Reklama

Horta "Księżyc i Mars": Wejdź w trans [RECENZJA]

Lubię sobie czasem potańczyć po domu dla rozładowania emocji. Coś jak Natalie Imbruglia pod koniec "Torn". I to jest do tego idealna płyta. A jak jeszcze Jacek na początku śpiewa: "Podaj mi dłoń i ze mną leć", to podaję i lecę przez następne 35 minut.

Lubię sobie czasem potańczyć po domu dla rozładowania emocji. Coś jak Natalie Imbruglia pod koniec "Torn". I to jest do tego idealna płyta. A jak jeszcze Jacek na początku śpiewa: "Podaj mi dłoń i ze mną leć", to podaję i lecę przez następne 35 minut.
Zespół Horta wydał album "Księżyc i Mars" /Krzysztof Kadis /materiały prasowe

Trudno mi było przyporządkować gdzieś ten zespół. Wcześniej widziałam ich na żywo, zanim posłuchałam czegoś studyjnego, i gdzieś z tymi syntezatorami i malowaniem twarzy, i kosmicznym image’em zahaczali o new romantic, ale i do rockowego koncertu pasowali idealnie. Potem sami przyszli z pomocą, mówiąc, że "trudno określić gatunek", więc czuję się rozgrzeszona i zamiast zaprzątać sobie tym głowę, po prostu cieszę się dobrą muzyką.

Płytę rozpoczyna "Nowy dzień" ze spokojnym, delikatnym pianinem. Już to intro sprawia, że przerywa się wszystkie zadania i trochę podkręca głośność ze świadomością, że właśnie zaczyna się coś ciekawego i zupełnie innego niż proponuje lwia część polskiej sceny muzycznej. Za chwilę w "Ana’s Mood" dostajemy ostrzejszą gitarę i hipnotyzujące syntezatory. Do tego mądrze wykorzystane falsety, dobrze napisany tekst i "Powiedz, skarbie, jak to jest..." długo jeszcze nie wyjdzie z głowy.

Reklama

Potem wjeżdża mroczna "Lilith". Mroczna, ale jednocześnie wpadająca w ucho, bo jakimiś magicznymi mocami chłopaki sprawiły, że te dwa uczucia mogą istnieć jednocześnie. Tutaj też wokalista pokazuje kolejną odsłonę swojego głosu, wydobywając krzyk z najgłębszej, najczarniejszej części serca. "Trans" to najbardziej energetyczny kawałek na albumie. "Wejdź w trans, to już jakiś plan" zmusza ciało do ruszenia się, a znowu subtelne "Skarbie, tak patrzę na ciebie już jakiś czas" może pewnie roztopić niejedno serduszko.

Kolejne utwory są tak samo różnorodne, ale każdy ma w sobie coś. Choć "Reason" nie wszedłby do mojej topki z tego albumu, to sekwencja "Analiza w toku, wielki plan / myśli, słowa, czyny, ostro gram" nie chce wyjść z głowy. Balladowy "Księżyca Blask", następnie mocniejsze "Uciekaj" (ale przy "Powiedz lepiej czego chcesz, co mi zrobisz, jak mnie zjesz" trochę się z pobłażaniem uśmiecham, przyznaję) i singlowy "Ślad" z przyciągającym ucho gitarowym solo.  

Płytę kończy "Zegar", dla mnie najlepszy utwór z tego albumu i jednocześnie jedna z najsmutniejszych, ale i w pewien sposób kojących kompozycji, jakie znam. Nigdy nie byłam fanką Closterkellera, ale głos Anji Orthodox tworzy tutaj niepodrabialny klimat.

Wiem, że jest dopiero kwiecień, ale to dla mnie jeden z najciekawszych albumów 2023 roku. W ostatniej rozmowie po koncercie panowie zdradzili, że pierwszy singel z następnej płyty, która już się tworzy, jest genialny i nie mam powodów, żeby nie wierzyć. A "Księżyc i Mars" wydajcie na CD, obiecuję często patrzeć na niego z zachwytem.  

Horta "Księżyc i Mars"

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Horta | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy