Jazzpospolita "Przypływ": Fala z nową energią [RECENZJA]

Zmienia się wszystko, chociaż nie zawsze wychodzi to na dobre. Na nowości stawia także jeden z najważniejszych zespołów ostatnich lat w naszym kraju, jednak w tym przypadku roszady personalne wcale nie wpłynęły na jakość. Wręcz przeciwnie - nowe granie skutecznie przypomina stare, wnosząc przy tym więcej spokoju i spójności.

Okładka płyty "Przypływ" Jazzpospolitej
Okładka płyty "Przypływ" Jazzpospolitej 

Jazzpospolita czysty jazz oferuje tylko z nazwy, ale posiada przynajmniej muzyczny pierwiastek typowo polski. Kwartet zawsze był genialną hybrydą kilku gatunków, zahaczając także o szeroko pojętą muzyką współczesną - od nu jazzu po typowe alternatywne granie. I dokładnie taki jest "Przypływ" - najnowsze dzieło grupy ma w sobie trochę słowiańskiej nostalgii i melancholii, a kilka fragmentów, w tym kilka improwizowanych popisów, zdradza fascynacje rodzimymi klasykami.

Zmian nie słychać od razu, jednakże po większym zagłębieniu w całość, da się poczuć, że zespół wraca do klimatu kilku poprzednich produkcji. Duży kontrast słychać natomiast porównując "Przypływ" do poprzedniego "Humanizmu", który to w swojej rozciągłości miał kilka momentów, które mogły skutecznie trafić do szerszego grona, i wcale nie mam tu na myśli utworów z Pauliną Przybysz czy Noviką.

"Przypływ", mimo bardziej oszczędnej,i może się wydawać, że nawet uproszczonej formy, oferuje znacznie więcej. Tutaj jazz, a w zasadzie "nasz yass" namiętnie romansuje z post rockiem (zwracam tu szczególną uwagę na fantastyczne "Kwiaty cięte", zdecydowanie najlepszy tu utwór), nie patrząc się na mechaniczne melodie w których nie można wyjść poza rozpisany schemat. Kompozycje często są minimalistyczne, co słychać już w momencie rozpoczęcia całej uczty w ascetycznym, podzielonym na kilka części "Białym lesie", kiedy to miękki klawisz kontrastuje z gitarą basową, by po chwili nastąpiła zmiana w stronę bardziej new wave'owych klimatów, znajdując przy tym miejsce na gitary Łukasza Borowickiego. 

Niemalże każda minuta przynosi coś nowego - utwory, pomimo niezbyt rozbudowanego instrumentarium - są złożone, ciekawie napisane i dają sporo przestrzeni do indywidualnej gry. Album cechuje też większa spójność, więc warto tutaj odnotować fakt, że kompozycje wyszły spod ręki dwóch osób: Stefana Nowakowskiego i nowego gitarzysty, wspomnianego wcześniej Borowickiego. Zostaje jednak miejsce na improwizację, wycieczki poza doskonale znane formy i oczywiście solówki, a wśród tych wyróżnia się gra Michała Załęskiego na fortepianie w "Rezerwacie" czy "Wszystkich barwach".

Jest tu również kilka trudniejszych momentów, których głównym założeniem nie jest to, żeby te podobały się odbiorcy, ale są zaprezentowaniem umiejętności muzyków. "Wszystkie barwy" odważnie wpadają w rejony free jazzu, natomiast temat rozwija się powoli i apogeum następuje na sam koniec, kiedy znajduje się miejsce dla wszystkich członków Jazzpo. Pięknie wygrywa "Przedwiośnie", kiedy proste, uderzenia klawisza i perkusja pozwalają wyjść przed szereg basiście. Takich niespodzianek jest tutaj dużo i główną siłą "Przypływu" są właśnie one - pojedyncze fragmenty, których poszukuje się za każdym razem. 

Kwartet nie płynie z prądem tak swobodnie i finezyjnie jak niedawno, natomiast wyjście naprzeciw własnym oczekiwaniom przyniosło całkiem sensowny efekt. Kto chciał klasycznej Jazzpospolitej w odświeżonej formule ten powinien być zadowolony z "Przypływu". Bezpiecznego, zamkniętego w swoim świecie i jednocześnie zmuszającego do poszukiwania pojedynczych dźwięków. Dlatego Jazzpospolitej słucha się w całości, bo kto wie, czy za chwilę nie odkryje się czegoś na nowo.

Jazzpospolita "Przypływ", Audio Cave 

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas