Kubi Producent "+18": Cyrk na mikrofonach, w głowie się nie mieści [RECENZJA]

Miało być Dom Perignon, a jest kac jak po zwietrzałym Sowietskoje Igristoje.

Kubi Producent na okładce "+18"
Kubi Producent na okładce "+18" 

Naprawdę trzeba być bardzo pewnym siebie, żeby mając niecałe 20 lat porwać się na płytę producencką zapraszając przy tym całą plejadę współczesnych gwiazd rapu, a nie smutnych MC's znanych raptem kilku osobom w kraju. I to jest pierwszy plus dla Kubiego Producenta.

Akurat w tym przypadku nie potrzeba wielkiej filozofii - takie nazwiska, na takiej płycie, w dodatku wydanej w majorsie, były obowiązkiem. A kogo tu mamy? Są m.in. Żabson, Kaz Bałagane, Reto, Malik Montana, White 2115, Borixon i Białas. To oczywiście tylko wycinek, ale patrząc na same ksywki, od razu można rozpoznać kierunek, jakim będzie podążał album. Niemniej - lista credistów wygląda naprawdę nieźle, a urozmaicenie tracklisty Coals czy Ptakovą, której świetny refren ratuje "Nie zatrzymuj mnie" jest dobrym posunięciem.

Drugi plus jest za progres, bo producent z Wadowic na przestrzeni ostatnich miesięcy mocno się rozwinął i wprowadził do swojej muzyki nową jakość. Już minęły czasy, kiedy można było odnieść wrażenie, że po otwarciu paczki ściągniętej z internetu beaty robiły się same. Okres pomiędzy nagranymi z Bedoesem "Aby śmierć miała znaczenie" i "Kwiatem polskiej młodzieży" nie poszedł na marne. Już ten drugi album pokazywał Kubiego jako beatmakera wciąż szukającego swojego brzmienia, ale też takiego, który wkroczył na kolejny level. Tutaj jest rozwinięcie wszystkich pomysłów z poprzedniej produkcji: docenić trzeba nie tylko klawisze żywcem brane z lat 80. czy gitary napędzające beat (mocne "Marlboro"), ale też melodyjność (pięknie wkomponowany wokalny sampel w "Małym świecie"), bo tej często jest tu aż nadto.

Z dobrych rzeczy to by było na tyle. Szkoda, że na całą plejadę niezłych i bardzo dobrych beatów, nie cierpiących tylko na sztywne, losowe hi-haty, nałożone zostały wokale, o których najczęściej ciężko napisać cokolwiek dobrego. Bo umówmy się - każdy, absolutnie każdy ze zgromadzonych był już w o wiele lepszej formie i nawet ci najsłabsi niejednokrotnie miewali przebłyski. Zabawne, ale jednak mieli.

Tutaj? Parafrazując klasyczne wersy Wilka: cyrk na mikrofonach, w głowie się nie mieści. W tym monotematycznym piekiełku spektrum tematów nie jest szerokie: Gucci, drogie samochody, zazdrośnicy spoglądający na łatwo zarobione PLNY, dilerka, kobiety kochające bad boyów, "smażenie warzyw" i robienie pieniędzy, zwłaszcza wtedy, kiedy przeciętny Kowalski wstaje do pracy. Vic i Kosa wszystko wytłumaczyli w "Miastach" - "To miasto pełne drogich fur i tanich s** / Zwiniętych setek niespełnionych snów".

Jeden mówi, że jest tu po to, żeby nie było zimno, inny, dumnie nazywający się kochanym łobuzem, udowadnia że ponglish nie jest mu obcy. Większość raperów, nawiązując do pierwszego numeru, myśli że jest supermanem. I faktycznie, we własnym wyidealizowanym świecie z ludźmi pozbawionymi jakiegokolwiek gustu muzycznego na pewno robi za herosa. Trzeba by było przepisać połowę tekstów, żeby wskazać największe kwiatki (polskiej młodzieży), ale na to zwyczajnie szkoda czasu. Takich perełek, jak "Ja na swoim miejscu wchodzę na show, nie wchodzę na Facebook / Nie wchodzę na Facebook, dzisiaj nie robię tych błędów ortograficznych" Zeamsone w "Królowych" czy "Po północy jak wilkołak, się zmieniła w k*** / Gdzie jej kochający chłopak, tego nie uczono w szkołach" Kuqe w "Kiedy byłem mały" jest tu od groma.

Szukanie zalet "+18" jest tak samo karkołomnym zadaniem, jak słuchanie całej płyty z wokalami, bo bonusowy, instrumentalny krążek daje jednak sporo frajdy. Żeby jednak nie było tak źle - całkiem solidnie wypadli Gedz, Jan-rapowanie i Solar w "Golemie". Dobry występ zalicza White 2115 w "Marlboro" - niby kontynuacji kultowych w niektórych kręgach "Papierosów". Alcomindz, wspomagani przez Szopena, po raz kolejny udowadniają, że jak mało kto zasługują na legalny album. Ptakova wokale wnosi na zupełnie inny poziom i udowadnia, że auto-tune nie zawsze jest koniecznością. Musi się podobać uliczny sznyt w "Małym Świecie", który przedstawia ciągle niedoceniany Major SPZ.

"+18" cierpi na klasyczną bolączkę wszystkich płyt producenckich. Gości. Bo z jednej strony naprawdę szkoda Kubiego, że tyle roboty poszło na marne, z drugiej przecież ktoś musiał się na to zdecydować. A najlepszą oceną niech będzie kilkukrotny wybuch śmiechu mojej dziewczyny przy niektórych wersach. Więc na koniec klasycznie - Jezu Chryste, Kubi...

Kubi Producent "+18", Sony Music Poland

3/10


Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas