Lily Allen "Sheezus": Sztuka bezczelności (recenzja)
Królowa Myspace'a wróciła po pięcioletniej przerwie. Co prawda Myspace już się skończył, ale Lily Allen w żadnym wypadku.
Choć Brytyjka odgrażała się, że zakończy karierę, na szczęście tego nie zrobiła. Album "Sheezus" potwierdza, że popowy krajobraz bez Lily Allen byłby znacząco uboższy.
Nawet jeśli sama Lily Allen dąsa się i przekornie twierdzi, że "Sheezus" to nie jest jej najlepsza płyta (co przy premierze jest stwierdzeniem rzadkim, a może nawet sensacyjnym) i zgadza się z fanem, który napisał, że jej nowe single to "potulny popowy chłam".
Ów "potulny popowy chłam" - to zapewne strzał wymierzony w singel "Air Balloon" - urozmaicony został większymi niż dotychczas wpływami r'n'b ("Close Your Eyes"), funkiem ("Insincerely Yours") czy... ironicznym dubstepem ("URL Badman"). W porównaniu do "It's Not Me, It's You" trochę mniej tu synthpopu, który najwyraźniej ostał się w singlowym "Hard Out Here". Lily Allen, pod okiem wieloletniego współpracownika Grega Kurstina, niezmiennie traktuje pop jak gumę do żucia, którą trochę się pobawi, a później ją wypluwa. A jeśli już przy gumach do żucia jesteśmy, to Lily niezmiennie flirtuje z zapoczątkowanym w latach 60. nurtem "bubblegum pop", parafrazując go na własną, bezczelną modłę.
Bezczelność - dowcipna, sarkastyczna, ożywcza - to wciąż największy atut Lily Allen. Okazało się, że macierzyństwo i założenie rodziny wcale nie zmieniło Lily jako artystki.
W otwierającym płytę "Sheezus" Brytyjka wymienia Beyonce, Lady Gagę, Rihannę, Katy Perry i Lorde, by w refrenie zażądać: "Daj mi tę koronę, dz...o".
W najbardziej "ofensywnym" numerze na płycie, "Insincerely Yours" śpiewa: "Nie interesuje mnie twoje idealne życie / Twoja idealna żona / Zbiera mi się na wymioty / Mam w d... twój Instagram / Twój piękny dom i brzydkie dzieci / Nie jestem twoją przyjaciółką / Nie będę udawać / Umówmy się / Jestem tu, żeby zarabiać pieniądze, pieniądze, pieniądze / Muszę się tylko uśmiechać".
Z kolei w "Hard Out Here" wzdycha: "Ciężko być suką w show-biznesie".
Refleksje Lily Allen nie sprowadzają się jednak tylko do narzekań pyskatej gwiazdy. To również trafne, osobiste i aktualne spostrzeżenia na temat związków, życia i medialno-celebryckiego cyrku. Nie jest przypadkiem, że album kończy zupełnie poważna ballada "Somewhere Only We Know" z repertuaru grupy Keane. Bo Lily Allen przy całym swoim braku powagi jest absolutnie na serio.
Lily Allen "Sheezus", Warner
7/10