyce - że LM są pewnymi siebie, silnymi kobietami, które jeszcze nie raz zaimponują nam swoimi głosami, których już nie boją się używać.

Little Mix "Confetti", Sony Music Polska

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Little Mix | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy